Wielki Czwartek
Albowiem ja przejąłem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której był wydany, wziął chleb, a podziękowawszy, złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją. Podobnie i kielich po wieczerzy, mówiąc: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie, na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć ten chleb jecie, a z kielicha tego pijecie, śmierć Pańską zwiastujecie, aż przyjdzie.
1 list do Koryntian 11:23-26
Gdy Pan przed wiekami wkroczył w niewolniczą codzienność swojego ludu zadrżały góry i zatrwożył się faraon, a wraz z nim lud jego. I pewnie nikt by o tym nie pamiętał, bo trzęsienia ziemi zdarzały się i wcześniej i później, a władcy i ich chwała przemijały i przemijają. Jednak było tam coś, co odróżniło na zawsze tę jedną noc od wszystkich innych – to krew baranka, którą wybrańcy Boży oznaczyli swoje domostwa, aby tym sposobem powstrzymać anioła śmierci.
Rok rocznie – po wszystkie wieki - Izraelici mieli wspominać tę Bożą ingerencję spożywając w pośpiechu wieczerzę paschalną.
Tak oto pobożny Żyd - Jezus z Nazaretu - udaje się do Jerozolimy na Święto Paschy. A wraz z nim dwunastu. Poza tym liczna rzesza uczniów, zapewne także i gapiów. Wszyscy oni mają do spełnienia rytualną powinność. Jeden z nich inną, niż do tej pory, ale jeszcze nikt o tym nie wie.
Kilka dni temu obchodziliśmy liturgiczną pamiątkę uroczystego wjazdu Jezusa do Jerozolimy – Niedzielę, zwaną Palmową. Świętowaliśmy wjazd Jezusa do Jerozolimy. Czytaliśmy o licznych rzeszach, które wyszły Mu na spotkanie i ścieląc gałęzie palmowe na Jego drodze wołały głośno na Jego cześć. Jezus wkraczał do miasta jadąc na ośle. Może dlatego, że przychodził w pokoju, a zwierzę, które nakazał sobie przyprowadzić było symbolem pokojowego nastawienia podróżnego. Król pokoju - znak pokoju. A może dlatego, że postanowił przybyć nie do możnych tamtego świata, nie do arcykapłanów i reprezentantów establishmentu ówczesnej klasy politycznej, a raczej do ubogich, chorych i zapomnianych. Król ubogich na ośle, kilka dni później w cierniowej koronie – znak ubogich. On nieustannie posługiwał się znakami, co ważne dla naszego rozważania.
Tłumy w każdym razie wiwatują. Ścielą gałęzie palmowe na drodze, by nie uraził o kamień nogi swojej…
Dla mnie to okropny obraz. Obraz ludzkiej niestałości i powierzchowności. Bo przecież wyszli Mu na przeciw wiedząc, że Łazarza wzbudził. Szukali atrakcji, rozrywki, dziwowiska. Czy ktoś szukał Mistrza, Bożego Pomazańca? Nikt nie wiedział i nie chciał się dowiedzieć, co jest prawdziwą przyczyną Jezusowej obecności w Mieście, ani tego, kim jest ten, który przychodzi jadąc na oślęciu. Nikt nie sprawdzał znaczenia prorockich przepowiedni, nie odczytywał znaków. Wszyscy skupili się na wiwatach. A znaki miały zawsze znaczenie, jak już to powiedzieliśmy.
Gdyby to wszystko działo się dzisiaj zapewne za ten wjazd na ośle i zmartwychwzbudzenie Łazarza zebrałby Jezus kilkaset tysięcy lajków. Ale czy zyskałby zrozumienie? Tak wtedy, jak i dziś nikomu nie chce się wnikać w istotę, czy przyczynę – raczej skupiamy się na „opakowaniu”. Wiwatują więc tłumy – Jezus dostaje kolejne lajki. Może ktoś zrobi selfie z Jezusem na oślęciu i wrzuci na Snapchata. Aż ktoś wrzucił hejt – i ruszyło się w drugą stronę.
Co się nagle stało, że stracił całe poparcie i wszystką życzliwość tłumu? Co się wydarzyło, że ci sami wiwatujący krzyczą za chwilę ukrzyżuj go!, krew jego na nas i na dzieci nasze!? Szaleństwo tłumu, takie samo od wieków aż na wieki. Gra pozorów i powierzchowność. Tak i dziś można przy pomocy jednego hejtu zostać strąconym z wysoka i znaleźć się na samym dnie, w piekle powszechnej krytyki i totalnego odrzucenia.
