english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Wielki Piątek

25 marca 2016 r.

Wtedy to wydał go im na śmierć krzyżową. Wzięli więc Jezusa i odprowadzili go. A On dźwigając krzyż swój, szedł na miejsce, zwane Trupią Czaszką, co po hebrajsku zwie się Golgota, gdzie go ukrzyżowali, a z nim innych dwóch, z jednej i z drugiej strony, a pośrodku Jezusa. A Piłat sporządził też napis i umieścił go nad krzyżem; a było napisane: Jezus Nazareński, król żydowski. A napis ten czytało wielu Żydów, bo blisko miasta było to miejsce, gdzie Jezus został ukrzyżowany; a było napisane po hebrajsku, po łacinie i po grecku. Mówili tedy arcykapłani żydowscy Piłatowi: Nie pisz: król żydowski, ale że On powiedział: Jestem królem żydowskim. Odpowiedział Piłat: Com napisał, tom napisał. A gdy żołnierze ukrzyżowali Jezusa, wzięli szaty jego i podzielili na cztery części, każdemu żołnierzowi część, i zwierzchnią suknię. A ta suknia nie była szyta, ale od góry cała tkana. Tedy rzekli jedni do drugich: Nie krajmy jej, rzućmy losy o nią, czyja ma być; aby się wypełniło Pismo, które mówi: Rozdzielili między siebie szaty moje, A o suknię moją losy rzucali. To właśnie uczynili żołnierze. A stały pod krzyżem Jezusa matka jego i siostra matki jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego miłował, stojącego przy niej, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją ów uczeń do siebie. Potem Jezus, wiedząc, że się już wszystko wykonało, aby się wypełniło Pismo, powiedział: Pragnę. A stało tam naczynie pełne octu; włożywszy więc na pręt hizopu gąbkę nasiąkniętą octem, podali mu do ust. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się! I skłoniwszy głowę, oddał ducha.

J 19,16-30


Na Golgocie krzyż wysoko rozpiął swe ramiona.

Tam Zbawiciel i Syn Boży w mękach gorzkich kona.

Ciemność zda się górę bierze, rośnie złość człowieka,

ziemia trzęsie się, w żałobę słońce się obleka.

Na Golgocie krzyż wysoko rozpiął swe ramiona,

z rąk i z boku przebitego rana otworzona.

Z niej dla wszystkich obciążonych życia zdrój wytryska,

tam ochłoda, wyzwolenie, tam jest pomoc bliska.

 

Umiłowani w Panu Jezusie Chrystusie! Za tymi słowami ks. Pawła Sikory, a wcześniej słowami przeczytanej Ewangelii Jana, wyobrazić możemy sobie wzgórze Golgoty. Tam dokonuje się sąd, tam dopełnia się kara, tam w bezlitosny sposób dotyka śmierć.

 

Autor czwartej Ewangelii ma mocno wyczulony wzrok na wszelkiego rodzaju symbolikę i obrazy, które w doskonały sposób łączy i adoptuje, by ich przekaz był jeszcze bardziej czytelny i wyrazisty. Cała Ewangelia Jana przeniknięta jest mnóstwem takich obrazów, porównań, czy symboli. Jednak to, na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że Jan chyba najwięcej z wszystkich skupia się na przedstawieniu, na opisaniu postaci i osoby Jezusa, z jednej strony jako człowieka, który żyje pośród ludźmi, a z drugiej jako prawdziwego Boga, który jest ratunkiem dla grzesznego świata i upadłego człowieka. Podczas gdy inni Ewangeliści zajmują się Jezusowym wędrowaniem, nauczaniem, uzdrowieniami i podają przy tym szereg innych informacji geograficznych, czy historycznych, to w Ewangelii Jana tego nie ma. Tu jest Jezus jako obraz Boga, Słowo Boga, dane człowiekowi. Nie wolno nam oczywiście kategoryzować i mówić, że ta Ewangelia jest najlepsza, a trzy pozostałe złe. Nie. One po prostu inne mają podłoże, inne też czasy powstania, wszak ostatnią Ewangelię datuje się dopiero na początek II wieku. Inne więc mogło być założenie, inne spojrzenie jej autora, w porównaniu z poprzednikami.

