english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

10. Niedziela po Trójcy Św.

9 sierpnia 2015 r.

28. I przy­stą­pił jeden z uczo­nych w Piśmie, który sły­szał, jak oni roz­pra­wiali, a wie­dząc, że dobrze im odpo­wie­dział, zapy­tał go: Które przy­ka­za­nie jest pierw­sze ze wszystkich? 29. Jezus odpo­wie­dział: Pierw­sze przy­ka­za­nie jest to: Słu­chaj, Izra­elu! Pan, Bóg nasz, Pan jeden jest. 30. Będziesz tedy miło­wał Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swo­jej, i z całej myśli swo­jej, i z całej siły swojej. 31. A dru­gie jest to: Będziesz miło­wał bliź­niego swego jak sie­bie samego. Innego przy­ka­za­nia, więk­szego ponad te, nie masz. 32. I rzekł do niego uczony w Piśmie: Dobrze, Nauczy­cielu! Prawdę powie­dzia­łeś, że Bóg jest jeden i że nie masz innego oprócz niego.

Mk 12, 28–32


Znalezione obrazy dla zapytania michał kuhnW dzisiejszą Niedzielę Izraela, obchodzoną na pamiątkę zburzenia Świątyni Jerozolimskiej w 70 r. n.e., mamy zastanowić się nad rolą Izraela w dziele historii zbawienia, ale także nad naszą postawą wobec narodu żydowskiego, która to w naszym kraju przybiera często postać antysemityzmu, co jak twierdził Karl Barth jest grzechem przeciw Duchowi Świętemu.

 

W jed­nej z żydow­skich aneg­dot Bóg mówi do ludzi: „Życzył­bym sobie aby­ście prze­stali się przej­mo­wać tym czy ist­nieję czy nie ist­nieję, ale zaczęli wypeł­niać przy­ka­za­nia”. Być może sam Bóg nigdy by takich słów nie wypo­wie­dział. Zapewne dla­tego, że wielu ludzi jest skłon­nych prze­strze­gać przy­ka­za­nia, głów­nie dla­tego, że wła­śnie wie­rzą w Boga i boją się Jego kar.

 

Co prawda lęk przed Bożymi karami wydaje się w obec­nych cza­sach słab­nąć, nie­mniej wciąż sta­nowi jedno ze sku­tecz­niej­szych narzę­dzi, któ­rymi posłu­guje się Kościół, by „zachę­cić” wier­nych do posłuszeństwa.

 

Jed­nym z klu­czo­wych wystą­pień Jezusa było tzw. Kaza­nie na Górze. Roz­po­czy­nało się ośmioma bło­go­sła­wień­stwami, w któ­rych Jezus nakre­ślał drogę do osią­gnię­cia pełni życia i szczę­ścia już tu na ziemi. Kiedy jed­nak słowa Kaza­nia na Górze, zesta­wimy np. z dzi­siej­szym frag­men­tem mówią­cym o miło­ści, trudno nie zapy­tać czy wiara oparta na lęku przed Bogiem może dać czło­wie­kowi szczę­ście? Albo czy posłu­szeń­stwo, wypły­wa­jące ze stra­chu przed karą, da się pogo­dzić z postawą miłości? Czym jest miłość do Boga?

 

Miłowanie Boga całym sobą rozpoczyna się od bezwarunkowego poddania się Bogu, dania Mu pierwszeństwa przed wszystkimi i wszystkim. Serce człowieka wierzącego poddaje się łagodnie woli Boga.

Miłowanie Boga całym sobą odnosi się do życia, pragnień, uczuć, uwielbienia, wdzięczności. Dusza człowieka ufającego Bogu lgnie do Niego i wywyższa Go ponad wszystko.
Miłowanie Boga całym sobą odnosi się do pracy umysłu, poznania, rozumienia, badania. Oznacza sposób myślenia odnoszący wszystko najpierw do Boga. Myśl i umysł człowieka wierzącego poznają Boga i ufają Mu, są oddane poszukiwaniu prawdy. 
Miłowanie Boga całym sobą w końcu odnosi się do wytrwania i posiadania czegoś. Siłą, mocą człowieka wierzącego jest wielkość jego miłości do Boga, miłowanie Go całym bogactwem, wszystkimi zasobami.

