english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Niedziela Przedpostna

15 lutego 2015 r.

I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać. I mówił o tym otwarcie. A Piotr wziął go na stronę i począł go upominać. Lecz On odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie. A przywoławszy lud wraz z uczniami swoimi, rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie. Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi.

Mk 8,31-38


Drodzy Czytelnicy,

 

Każdy i każda z nas był albo jest uczniem i każdy z nas był też w jakimś sensie nauczycielem, kiedy próbowaliśmy kogoś innego czegoś nauczyć. Myślę więc, ze każdy zgodzi się ze stwierdzeniem, że trudno jest być uczniem – szczególnie wtedy, kiedy przychodzi czas na sprawdzenie wiadomości. Jednak jeszcze trudniej jest być nauczycielem.

 

Każdy, kto naucza innych chciałby widzieć efekty swojej pracy nie tylko w zaliczonych z konieczności sprawdzianach, ale prawdziwą pasję w oczach swoich uczniów, radość odkrywania czegoś nowego. Chciałby dostrzec ten moment, kiedy książkowa wiedza przeradza się w życiową mądrość będącą miarą dojrzałości. Ale ten moment nie zawsze nadchodzi – mimo poświęconych sił i starań.

 

Dzisiejsza Ewangelia mówi o trudnej relacji Jezusa – Nauczyciela i Jego uczniów. Spędzili już ze sobą wiele czasu. Jezus przemawiał do nich każdego dnia. W przypowieściach opowiadał im o Bożym Królestwie, które wraz z Nim przyszło na ten świat. Mówił o sobie samym i o swoim Ojcu. Na ich oczach uzdrawiał chorych i wypędzał demony, wskrzeszał umarłych i rozmnażał chleb.

 

Aż w końcu Jezus zapytał ich: Za kogo mnie ludzie uważają? (…) A wy za kogo mnie uważacie? (Mk 8, 27.29). Na to pytanie Piotr bez zawahania odpowiada Tyś jest Chrystus. Jednoznaczne, stanowcze wyznanie. A więc mogłoby się wydawać, że Piotr i pozostali uczniowie Jezusa osiągnęli dojrzałość – gotowość do tego, by pójść o krok dalej.

 

Rzeczywiście Jezus podejmuje kolejny krok. I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać. 32.I mówił o tym otwarcie.

 

Już nie w podobieństwach, ale otwarcie – jasno i wyraźnie Jezus mówi o tym, co nastąpi: o procesie przed Sanhedrynem, o wyroku śmierci ale także o zmartwychwstaniu.

 

Dopiero ta sytuacja okazuje się być prawdziwym egzaminem. Jedenastu reaguje milczeniem – zdziwieniem, niezrozumieniem, a może obojętnością na słowa Jezusa, a dwunasty – Piotr – ten sam, który przed chwilą mówił: Tyś jest Chrystus – Ty jesteś Mesjaszem, naszym Zbawicielem, teraz bierze Jezusa na bok i zaczyna Go upominać.

 

Ta sytuacja przypomina spotkanie rodziny przy łóżku śmiertelnie chorego człowieka. On sam mówi, ze umiera – jest mniej lub bardziej pogodzony z tą sytuacją. A jak reagują ludzie w jego otoczeniu? Tak samo jak uczniowie Jezusa: milczeniem, odwróceniem wzroku, skierowaniem rozmowy na zupełnie inne tory, albo właśnie tak jak Piotr. „Przecież nie umrzesz! Przecież są operacje, przeszczepy narządów, nowoczesne leki! Zobaczysz jeszcze z tego wyjdziesz! Nie wolno ci mówić i myśleć o śmierci!”

 

Piotr i pozostali uczniowie popełnił istotny błąd. Jego myśli utkwiły w słowach Jezusa o śmierci. A przecież On mówił dalej – zapowiedział swoje zmartwychwstanie. Nam ludziom trudno jest dostrzec sens cierpienia. Jeszcze trudniej jest nam pojąć to, że nieopisane cierpienie może mieć pozytywne zakończenie. To nie śmierć ma ostatnie słowo, ale Jezus.

 

To jest bardzo ważna myśl. W wielu sytuacjach naszego życia dajemy się ponieść strachowi i negatywnemu myśleniu. Zachowujemy się tak, jakby wszystko, co złe miało ostateczną władzę nad naszym życiem: choroba, śmierć, konflikt w rodzinie, zły szef, utrata pracy. Dajemy się pogrążyć rezygnacji i rozpaczy. Myślimy i mówimy, że to już koniec i poddajemy się. Ale tam, gdzie człowiek stawia ktopkę, tam Bóg stawia przecinek. Tam, gdzie człowiek przekreśla, stawia literę X, czyli znak niewiadomej, tam Pan Bóg stawia krzyż. Pan Bóg każe nam iść dalej w naszym myśleniu i działaniu. Pójść za Jezusem.

