3. Niedziela przed końcem roku kościelnego
11 listopada 2018 r.
"Człowiek urodzony z niewiasty żyje krótko i jest pełen niepokoju. Wyrasta jak kwiat i więdnie; ucieka jak cień i nie ostaje się. Aleć jeszcze nad takim masz otwarte oczy i pozywasz mnie przed siebie na sąd. Jak może czysty pochodzić od nieczystego? Nie ma ani jednego. Gdy jednak jego dni są ustalone, a liczba jego miesięcy postanowiona u ciebie, gdy Ty wyznaczyłeś mu kres, którego nie może przekroczyć, odwróć od niego swój wzrok, niech odpocznie, niech jak najemnik nacieszy się swoim dniem." Księga Hioba 14,1-6
„Czemu świat tak zbladł?” To pytanie pada w jednej z piosenek kultowej animacji „Czerwony Kapturek. Prawdziwa historia”. Tytułowa bohaterka właśnie odkryła, że jej ukochana babunia nie jest tą słodką staruszką za jaką uznawała ją w całym swoim dotychczasowym życiu.
Doświadczenie „bladnięcia świata” wpisane jest w nasze życie. Ile to traumatycznych chwil przeżywają maluchy, gdy okazuje się, że Aniołek, Mikołaj, czy w zależności od regionu inny jeszcze Gwiazdor najzwyczajniej (w dosłownym tego słowa znaczeniu również) wysługuje się rodzicami, a co gorsza podobny proceder uprawia Wróżka Zębuszka z Królikiem Wielkanocnym. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Doświadczenie, że nasze postrzeganie świata jednak rozmijało się z rzeczywistością, towarzyszy nam w zasadzie całe życie. Nie ma w nim chyba okresu w którym człowiek byłby od niego wolny. Cały proces dojrzewania, w mniej czy bardziej dramatyczny sposób, do tego się właśnie sprowadza. Oto nasze genialne konstrukcje z klocków, papieru czy plasteliny przegrywają z prawami fizyki. Czas biegnie zupełnie niezależnie od naszej woli. Zamkniecie oczu nie sprawi, że zniknie to, co nas przeraża.
Wiele z tych doświadczeń kształtuje nasz późniejszy ogląd rzeczywistości i z pespektywy czasu jesteśmy nawet za nie wdzięczni. Wraz z wiekiem przychodzą jednak stale nowe przeżycia, dzięki którym zwiększamy swoje zasoby życiowej mądrości. Świat okazuje się bardziej skomplikowany niż przewidywał to nasz młodzieńczy idealizm. Dozgonna miłość umiera zanim ktokolwiek się zorientuje, że była. Wyzwania przynosi praca, albo jej brak. Rodzina, zwłaszcza gdy na zdjęciu została ta lepsza jej strona. Trudne wybory i rozczarowania zarówno tym „co”, jak i „że” wybraliśmy tak, a nie inaczej. Prozaiczne kłopoty jak choćby to jak wytłumaczyć dziecku, że Wróżka Zębuszka przyjdzie jutro, bo pani w kiosku nie miała drobnych…
I nagle, zawsze za wcześnie, odkrywamy, że mamy już z górki. Że nasze niespożyte siły gdzieś jednak się wyczerpały a my przed sobą samym musimy się przyznać, że potrzebujemy pomocy nieraz w najdrobniejszych i banalnych sprawach...
Bywa, że to stałe pogłębianie życiowej mądrości przebiega łagodnie. Czasem jednak pojawia się ekspresowa lekcja. Choroba – nasza, czy kogoś z naszego otoczenia, śmierć bliskiej nam osoby, zadane nam przez innych cierpienie. To wszystko powoduje, że gwałtownie dochodzimy do przekonania, że człowiek urodzony przez kobietę ma życie krótkie i pełne niepokoju (Hi 14,1).
Słowa te wieki temu wypowiedział nieznany nam bliżej mędrzec. Jego historia nie jest nawet dobrem własnym Narodu Wybranego, stąd trudno orzec, czy nie jest on przypadkiem jedynie bohaterem jednej z wielu mądrościowych bajek tamtych czasów. Pouczającego opowiadania mającego na celu ukazanie starożytnym dlaczego człowieka spotykają nieszczęścia. Zwłaszcza te, na które w żaden sposób sobie nie zasłużył.
Wprawdzie przyjęcie „bajkowego rodowodu” Hioba (głównie z uwagi na pomylenie znaczeń verbum i scriptura z reformacyjnych sola) budzi opory. Zapożyczenie pomysłu na użycie Księgi Hioba w wyjaśnianiu zła na świecie jest już jednak powszechne. Co z tego, że przy okazji z Wszechmocnego robimy naiwniaka dającego się podejść oskarżycielowi?
A przecież to właśnie tym Księga Hioba różni się od znanych sąsiednim ludom umoralniających bajek o cierpieniu sprawiedliwego. Biblijna opowieść nie daje recepty na to jak poradzić sobie ze złem, ale diametralnie zmienia perspektywę patrzenia na problem. Używając obrazu automatu do kawy można by powiedzieć, że przyjaciele Hioba (cała czwórka!) winy doszukiwali się w jakości wrzucanego bilonu. Hiob uparcie twierdził, że winna jest sama maszyna. W tym wszystkim żaden z bohaterów nie zauważył, że nie stoją przed „automatem do kawy”. Wszechmocny nie jest odwiecznym gwarantem równowagi dobra i zła, czy kosmicznej sprawiedliwości. Relacja z Nim nie sprowadza się do wyjednania sobie czegokolwiek pobożnością, czy moralnym prowadzeniem się. Dlaczego więc mam się starać? Więcej! Po co nam taki Bóg?
Te pytania stoją za wykrzyczaną w akcie desperacji modlitwą Hioba odwróć od niego [człowieka] swój wzrok, zostaw go, niech raduje się swoim dniem jak najemnik. Obraz Boga jako strażnika ładu i porządku w naturalny sposób budzi tęsknotę by dał nam od siebie co jakiś czas odetchnąć. Zwłaszcza, gdy w bólu stawiamy pytanie „czemu świat tak zbladł?”
Pytanie, na które biblijna opowieść o Hiobie nie próbuje nawet odpowiedzieć. Zamiast tego przekonuje, że ponownie nadanie mu barw nie leży w naszej mocy. Dopiero to uwalnia, tak jak uwolniło bohatera księgi, do wyznania: Wiem, że Ty wszystko możesz i nie ma zamysłu, którego nie mógłbyś spełnić (Hi 42,2). To pozwala dostrzegać przyszłość w „jasnych barwach”, choćbym nawet szedł doliną cienia śmierci (Ps 23,4).
Czego Tobie i sobie życzę, we wszelkich przejawach naszej aktywności. Także tej, która wiąże się z dokładnie dziś obchodzonym przez nas, Polaków świętem.
ks. Tomasz Wigłasz