 

Ale to właśnie tu u Jana czytamy o Jezusie Chrystusie, jako o dobrym Pasterzu, tu słyszymy: Ja jestem światłością świata, kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale ujrzy światłość wieczną. Tu Jezus nazywa siebie także krzewem winnym, a nas czyni swoimi latoroślami. Tu mówi, że jest drzwiami do nieba, że jest drogą, prawdą i życiem. Wreszcie mówi też, że jest chlebem żywota i źródłem wody żywej. Patrząc oczami Jana Jezus na kartach czwartej Ewangelii przedstawiony jest jako Ten, który jest wszystkim, we wszystkim i ponad wszystkim. Ale z drugiej strony jest też i tym, który jest dla wszystkich. Tu przecież czytamy, że Chrystus jest umiłowanym, jednorodzonym Synem Boga, który został posłany na świat, aby każdy, kto weń wierzy nie zginął, ale miał żywot wieczny. To cały wizerunek Boga, zniżającego się do człowieka, podającego dłoń, by podnieść z kolan, by wyprostować i przygotować do nowej drogi życia.

 

Co ciekawe Ewangelista Jan nie zamieszcza swojego opisu narodzenia Chrystusa. Jako jedyny nie jest obecny w Betlejem. Dla niego w zupełności wystarczające jest świadectwo o pojawieniu się na świecie Bożego Syna, wyrażone w sposób symboliczny takimi słowami: Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas i ujrzeliśmy chwałę Jego. Do swej własności przyszedł, ale swoi Go nie przyjęli. Tym zaś, którzy Go przyjęli, tym dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą i imię Jego. Co innego jest jednak w przypadku męczeńskiej śmierci Zbawiciela. O ile Jego przyjście na świat można było w sensie dosłownym przemilczeć, o tyle Jego krzyż, cierpienie i zmartwychwstanie już nie, bo właśnie tu dopełnia się Boże dzieło, tu ziszcza się obietnica zbawienia. W Jego cierpieniu, jest nasze zwycięstwo. Jego ranami, jak pisze prorok Izajasz, jesteśmy uleczeni. Doskonale tę teologię rozumie śląski pieśniarz z Rudnej, ks. Johann Heermann, który pisze: Jakież to dziwne Boskie jest zrządzenie, Pasterz za owce idzie na stracenie. Pan sprawiedliwy za niewierne sługi, sam płaci długi. Prawy i święty cierpi i umiera, żyje zaś zły, co Bogu się opiera. Człek śmierć zawinił, Bóg się karań zrzeka, zbawia człowieka. Te wydarzenia są po prostu zbyt ważne dla dziejów ludzkości, by je pominąć. Jan więc zajmuje swoje stanowisko pod krzyżem Chrystusa i skupia się na kilku szczegółach.

 

Dla niego ważne jest miejsce, bo Golgota to po hebrajsku wzgórze trupiej czaszki. Miejsce śmierci, kres życia skazanego człowieka. Ale też i symbol w tym znaczeniu ukryty, bowiem to właśnie tu Chrystus raz na zawsze umiera za wszystkich ludzi. Tu, owa trupia czaszka staje się świadectwem końca zniewolenia i sideł śmierci, dlatego, że w tej jednej śmierci Bożego Syna rodzi się życie wszystkich ludzi na nowo. Odtąd śmierć nie będzie już końcem, ale początkiem nowej drogi. Odtąd człowiek wszak docierać będzie zawsze do kresu życia, to jednak dzięki Chrystusowi wzbudzony będzie z martwych i powołany do życia w wiecznej radości. Trupia czaszka nie jest więc zwiastunem śmierci człowieka, ale zwieńczenia Bożego planu, dopełnienia jednorazowej zapłaty i kary za grzechy świata. To autor czwartej Ewangelii stara nam się wyjaśnić w dalszej części swej relacji, pisząc o dwóch innych złoczyńcach, którzy wraz z Chrystusem idą na stracenie. Jezus zaliczony został do złoczyńców, najgorszych przestępców, bo i za nich cierpiał, bo i dla nich umarł. Musiał wziąć na siebie to, co najgorsze, bo przecież chciał zbawić wszystkich bez wyjątku, bez różnicy. Ewangelista Jan każe nam zwrócić na to szczególną uwagę. To widać też w pałacu arcykapłana, kiedy czytamy o uwolnieniu jednego z więźniów. Wolnym staje się Barabasz, wolnym staje się człowiek grzeszny, a w zamian za niego to Mesjasz idzie na śmierć.