Nie było wtedy mediów społecznościowych, ale była ta sama ludzka natura, pełna samozadowolenia i pychy.
Wtedy nie było mediów społecznościowych, nie było więc możliwości szybkiej wymiany informacji, nie było komunikatorów, smsów i telefonów. Trzeba było rozmawiać ze sobą, a okazją był ostatni posiłek dnia. Po nużącym dniu nadchodził zmierzch - wreszcie spokój i wieczerza, kolacja. Kolacja to spokój – trud dnia zakończony. Można podsumować, omówić, pośmiać się, pomyśleć, co i jak jutro. To nazywamy społecznością stołu.
W społeczności stołu zasiada Jezus z dwunastoma do Wieczerzy. Tylko On wie, że ostatniej. Nie ma żadnych symptomów, niczego nietypowego. Może w trakcie posiłku zaskakująca wymiana zdań z Judaszem. Ale nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Bo też i oni byli ludźmi z krwi i kości skupiający się na chwilowej przyjemności, czczej deklaracji po to, by za chwilę odwrócić twarz, zaprzeczyć znajomości, czy ukryć się ze strachem przed żołnierzami rzymskimi.
Mamy więc naszkicowany kontekst historyczny, i to od pradawnych czasów, mamy delikatną kreskę starotestamentowego kontekstu kultowego, wreszcie osnowę społeczną. W tej wypadkowej wielu okoliczności wkraczamy w Wielki Czwartek. Dla protestanta spoczywa on, zapewne niesłusznie, w cieniu Wielkiego Piątku. Niesłusznie, bo zwiastuje wprost o ofierze krzyżowej.
Ale po kolei. Wielki Czwartek w Kościele katolickim jest obchodzony jako pamiątka ustanowienia przez Chrystusa sakramentów kapłaństwa i Eucharystii podczas Ostatniej Wieczerzy. Wielki Czwartek jest wobec tego świętem kapłanów. A to jest logika całkowicie nam obca. W pismach apostoła Pawła znajdujemy przecież twierdzenia podkreślające wyjątkowość zarówno osoby Jezusa, jak i Jego ofiary, nadto wskazujące, iż od czasów Chrystusa „nie masz Żyda, ani Greka”. Wszyscy przez ofiarę na Golgocie mamy dostęp do Miejsca Najświętszego, bez różnicy płci, rasy, stanu. I nie potrzebni nam w tym dostępie do Boga żadni pośrednicy. Umywanie uczniom stóp nie tworzyło z nich nowej klasy społecznej, czy nowego stanu, ani nawet nowego kapłaństwa. Ono pozostało niezmienne od Melchizedeka, aż do Tego, który rozdarł zasłonę Świątyni. W Miejsce Najświętsze może teraz wkroczyć każdy, kto nosi znamię Chrystusa. To nowe kapłaństwo. Powszechne.
Gdy zacietrzewiamy się w tym, powiedzmy, apologetyczno-konfesyjnym sporze zapominamy o słowach ustanowienia, które w tym dniu i w tej pamiętnej chwili padły z ust samego Jezusa. A przecież Wielki Czwartek określany jest w naszym porządku liturgicznym – i tu nie różnimy się od innych – jako dzień ustanowienia Wieczerzy Pańskiej. Nie pominęliśmy więc w naszej tradycji tego dnia, lecz zwracamy uwagę na jego istotę. Nie chodzi o ludzki porządek i hierarchię, lecz o społeczność stołu uczniów i ich Mistrza. Społeczność trwałą na wieki. Aż przyjdzie znowu.
Naszą pewność co do tego czerpiemy oczywiście z Pisma. Dziś z fragmentu listu apostoła Pawła do Koryntian.
Odnajdujemy w nim właśnie słowa ustanowienia Sakramentu przypominane przez apostoła Pawła wtedy chrześcijanom w Koryncie, a dziś nam. Z kontekstu wynika, że apostoł przemawia do tych, którzy zatracili istotę Wieczerzy w świeckiej zgoła obrzędowości, choć pewnie mieli inne intencje. Zaczęli dobrze się bawić we własnym gronie, dobrze czuć ze sobą. Marginalizowali innych, ale co gorsza zmarginalizowali Chrystusa. Jego przesłanie przesłonili sobą. Nie, nie byli źli, nie stali się zagorzałymi grzesznikami, przestępcami, odstępcami. Zwyczajnie zaczęli poprzestawać na naskórkowości swoich, jak sądzili liturgicznych poczynań. Dziś dzieje się podobnie w wielu społecznościach, skupionych na wszystkim, co dobre i właściwe, lecz wcale nie Chrystusowe. Spłaszczenie, połowiczność dominuje i zasłania istotę – przesłanie ewangeliczne Sakramentu. Bo kto by tam miał czas i chęć odnajdować sedno, skoro jest miło i przyjemnie. Jak wtedy, gdy wjeżdżał na oślęciu do Jerozolimy, czy też jak podczas wieczerzy.
