Przedostatnia niedziela roku kościelnego
Potem powiedział jeszcze do uczniów: Był pewien bogaty człowiek, który miał zarządcę, a tego oskarżono przed nim, że trwoni jego majętność. I przywoławszy go, rzekł mu: Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego szafarstwa, albowiem już nie będziesz mógł nadal zarządzać. I rzekł zarządca do siebie samego: Cóż pocznę, skoro pan mój odbiera mi szafarstwo? Nie mam sił, aby kopać, a żebrać się wstydzę. Wiem, co uczynię, aby mnie przyjęli do domów swoich, gdy zostanę usunięty z szafarstwa. I wezwał dłużników swego pana, każdego z osobna, i rzekł do pierwszego: Ile winieneś panu memu? A ten odrzekł: Sto baryłek oliwy. Rzekł mu więc: Weź zapis swój, siądź i szybko napisz pięćdziesiąt. Potem rzekł do drugiego: A ty ile winieneś? A ten odrzekł: Sto korców pszenicy. Rzekł mu: Weź zapis swój i napisz osiemdziesiąt. I pochwalił pan nieuczciwego zarządcę, że przebiegle postąpił, bo synowie tego świata są przebieglejsi w rodzaju swoim od synów światłości. (I Ja wam powiadam: Zyskujcie sobie przyjaciół mamoną niesprawiedliwości, aby, gdy się skończy, przyjęli was do wiecznych przybytków.)
Łk 16, 1-8(9)
Nieraz zastanawiam się, ile byłbym w stanie zrobić, aby osiągnąć zamierzony cel. Albo - z czego gotów byłbym zrezygnować, jak zreorganizować swoje życie, aby uratować, zachować to, co dla mnie ważne, najważniejsze.... Czas końca Roku Kościelnego owiany jesienną aurą sprzyja refleksjom sprowokowanym przez słowa hasła tygodnia: My wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym (2 Kor 5,10). I jeśli traktujemy to poważnie – a czy można inaczej? – to istotne staje się pytanie: jak stanę przed Bogiem?
Zdaj sprawę z twego szafarstwa brzmi jak wezwanie by spojrzeć i ocenić swoje życie. Chyba tkwi w nas jednak, w naszym myśleniu, pewien tradycyjny obraz związany z sądem, na którym staniemy z całym naszym życiem, z tym wszystkim co zrobiliśmy dobrego czy złego, a także z tym wszystkim czego nie zrobiliśmy – to również świadectwo o nas! – i wtedy zapadnie sprawiedliwy wyrok podsumowujący nasze dokonania. Zanim to jednak się wydarzy powinniśmy starać się – co czasem zmusza do poświęcenia, albo strasznie męczy – uzyskać jak najwięcej dobrych „argumentów” przed Bogiem. Przypomina mi to rozwiązania jak z komputerowych gier: trzeba uzbierać punkty, które pozwolą przejść do kolejnej planszy. Jak system szkolny: dobre oceny promują do następnej klasy. Jak rozwiązania korporacyjnych firm: efekty pracy pozwalają wznieść się na drabinie kolejnych stanowisk. Zapytajcie jednak samych siebie: czy to właściwy obraz? Czy Bóg czeka na wierzchołku drabiny i nagradza tych, którym udało się wspiąć?
Ciekawe jest to, że przypowieść Jezusa oparta na ówczesnych mechanizmach ekonomicznych skierowana jest – wybrzmiewa to wyraźnie w biblijnym tekście – do uczniów Jezusa, którzy mają uczyć się od synów tego świata. Czego można nauczyć się z przypowieści o nieuczciwym zarządcy?
Słuchając pobieżnie tej przypowieści można pomyśleć, że pochwałę uzyskała nie tyle nieuczciwość zarządcy, ale raczej jego spryt w umiejętnym gospodarowaniu, pozwalającym zabezpieczyć „emeryturę” po odejściu z intratnego stanowiska. Ale to chyba zbyt pobieżna lektura.... Bo jaka płynie z niej nauka? Czy podobnie jak „obrotny” zarządca wykazał spryt w zabezpieczeniu sobie dostatniej egzystencji, mimo utraty dotychczasowego stanowiska – tak my powinniśmy wykazywać się „roztropnością” jako ludzie znajdujący się w krytycznej sytuacji, którzy mając mało czasu, muszą się zatroszczyć o swoją wieczność, zabezpieczyć majątek „dobrych uczynków”? Napewno?