 

Mesjasz, który w istocie był Królem Izraela. Królem wyczekiwanym, ubóstwianym, tłumnie oklaskiwanym, a jednak Królem Ukrzyżowanym. Król kładzie swoje życie w ofierze za naród. Jakże trafne jest paradoksalnie spojrzenie Kajfasza, który mówi: Lepiej, aby jeden człowiek umarł za cały lud. Istotnie to było jedyne możliwe rozwiązanie. Mistrz, Nauczyciel, Król nagle staje się jak jagnię na rzeź prowadzone. Król staje się sługą wszystkich. Tą postawą absolutnie Chrystus dopełnia swoje dzieło. Król dodatkowo zostaje też odarty z szat. Już nie ma pięknej sukni, lecz jedynie pohańbione pluciem i razami prześcieradło. Suknia poszła na sprzedaż, o suknię rzucono losy, była bowiem zbyt ładna, by ją dzielić na części. Tu znów powiedzieć można, że Król zostawia swe piękne szaty skalanemu złem grzesznikowi, sam zaś zakłada jego splamione ubranie pełne brudu i nieczystości. To sens Bożej służby, to sens poświęcenia jednego Chrystusa za cały lud.

 

Ewangelista Jan zwraca pod krzyżem jeszcze swą uwagę na jeden cenny aspekt, który pominięty świadomie, bądź nie, został przez pozostałych Ewangelistów. On opisuje spojrzenie Jezusa na swoją matkę i ucznia, którego miłował. Znamienne są owe słowa: Niewiasto, oto syn twój, oto matka twoja. Jezus podobnie jak tam w Kanie Galilejskiej Marii nie nazywa swoją matką, lecz zwraca się do niej: Niewiasto. Swemu uczniowi zaś każe się ją zaopiekować. Jezus tworzy więc tu pewną wspólnotę pomiędzy uczniem i matką. Nie wywyższa Marii w żaden sposób. To nie jest tak, że od tej chwili stanie się ona matką Kościoła i matką wszystkich wierzących. Nie. Ona, jak ten uczeń stanie się częścią tworzącej się wspólnoty, częścią pierwszego chrześcijańskiego zboru. Oboje, jak podają Dzieje Apostolskie spotykali się wraz z innymi chrześcijanami na modlitwie i łamaniu chleba. To dopiero później, w średniowieczu zacznie się Marii przypisywać te wszystkie atrybuty boskości, które nie mają poparcia w Biblii. Jezus tworzy więc w tych słowach jakiś zalążek Kościoła, który pobudzi potem działaniem Ducha Świętego, ale to On na zawsze pozostanie jego Głową, my wszyscy zaś jesteśmy jego członkami, których On powołał, których odkupił, których pojednał i których zbawił. Umiera więc spełniony, oddaje ducha z wyznaniem: Wykonało się! Bo rzeczywiście, że zrealizował Boży plan, swą męczeńską śmiercią zbudował nowy pomost między Stwórcą, a człowiekiem, przywrócił utracone szczęście. Uczmy się to docenić. Jemu zaś niech będzie cześć, chwała i dziękczynienie. Amen.

ks. Jerzy Gansel