Jezus potwierdził przekonanie rozmówcy o tym, że należy nie tylko wierzyć w Boga, ale należy także podjąć zasadniczą decyzję miłowania Boga ponad wszystko. I to nie wystarcza, bo trzeba podjąć jeszcze jedną zasadniczą decyzję: miłowania bliźniego swego jak samego siebie.

Kto zatem jest bliźnim? Etymologicznie: ten tuż obok, w pobliżu, blisko; stąd: bliźni, sąsiad. Bliźnim jest ten, kto teraz jest obok mnie, ktoś obok w potrzebie. 

Miłowanie samego siebie to nie egoizm, ale akceptowanie siebie jako stworzonego i obdarowanego przez Boga. Poczucie własnej wartości i miłowanie samego siebie stanowi wstępny warunek do miłowania innych. 

 

Miłowania bliźniego swego to uznawanie jego wartości i godności wynikającej z bycia stworzonym przez Boga i obdarowywanie go tym, co człowiek wierzący otrzymał od Boga.

 

Innymi słowy od reli­gii, w któ­rej trzeba było sobie mocno zasłu­żyć na przej­ście kolej­nego stop­nia hie­rar­chii, Jezus pro­po­no­wał przej­ście do reli­gii opie­ra­ją­cej się na miło­ści i na bli­skim kon­tak­cie z Bogiem, który miał miesz­kać w ludz­kich ser­cach, a nie jedy­nie w oto­czo­nym lękiem miej­scu naj­święt­szym. Krótko mówiąc Jezus pró­bo­wał zmie­nić dotych­cza­sowy obraz Boga, prze­no­sząc akcent z Bożej świę­to­ści, która wielu wyklu­czała, jeśli nie byli dosta­tecz­nie pobożni, na Bożą miłość, która zapra­szała wszyst­kich. To z tego powodu Jezus nie wahał się jadać posił­ków z ludźmi, któ­rych spo­łe­czeń­stwo wyklu­czało, spo­ty­kał się z poga­nami, nie­na­wi­dzo­nymi pobor­cami podat­ko­wymi, pogar­dza­nymi pro­sty­tut­kami. Doko­ny­wał praw­dzi­wej rewo­lu­cji miło­ści, która miała tak ogromną siłę, że wcią­gnęła uczniów, pierw­szych chrze­ści­jan i szybko roz­lała się na więk­szość ówcze­snego świata.

 

Praw­do­po­dob­nie więc siła pierw­szych zbo­rów chrze­ści­jań­skich nie leżała w czy­sto­ści nauki, o któ­rej nie mogło być mowy, wszak nawet do spi­sa­nia i uzgod­nie­nia Nowego Testa­mentu droga była jesz­cze daleka. Nie tkwiła także w dosko­na­ło­ści moral­nej, gdyż nie­które zbory bory­kały się z takimi pro­ble­mami moral­nymi, które mimo wszystko dziś są nawet nie do pomy­śle­nia. Wydaje się, że swój dyna­miczny roz­wój pier­wotny kościół zawdzię­cza głów­nie reali­za­cji słów Jezusa o miło­ści. Tak długo jak do kościół był miej­scem, w któ­rym każdy życiowy roz­bi­tek, każdy grzesz­nik, czło­wiek zła­many, poobi­jany przez życie, mógł zna­leźć miłość – zbory szybko się rozwijały.

 

Oczy­wi­ście posłu­guję się tutaj uogól­nie­niami, ale trudno oprzeć się wra­że­niu, że coś poszło nie tak, gdy cesarz rzym­ski Kon­stan­tyn Wielki zale­ga­li­zo­wał chrze­ści­jań­stwo i uczy­nił z niego reli­gia uzna­waną przez cesar­stwo. Z jed­nej strony fakt wyda­wał się być trium­fem wiary chrze­ści­jań­skiej. Oto cesar­stwo, które dotych­czas bru­tal­nie prze­śla­do­wało chrze­ści­jan, zaczyna np. finan­so­wać budowę chrze­ści­jań­skich świątyń.