Tak miło i przyjemnie czuli się w Koryncie, a jednak trzeba im było Pawła przypominającego, że nie są sami dla siebie, że w dyspozycji mają nie chleb i wino, czy co tam ze sobą przynieśli na ucztę, lecz wprost pokarm duchowy dany im/nam przez Pana. Po wsze czasy, aż przyjdzie.
Nie mamy aspiracji do wykładu teologicznego, ale bez wątpienia mamy aspiracje do nieustannego przypominania ewangelii. Do przypomnienia dziś za Pawłem oczywistych słów, w ich kontekście pożegnania z Jezusem udającym się w drogę krzyżową, kontekście spojrzenia na mającą niebawem nastąpić Śmierć Pańską. Do zwiastowania Śmierci Pańskiej. Bo ową zwiastujemy, aż przyjdzie. Przypominamy, powtarzamy, uświadamiamy poprzez Wieczerzę ofiarę Chrystusa do czasu Jego powtórnego przyjścia do ludu Bożego.
Oto obserwujemy swoisty powrót do luteranizmu – obserwujemy odkrycie Sakramentu na nowo. To nie li-tylko uczta miłości, to nie chwytanie się za ręce, wspólnota wokół stołu, miłe sercu przeżycia społeczności wierzących. To wszystko doprawdy dostępne jest innymi sposobami w codziennym życiu żywego (żywego, nie martwego) zboru. To nawet nie teologiczne dywagacje o trans- czy kon- substancjacji. Ciało i krew, czy „na pamiątkę” – stała dysputa luteran z kalwinistami.
Pan daje nam Sakrament – pokarm duchowy. Powierza swoją tajemnicę ku sprawowaniu „aż przyjdzie”, by zwiastować Jego Śmierć. A zatem by opowiadać o zbawieniu na krzyżu - nie raz w roku, bo to nie uroczysta Pascha, nie od święta, lecz na co dzień, bo to pokarm łączności z Chrystusem – ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym. To powrót do przymierza zawartego przez Boga przed wiekami z Abrahamem, zwanym ojcem wiary. To potwierdzenie tego przymierza ofiarą Chrystusa na Golgocie. To ewangelia w znaku.
Może znaku dla maluczkich, a kto powiedział, że nie dla nich. Przypomnijmy sobie, do kogo przyszedł? Do możnych tego świata? Do uczonych?
„Wszechmogący Pan dał mi język ludzi uczonych, abym umiał spracowanemu odpowiedzieć miłym słowem”.
Poprzez ofiarowany przez Pana Sakrament rozbudzamy nową nadzieję, która przewyższa wątpliwości i strach egzystencjalny. Jest niczym spotkanie Saula ze Zmartwychwstałym nadające temu pierwszemu nowe imię, nową godność, dziecięctwo Boże – a wszystko to będące udziałem każdego, kto wierzy. Spotkanie żywego Chrystusa wlewa w człowieka nową energię tryskającą niczym zdrój wody żywej. Spotkanie żywego Chrystusa to nowonarodzenie. A tego właśnie doświadczamy w Wieczerzy Pańskiej – obecności Zmartwychwstałego w naszym życiu i przemiany tego życia na wzór i podobieństwo Boże. To niczym nowy akt stwórczy, tchnienie Bożego ducha w człowiecze nozdrza, by stał się człowiek istotą żywą. Żywą na wieki. I znowu: a wszystko to będące udziałem każdego, kto wierzy, tych wszystkich, którzy mają udział w Wieczerzy Baranka.
Nie ma miejsca na powierzchowność, bo poprzez ofiarowany przez Pana Sakrament sięgamy istoty zbawienia i istoty Zbawcy.
Bogu niech będą dzięki za niewysłowiony dar Jego.
Amen.
Słowo Boże - kazania
-
W co wierzymy?
Biblijną naukę Kościoła Ewangelicko-
Augsburskiego streszczają 4 zasady.sola Scriptura - jedynie Pismo
czytaj więcej
sola Gratia - jedynie Łaska
sola Fide - jedynie Wiara
solus Christus - jedynie Chrystus -
Galeria fotografii
-
O naszym Kościele
-
Kalendarz wydarzeń