2. Niedziela Adwentu
6 grudnia 2020 r.
Przeto bądźcie cierpliwi, bracia, aż do przyjścia Pana. Oto rolnik cierpliwie oczekuje cennego owocu ziemi, aż spadnie wczesny i późniejszy deszcz. Bądźcie i wy cierpliwi, umocnijcie serca swoje, bo przyjście Pana jest bliskie. Jk 5, 7-8
Drogie Siostry i Bracia w Chrystusie! Wczoraj jadąc przez wieś w której mieszkam - Pruchną na Śląsku Cieszyńskim - mało co nie zahaczył mnie wielki ciągnik z potężnym siewnikiem. Nie wiem, co teraz się sieje, bo nie jestem rolnikiem, ale ten proces jest w toku. Z jednej strony przyroda zupełnie uśpiła się już i teraz będzie czekała na wiosenne promienie słońca i deszcze, a drugiej cały czas trwa jeszcze proces przygotowania następnego roku wegetacji. Teraz potrzebna będzie cierpliwość i oczywiście jeszcze parę innych rzeczy będzie musiało się wydarzyć, i latem będzie radość ze zbiorów.
Pan Jezus dał nam dorosłym jako przykład dzieci. W ew. Łukasza czytamy: Przynieśli też do niego i dzieci, aby się ich dotknął. A widząc to uczniowie, gromili ich. (16) Jezus zaś przywołał je i rzekł: Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im. Albowiem do takich należy Królestwo Boże. (17) Zaprawdę, powiadam wam, kto nie przyjmuje Królestwa Bożego jak dziecię, nie wejdzie do niego. Pomyślmy teraz o kalendarzu adwentowym, takim z czekoladkami.
Co mogę z tym kalendarzem zrobić? Oczywiście mogę zastosować się do oczywistej zasady, wg której wiemy jak należy używać tej słodkości, czyli każdego dnia otwieram jedno okienko i wyjadam jedną czekoladkę. Mogę też otworzyć wszystkie i zjeść 24 kawałki. Pewnie nie odbiłoby się to na moim zdrowiu, ale zaprzeczyłoby idei kalendarza, który ma nas uczyć cierpliwości. Adwent, to czas cierpliwego oczekiwania, dlatego ze względu na nasz tekst i okoliczności parę słów o cierpliwości.
Kogo możemy nazwać cierpliwym? Decydują o tym dwie rzeczy: czas (czekanie) i cierpienie (znoszenie czegoś). Patrząc dalej na kalendarz adwentowy z czekoladkami możemy powiedzieć, że cierpieniem jest czekanie na tą największą 24 grudnia, choć to cierpienie maleńkie. Ale w świecie dzieci ich problemy, nam dorosłym wydają się maleńkie.
Angielskie tłumaczenia Hymnu o miłości z 13 rozdziału I Listu do Koryntian wpisują się w te dwa znaczenia. A zatem, miłość: potrafi długo cierpieć, nigdy się nie poddaje, nigdy nie męczy się czekaniem. I oczywiście jest po prostu cierpliwa. Dla dociekliwych: wystarczy wrzucić w wyszukiwarkę greckie słówko makrothumeo – oznacza mniej więcej to: nie upadać na duchu, umieć wytrwać w nieszczęściach i kłopotach, znosić ataki, krzywdy, zranienia, nie być mściwym, porywczym do gniewu, czy karcenia. Taką jest miłość - cierpliwa w czekaniu, czy też taką powinna być.
Od Pawła przejdźmy do Mistrza z Nazaretu. Jeśli „czekanie” ma być wyrazem miłości Jezusa do ludzi, to znaczy, że miał jakieś oczekiwania, których nie spełniali. Może przez to bywał bliski rozczarowania, rezygnacji… A tak, bywał. Zwłaszcza w stosunku do swoich uczniów – na przykład wtedy, gdy go zbudzili ze snu podczas szalejącej burzy, a On uciszył wiatr i morze, a nie omieszkał wypomnieć im ich niewiary. Nie to, że się dąsał, bo przerwali mu smaczny sen w łodzi. Jemu o COŚ chodziło. Znamy jeszcze jaskrawszy przykład:
…podszedł do Niego pewien człowiek i padając przed Nim na kolana, prosił:
— Panie, zlituj się nad moim synem! Jest epileptykiem i bardzo cierpi; (…) Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie mogli go uzdrowić. – Na to Jezus odrzekł:— O, plemię niewierne (bez wiary) i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami; jak długo mam was cierpieć (znosić)? Przyprowadźcie Mi go tutaj! 17 rozdział Ew. Mateusza.