Może więc powiniśmy w tej przypowieści zobaczyć człowieka, który oskarżony – słusznie czy nie słusznie – stoi w obliczu nieuchronnej utraty dotychczasowego życia: nie tylko aktualnej pracy, ale i społecznego zaufania. Z niepokojem patrzy w przyszłość – co go teraz czeka. Mocno zderza się z realiami i własną kondycją: nie ma sił na pracę fizyczną, a nie godzi się na żebranie – by ocalić własną godność. Jako zarządca – nie tyle pracował na „etacie” – lecz czerpał profity z prowizji, jaką wliczał do sum objętych zobowiązaniami dłużników swego pana. Szukając rozwiązania zarządca wybiega więc do przodu – wzywa ludzi, pośród których przyjdzie mu żyć, a może nawet znaleźć pracę u któregoś z nich – i pomniejsza ich długi o całkiem realne kwoty. Nie dopatrujmy się jednak kolejnej malwersacji na majątku pana czy kreatywnej księgowości – ponieważ zarządca obniżając wartość zobowiązania, rezygnuje z części bądź całej należności związanej z własną prowizją, oddaje własny zysk – być może od początku nieuczciwy – na poczet przyszłych dobrych relacji.
Jest coś w tym, że najczęściej dopiero w krytycznych sytuacjach dostrzegamy konieczność zmian, konieczność wprowadzenia korekt w naszym postępowaniu czy sposobie życia. Dobrze, jeśli kryzys potrafimy zobaczyć jako punkt zwrotny. Może to nadmierny optymizm, ale w zarządcy z przypowieści nie chcę dostrzegać kogoś, kto zawsze potrafi „spaść na cztery łapy”. W biblijnej przypowieści wolę odkrywać przede wszystkim metanoię – przemianę człowieka, jego przeorientowanie ze względu na wyzwanie życia przed którym został postawiony. Człowieka, który musi na nowo poukładać swoje życie, który z pokorą i realizmem zmuszony jest wartościować swoje priorytety. Który w nowej sytuacji życia szukając podpory – musi przed „mamoną” zobaczyć ludzi pośród których żyje, z którymi musi poukładać relacje. Człowieka, który podejmuje działanie aby przywrócić sprawiedliwość, a zarazem dzięki „bonifikacie” stara się pozyskać przychylność i wdzięczność dłużników. Człowieka, który zmuszony sytuacją zaczął inaczej myśleć o majątku, o pieniądzach, i być może po raz pierwszy przyszło mu do głowy, że służą one również do tego, aby pomagać innym, zdobywając sobie przyjaźń i wdzięczność.
Czego mamy się nauczyć od synów tego świata? Czego możemy nauczyć się od człowieka, który został pochwalony za inicjatywę i mądre rozwiązanie, które pozwoliło mu nakreślić horyzont własnej, bliskiej przyszłości i zarazem zmieniło jego nastawienie tak do majątku, jak i do innych ludzi? Czy trzeba wielkiego rozsądku aby zrozumieć, że nie da się wnieść do nieba tych rzeczy, które tam są zupełnie nieprzydatne....
Być może sytuacja z przypowieści powinna przenieść naszą myśl na inny poziom: jeżeli zarządca dostał pochwałę za to, że wszelkimi sposobami chciał zatroszczyć się o swoje przyszłe materialne zabezpieczenie po utracie pracy, że nie stracił głowy, i z tego co mógł zrobić, uczynił najlepszy możliwy pożytek dla swojej przyszłości – czy nie bardziej wierzący powinni starać się o zbawienie? Powrócę do pytania: ile byłbym w stanie zrobić, aby osiągnąć zamierzony cel. Albo: z czego gotów byłbym zrezygnować, jak zreorganizować swoje życie, aby uratować, zachować to, co dla mnie ważne, najważniejsze.... Może więc mając perspektywę, że my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym mądrą decyzją będzie zmienić własną optykę – nazwę ją egoistyczną: czy dobrze postępując ostanę się przed Bogiem i jego sądem? – na optykę życia w miłości: cokolwiek uczynię jednemu z tych najmniejszych braci – czynię to nie tyle dla swojej „przyszłości”, ale dlatego, że w drugim człowieku właśnie wtedy spotykam się z Bogiem i Jego sądem.
Słowo Boże - kazania
-
W co wierzymy?
Biblijną naukę Kościoła Ewangelicko-
Augsburskiego streszczają 4 zasady.sola Scriptura - jedynie Pismo
czytaj więcej
sola Gratia - jedynie Łaska
sola Fide - jedynie Wiara
solus Christus - jedynie Chrystus -
Galeria fotografii
-
O naszym Kościele
-
Kalendarz wydarzeń