 

Oto idziemy do Jerozolimy, i wszystko, co napisali prorocy, wypełni się nad Synem Człowieczym(Łk 18,31). Gdy wczytamy się w Ewangelię, to okaże się, że właśnie od tego momentu dla Jezusa i Jego uczniów rozpoczyna się nowy etap wspólnej drogi – nowy etap uczniostwa. Jezus, choc poirytowany, rozczarowany postawą Piotra i pozostałych, nikogo nie odprawia, nikogo nie odrzuca, ale uczy krzyża.

 

Tak wlasnie, jako naukę musimy zrozumieć ostre slowa Jezusa wypowiedziane do Piotra: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.

 

Szatan, to w Biblii ten, kto odwodzi kogoś od zrobienia czegoś dobrego, powstrzymuje dobro. Wyjaśnienia wymagają też słowa idź precz. Greckie słowo stojące w tym miejscu Ewangelii można przetłumaczyć również jako „stań za”.

 

A więc Jezus mówi do Piotra: „Jeszcze myślisz po ludzku, a nie po Bożemu. Nie potrafisz zaufać Bożym myślom i planom. Jeszcze nie nauczyłeś się tego, co najważniejsze i starasz się mnie odwieść od tego, po co przyszedłem Ne ten świat. Stań za mną.” Jezus jakby szturcha Piotra w bok i stawia na nowo w szeregu swoich uczniów. Mówi mu, że zamiast wymachiwać świadectwem dojrzałości, musi wrócić do pierwszej klasy.

 

Kiedyś do wielkiego Ludwiga van Beethovena przyszedł młody człowiek, który pragnął zostać uczniem słynnego mistrza. Maestro kazał mu usiąść przy fortepianie i zagrać. Gdy młody pianista skończył grę, Beethoven powiedział do niego: „Mu­si pan jeszcze długo grać na for­te­pianie, za­nim pan zauważy, że nic nie umie.”

 

Lekcja pokory także dla nas. Nigdy nie będziemy absolwentami Jezusowej szkoły, magistrami Jezusowych nauk, ale zawsze Jego uczniami.

 

A więc Jezus daje Piotrowi i swoim pozostałym słuchaczom lekcję i mówi:Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie.

 

Lekcja o krzyżu – czym on jest, o tym, co w życiu naprawdę ma wartość, o co warto się starać, a o co nie warto, o wstydzie i prawdziwej odwadze.

 

Przed nami przełomowy tydzień. W najbliższą środę, a więc dosłownie w środku tego tygodnia rozpoczniemy czas pasyjny – czas krzyża, bo ku niemu będą biegły przez 40 dni nasze myśli. Pierwsza moja myśl jest taka, ze krzyż wymaga od nas przełomu – zmiany naszego myślenia, przestawienia systemu wartości.

 

Właśnie to miał na myśli Jezus mówiąc, że mamy się zaprzeć samych siebie. Zamiast mówić: „Jestem…” mamy mówić: „Nie jestem…”, a zamiast mówić: „Nie jestem…” mamy mówić: „Jestem…”. Często jest tak, ze myśląc i mówiąc o sobie używamy utartych stwierdzeń, zakorzenionych słów, które w naszych oczach podwyższają, bądź obniżają naszą wartość: „Jesteś wspaniałym człowiekiem, chodzącym ideałem”, albo wręcz przeciwnie: „Do niczego się nie nadajesz.” Jezus uczy, że zaprzeczając swojemu utartemu myśleniu możemy odkrywać samych siebie takich, jakimi naprawdę jesteśmy.

 

Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie.Krzyż kojarzy się nam z cierpieniem i kiedy słyszymy, że mamy na siebie wziąć swój krzyż wzdrygamy się, bo będzie bolało, przytłaczało nas, łamało aż ku samej ziemi. Ale przyjęcie krzyża nie oznacza tylko cierpienia. Przyjąć krzyż, to znaczy przyjmować każdą chwilę swojego życia jako dar z Bożych rąk. To oznacza iść krok w krok z Jezusem, uczynić Go naszym Panem – nauczycielem, przyjacielem, towarzyszem, największą miłością.

 

Wziąć na siebie krzyż oznacza zakochać się w Jezusie i kochać Go tak, jak On pokochał mnie. Stracić swoje życie ze zmartwieniami o dom, szkołę, pracę i zyskać nowe życie.

 

Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją. 36.Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? 37.Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?

 

Co mamy najcenniejszego w życiu? Jezus przypomina nam, że tym najcenniejszym, co mamy jest dusza – nasze wnętrze. Dziś wielu ludzi nie docenia tej strony życia albo nawet stara się ją zmarginalizować. Myśli, przeżycia, uczucia można przecież sprowadzić do poziomu reakcji chemicznych w mózgu. Ale czy tak naprawdę jest?

 

Jezus uczy nas na nowo odkrywać naszą duszę, jej wartość i potencjał. Uczy nas prawdziwego człowieczeństwa.

 

Utracić duszę – to znaczy wyrzec się samego siebie, poddać się przed Bogiem, przyjąć wolność z Bożych rąk. Uczy prawdziwie kochać życie i żyć z pasją. Amen.

ks. Marcin Brzóska