Zastanawiałem się nieraz: do kogo się zwrócił Jezus? Czy zganił ojca, że był bez wiary? Czy raczej uczniów, że nie mogli uzdrowić chłopca (również przez niedowiarstwo – patrz werset 20)? A może wszystkich „zjechał” równo? Sam nie wiem. Na pewno jednak Jezus oczekiwał i szukał w ludziach wiary: reagował z entuzjazmem na silną wiarę (przykład setnika - poganina) lecz równie mocno przeżywał jej brak, zwłaszcza u najbliższych.
Jak się okazało, na to pełne zrozumienie i pełną wiarę u swoich uczniów musiał czekać aż do czasu, gdy spotykał się z nimi po swoim zmartwychwstaniu. Ale cierpliwość opłaciła się: dwunastu spełniło swoją misję w sposób godny podziwu. Stąd rodzi się pytanie: czy ja jestem równie cierpliwy w stosunku do ludzi, na których mi zależy, żeby uwierzyli? Czy nie porzucam ich, ani nie opuszczam, machając ręką, dając za wygraną? Do kiedy mam czekać? Do końca i jeszcze trochę dłużej. Jak Jezus.
Czekanie najczęściej bywają określone za pomocą przymiotnika "cierpliwe" lub przysłówka "cierpliwie". Nie ma sprzeczności pomiędzy czekaniem "pełnym napięcia" a "cierpliwym". Emocje, napięcia przyczyniają się nawet do ożywienia cierpliwości. W przypadku oczekiwania na spotkanie z Bogiem cierpliwość jest podsycana wiarą w niezawodność Bożych obietnic, we wszechmoc i nieskończoną dobroć Boga. U Boga wszystko jest możliwe. To właśnie ta wiara czyni nasze oczekiwania bardziej spokojnymi, pozbawiając je nie zawsze pożądanego podniecenia.
Z drugiej strony czekać - to mieć nadzieję, że spełnią się nasze oczekiwania. W niektórych sytuacjach nadzieja przyczynia się do przedłużenia czekania i utrzymania w nas woli życia. Niejednokrotnie opowiadali o swoich nadziejach ocalenia górnicy uratowani z bardzo groźnej katastrofy albo ofiary trzęsień ziemi, wydobyte po kilku dniach spod zwałów gruzu. Pewien więzień amerykański, skazany niesłusznie na karę śmierci, gdy po kilku latach został w kolejnym procesie uniewinniony, oświadczył publicznie, że wiele razy miał okazję popełnić samobójstwo, ale utrzymywała go przy życiu chrześcijańska nadzieja, że doczeka się skorygowania niesprawiedliwego wyroku. I czekał.
Czekanie rzadko kiedy jest samą bezczynnością, beztroską. A jeśli czekający dopuszczą do tego, to może go spotkać to, co przeżyły nieroztropne panny z przypowieści, którą opowiedział Jezus. Nie zdobyły się na umiejętność dobrego czekania. W prawdziwe czekanie musi być zaangażowana wiara i nadzieja. No i, rzecz jasna, miłość, zwłaszcza gdy oczekuje się na ukochane osoby i wymarzone zdarzenia.
Posługując się nieco paradoksalnym sposobem i myślenia, i mówienia, można by powiedzieć, że Pan Bóg też przeżywa swój adwent. Pan Bóg też oczekuje: oczekuje na przyjście człowieka i z pewnością jest w swoim czekaniu doskonale cierpliwy. Czasami to oczekiwanie trwa od jednych świąt do drugich. Niekiedy przeciąga się na wiele lat lub na całe życie. Boże oczekiwanie na człowieka trwa i jest cierpliwe. Skończy się w dniu śmierci, bądź Sądu Ostatecznego. I jak my w adwentowych modlitwach prosimy przyjdź, tak też On, ów Sprawiedliwy, przeżywając swój adwent, zwraca się do nas z apelem: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. (Mt 11, 28) lub zaprasza nas na ucztę poprzez swoich wysłanników wołających (Łk 14, 17). Oby to Boże cierpliwe czekanie wypełniło się naszym przyjściem do Niego.
Amen
ks. Tomasz Bujok