3. Niedziela po Trójcy Św.
1. A zbliżali się do niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać. 2. Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten grzeszników przyjmuje i jada z nimi. 3. Powiedział im więc takie podobieństwo:
4. Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie pozostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustkowiu i nie idzie za zgubioną, aż ją odnajdzie? 5. A odnalazłszy, kładzie ją na ramiona swoje i raduje się, 6. I przyszedłszy do domu, zwołuje przyjaciół i sąsiadów, mówiąc do nich: Weselcie się ze mną, gdyż odnalazłem moją zgubioną owcę! 7. Powiadam wam: Większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się upamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują upamiętania.
Dobry Pasterz
Jak to swojsko, i słodko, brzmi. Jak z dobrze znanego, nieco wyblakłego plakatu, na którym błękitnooki blondyn o pociągłej, aryjskiej twarzy niesie na plecach przestraszone jagniątko. Wszystko dobrze się kończy. Maleństwo na powrót trafia do bezpiecznej owczarni i wraz z pozostałymi dziewięćdziesięcioma dziewięcioma szczęśliwymi owieczkami wsłuchuje się rozanielone w łagodne dźwięki harf. Obraz aż ociekający słodyczą... ...i jak wszystko co za słodkie niestrawny.
Opowiedziane przez Jezusa podobieństwo ma w każdym razie niewiele, jeśli wręcz nie ma nic wspólnego z przerysowanym wyżej obrazem. Temu bliżej już do wizji owych dziewięćdziesięciu dziewięciu karnych i posłusznych owieczek, którymi w biblijnej narracji, nazwani zostali faryzeusze (…) i uczeni w Piśmie.
I mamy pierwsze pęknięcie na laurkowej przypowieści o Dobrym Pasterzu. Tak bardzo ją „oswoiliśmy”, że zbrakło w niej miejsca dla jej pierwszych odbiorców. To przecież nie do pomyślenia, by się znaleźć w jednej owczarni z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie. Zwłaszcza, gdy swoje miejsce widzimy w gronie owych dziewięćdziesięciu dziewięciu „sprawiedliwych”.
Na przykład wśród „porządnych ewangelików”, którzy wierni wierze ojców i dziadów z pokolenia w pokolenie grzeją te same kościelne ławy i z lekką(?) irytacją patrzą na tych, którzy zajmują im je w wielkopiątkowy wieczór.
Może w gronie „prawdziwie wierzących”, którzy gotowi są – z miłością bliźniego przecież – w każdej chwili bliźniego napomnieć i w świętym oburzeniu wskazać co w danej sytuacji „zrobiłby Jezus”.
Albo wśród zaangażowanych w życie parafii, którzy każdą wolną (a czasem specjalnie w tym celu „uwalnianą”) chwilę spędzają w cieniu kościelnej wieży wykonując najprzeróżniejsze prace.
Może w tłumie domagających się poszanowania wartości chrześcijańskich, walczących z tą czy inną ideologią zagrażającą chrześcijaństwu...
Nie! Faryzeusze i uczeni w Piśmie zdecydowanie do tego wyśmienitego grona nie pasują.
Oczywiście przesadzam i wyolbrzymiam. Nie po to jednak by kogokolwiek urazić, ale uzmysłowić kolejne pęknięcie na laurkowym obrazie Dobrego Pasterza. Największy bowiem problem tkwi w tym, że nie tylko faryzeusze i uczeni w Piśmie nie pasują do owych dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych owieczek. Najbardziej w tym gronie odstaje ta setna.
W codziennym życiu zgubiona owieczka mało kiedy przypomina niewinne, zlęknione jagniątko. Zdecydowanie częściej ma twarz miejscowego jawnogrzesznika (jakby bycie tajnogrzesznikiem miałoby być cokolwiek lepsze).
Czytałem kiedyś książkę, której wstęp (choć od pierwszej jej lektury upłynęło już dobrych kilkanaście lat) porusza mnie do dziś. Rzecz dzieje się na ulicy wielkiego miasta. Do pracownika socjalnego przychodzi młoda prostytuująca się narkomanka z dwuletnią córeczką. Nawiązują rozmowę na koniec której kobieta w spazmach płaczu tłumaczy się, że wynajmuje córeczkę dewiantom, bo wtedy szybciej zarobi na działkę. Pierwszą reakcją zszokowanego mężczyzny była sugestia, by spróbowała poszukać pomocy w Kościele.
- W kościele? – miała odpowiedzieć kobieta – I tak podle się z tym czuję. Tam poczułabym się jeszcze gorzej.
Historia została podsumowana pytaniem, co się zmieniło, że tacy właśnie ludzie garnęli się do Jezusa, a Kościół omijają z daleka?
A zbliżali się do niego [Jezusa] wszyscy celnicy i grzesznicy, aby go słuchać. Faryzeusze zaś i uczeni w Piśmie szemrali i mówili: Ten grzeszników przyjmuje i jada z nimi. (Łk,15,1-2).