 

Ale cena jest wysoka. Pań­stwo zaczyna mia­no­wać bisku­pów i innych hie­rar­chów kościel­nych. Poja­wia się struk­tura, bliź­nia­czo podobna do hie­rar­chii Cesar­stwa Rzym­skiego. Jakby dwa pań­stwa się wymie­szały. Chrze­ści­jań­scy hie­rar­cho­wie zdo­by­wają zaś wła­dzę pozwa­la­jącą myśleć o narzu­ca­niu całym spo­łe­czeń­stwom kościel­nych praw i moralności.

 

Nie­wąt­pli­wie wyda­rze­nia te miały ogromny i w wielu aspek­tach bar­dzo pozy­tywny wpływ na roz­wój Kościoła Chrze­ści­jań­skiego. Ale jak wspo­mnia­łem wcze­śniej, nie spo­sób pozbyć się wra­że­nia, że coś rów­nież zostało utra­cone… Narzę­dziem misji Kościoła coraz czę­ściej sta­wało się prawo, lęk i posłu­szeń­stwo. Coraz rza­dziej sły­chać o miło­ści, akcep­ta­cji, pokoju.

 

Rów­nież i dzi­siaj przy­cho­dzi pomy­śleć, że to chyba dobrze, iż Kościół chrze­ści­jań­ski stał się sza­nu­jącą się wspól­notą. Tylko co z ludźmi, któ­rzy mają się źle? Co dzieje się z życio­wymi roz­bit­kami? Ludźmi prze­ży­wa­ją­cymi poważne kło­poty, czę­sto pięt­no­wa­nymi przez innych? Czy Kościół to wciąż miej­sce także dla nich?

 

Co z ludźmi będącymi innego wyznania, mającymi inny światopogląd, inne spojrzenie na otaczający nas świat i jego sprawy?

 

A może warto zapy­tać bar­dziej oso­bi­ście. Czy w chwili, kiedy sam wpadnę w kło­poty, kiedy moje życie poto­czy się nie tak, jak chcia­łem… Kiedy upadnę, poniosę widoczną dla wszyst­kich porażkę… Kiedy, być może będę przez innych potę­piany, pięt­no­wany… Czy w takiej sytu­acji szu­kał­bym pomocy w Kościele? Czy nie bał­bym się, że zostanę jesz­cze bar­dziej napięt­no­wany, przez ludzi poboż­nych i moral­nie dosko­nal­szych? Kościół, wspól­notę, two­rzymy my wszy­scy. I chyba warto cza­sem posta­wić sobie te, nieco kło­po­tliwe, pytania.

 

Nigdy do końca nie wiemy, jak nasze życie się poto­czy. Nigdy do końca nie możemy prze­wi­dzieć jakich pora­żek, jakich upad­ków i jakich pro­ble­mów możemy doświad­czyć. Z pew­no­ścią zatem warto moc­niej do sie­bie wziąć słowa Jezusa o miło­ści, a rza­dziej czuć się upo­waż­nio­nym do wyda­wa­nia sądów moral­nych o innych.

 

Nie prawo, nie posłu­szeń­stwo, a nawet nie poboż­ność sta­no­wią naj­więk­sze przy­ka­za­nie. Naj­więk­szym przy­ka­za­niem jest miłość. Warto się żarli­wie modlić, by Bóg, dał nam siły do takiej miło­ści, by każdy mógł wśród nas jej doświadczyć.

 

Warto o tę miłość zabie­gać, by w chwili, gdy nam przy­da­rzy się jakiś upa­dek, kościół nie jawił się jako miej­sce ludzi dosko­na­łych, goto­wych wytknąć pal­cem każdy grzech, ale jako spo­łecz­ność grzesz­ni­ków, któ­rych łączy miłość do Boga i do dru­giego człowieka. Amen

ks. Michał Kühn