W ten sposób autor ewangelii wprowadza podobieństwo o zgubionej owcy, a przy okazji dwa inne o podobnej bardzo wymowie. Przyznać niestety trzeba, że niewiele się od tamtych czasów zmieniło. Inni – jakakolwiek przebiegałaby między nami a nimi granica – budzą takie same lęki i obawy dziś, jak budziły je przed dwoma tysiącami lat. Wtedy w ogniu krytyki znaleźli się celnicy i grzesznicy. Kim byli? Z całą pewnością nie kimś, kto chwilowo się tylko pogubił. Jakiś dobry człowiek, któremu nie wyszło, czy szczery chrześcijanin, który uległ pokuszeniu. Celnicy i grzesznicy to świadomi apostaci. Ludzie, którzy nie okazjonalnie uchybili Prawu, ale świadomie, z pełną premedytację, czasem w którymś już z rzędu pokoleniu, temu prawu się przeciwstawili, albo je przynajmniej ignorowali.
Oczywiście możemy wyciągnąć argument, że przecież problem tkwił w prawie, czy jego interpretacji. Moglibyśmy przytoczyć biblijne cytaty na uzasadnienie powyższego stwierdzenia i... przeoczyć nader istotną sprawę. Chrystusowa otwartość na celników i grzeszników jest otwartością na tego, który łamie i depce moje świętości!
Pewna chińska bajka mówi o cesarzu, który postanowił, że za rok nie będzie miał w swoim państwie ani jednego wroga. W tym samym czasie jeden z jego doradców udawał się za granicę. Kiedy po kilku latach wrócił, ze smutkiem zauważył, że plan cesarza się nie powiódł. Nie tylko w cesarstwie, ale nawet w stolicy, ba na samym cesarskim dworze, zastał bowiem wrogów monarchy. Kiedy powiedział o tym swojemu władcy, ten uśmiechnął się i odpowiedział, że ci ludzie są już od dawna jego przyjaciółmi.
Co robię, żeby nie mieć „wrogów”? Co robi mój zbór, mój Kościół, żeby nie mieć „wrogów”? Czy jestem, czy jesteśmy tacy jak Jezus – otwarci na tych, którym nie po drodze z naszymi wartościami. Którzy, być może, są nawet wrogo do nich nastawieni. Ktoś może wychwycić tu echa trwającej powszechnie debaty o przyjmowanie uchodźców. To również oblicze „zaginionej owcy”. I to nie tylko twarz kopanego na granicy ojca kilkuletniego dziecka, ale i twarze, nieraz przysłonięte chustą, młodych mężczyzn z obozów dla uchodźców. Zagubiona owca ma też twarz wspomnianej wcześniej młodej prostytutki z ulicy wielkiego miasta. Ma mnóstwo twarzy spotykanych przez każdego z nas każdego dnia.
Czy jestem gotowy otworzyć się na nich?
Faryzeusze i uczeni w Piśmie nie byli do tego zdolni. Oburzeni zarzucają Jezusowi, że nie czeka aż skruszona owieczka wróci i pokaja się u progu owczarni. Przecież także byliby gotowi przebaczyć, przygarnąć i wesprzeć w poprawie. Ale we właściwej kolejności!
Właściwą kolejność pokazuje jednak Chrystus. To jego otwartość sprawiła, że zbliżali się [...], aby go słuchać.
Wiara jest tedy ze słuchania (Rz 10,17) powie apostoł Paweł, a wcześniej zapyta: jak usłyszeć, jeśli nie ma tego, który zwiastuje (Rz 10,14b)? Jezus robił pierwszy krok. Nie zważając na – mówiąc dzisiejszym, politycznie poprawnym językiem – apele o poszanowanie prawa, tradycji, zwyczajów i wszystkich świętości. Warto mieć to na uwadze siedząc w gronie dziewięćdziesięciu dziewięciu owieczek. Tylko wtedy ta setna ma szansę do owczarni dołączyć. Jakąkolwiek miałaby mieć twarz.
Ostatecznie kiedyś musiała mieć moją. O tym też dobrze jest nie zapominać. Wtedy zresztą chyba łatwiej o rzeczoną otwartość.
Otwartość Kościoła usprawiedliwionych grzeszników, której tak potrzeba wśród szemrań „sprawiedliwych”. Amen.
Słowo Boże - kazania
-
W co wierzymy?
Biblijną naukę Kościoła Ewangelicko-
Augsburskiego streszczają 4 zasady.sola Scriptura - jedynie Pismo
czytaj więcej
sola Gratia - jedynie Łaska
sola Fide - jedynie Wiara
solus Christus - jedynie Chrystus -
Galeria fotografii
-
O naszym Kościele
-
Kalendarz wydarzeń