Ewangelicka ars vitae w ujęciu Matki Ewy z Miechowic
Wprowadzenie
Choć łaciński termin ars vitae jest w pełni zrozumiały, to jednak dosyć trudno jednoznacznie określić, czym jest sztuka życia. Pojęcie to może być bardzo szeroko rozumiane. Dla jednych może być zbiorem podstawowych zasad etycznych i religijnych, które w sposób najbardziej zasadniczy kształtują życie danej jednostki czy grupy ludzi. Może być umiejętnością godziwego, spolegliwego postępowania i wiernością ideałom, które uznano za wzorce godne naśladowania.
Opis tych wartości, które tworzą moralno-religijny szkielet tożsamości jednostki czy grupy, sumiennie i odpowiedzialnie realizowany, prowadzi do stanu, który nazywamy szczęściem. Droga do niego może zostać nazwana sztuką życia. Będą ją tworzyć umiejętności dokonywania właściwych wyborów, konsekwentne trwanie po stronie dobra w sytuacji kryzysów i zagrożeń. Będzie stwarzała możliwości godnego życia, szczęśliwego, dokonywanego w poczuciu celu, sensu i piękna. Będzie efektem doświadczeń, spotkań z innymi ludźmi, kontaktu z lekturami i refleksją nad życiem, przemijaniem, czasem, wiecznością. Aby było kompletne musi być też zamyśleniem nad sensem i celem życia, a to przenosi już ją w sferę religii, sacrum i Boga, który "jest, był i będzie". Na płaszczyźnie, którą opisujemy pojawiają się też takie pojęcia jak etos, ale użycie terminu ars vitae wydaje się szersze i z góry zakłada konieczność praktycznej realizacji zasadniczych postulatów i pojęć tworzących jej ideowy kręgosłup.
Niniejsze refleksje poświecone są ukazaniu podstawowych elementów składających się na rozumienie sztuki życia w ujęciu bardzo szczególnym. Jest to rozumienie ewangelickie, dokonane przez niezwykłą osobę, Ewę von Tiele-Winckler zwaną Matką Ewą. Nietypowość jej ujęcia bierze się z wielu przyczyn.
Często w badaniach nad fenomenem pobożności chrześcijańskiej dokonuje się wartościowania różnych jej typów. Aby w sposób prosty przedstawić różnice pomiędzy pobożnością w różnych kręgach i denominacjach, dokonuje się pewnego rodzaju uproszczeń i uogólnień. Pomija się też często cały kontekst historyczny, który jest konieczny w tego typu badaniach. W takim uproszczonym sposobie widzenia ewangelicka pobożność często określana jest jako zimna, bezuczuciowa, oparta na sztywnej literze przekazu dogmatycznego. Często towarzyszą jej objawy skostnienia, brak zainteresowania potrzebami drugiego człowieka i rodząca się refleksja, że Reformacja odebrała jednak człowiekowi i społeczeństwu coś ważnego. Trudno polemizować z odczuciami osób, które tak doświadczały kontaktów z - być może i tak żyjącymi - protestantami. Wydaje się, że nie warto posuwać się w dyskursie w tym polemicznym kierunku. Lepiej wskazać na przypadek człowieka, który swoją postawą, przemyśleniami i czynami z ewangelickiej ars vitae uczynił prawdziwe misterium dobra, miłości i pobożności.
Przypadek Ewy von Tiele-Winckler nie mieści się w opisanych powyżej schematach. I to nie tylko w kontekście badań nad formami pobożności. Jej życie świadczy jednoznacznie o tym, że nie pasowała do żadnych schematów. Jej swoiste rozumienie sensu życia i sposobu jego osiągnięcia nie pasowało do różnego rodzaju ideologii, które przez długie lata władały środkową Europą w wieku XX. Chociaż z racji swojego społecznego zaangażowania mogłaby stanowić wzór dla każdej teorii, stawiającej człowieka w centrum swych zainteresowań, to jednak pochodzenie społeczne i bezkompromisowe odwoływanie się w swojej działalności do Boga, wykluczały ją z grona osób wartych propagowania. Nie pasowała również do różnych nacjonalistycznych gierek, popularnych na Górnym Śląsku w różnych okresach XX wieku. Wczytując się w jej przemyślenia w tym względzie trzeba przyznać, że nigdy nie oceniała człowieka w takim kontekście. Nie lubiła dzielić i szufladkować ludzi, a takie działania nie przypadają do gustu tym, którzy w szukaniu różnic znajdują sens życia. Jej poglądy, osoba i życie nie nadawały się do wykorzystania przeciwko komukolwiek i nic "słusznego" nie udowadniały, toteż bywała skazywana na niepamięć. Nie mogła być argumentem przeciwko komuś. Jeżeli musiałaby być jakimś argumentem, to tylko za bezinteresowną i nieegoistyczną miłością.
Ewa von Tiele-Winckler
Kim była ta niezwykła osoba? Przypomnijmy krótko ważniejsze fakty z jej życia 1. Urodziła się 31 października 1866 roku w Miechowicach, dzisiejszej dzielnicy miasta Bytom. Była córką Huberta von Tiele-Wincklera (1828-1893) i jego żony Waleski. Rodzina Tiele-Winckler była właścicielem potężnego majątku ziemskiego i magnatami przemysłowymi, posiadaczami jednej z największych fortun Górnego Śląska. Dzieciństwo Ewa spędziła w rodzinnym zamku w Miechowicach. Jako dziecko była istotą wrażliwą i wyczuloną na krzywdę. Gdy Ewa miała 13 lat, zmarła jej głęboko wierząca matka. Te doświadczenia oraz obserwowana przez nią ludzka niedola, szczególnie widoczna w życiu dzieci, po wewnętrznych przeżyciach doprowadziły ją w wieku 16 lat do podjęcia decyzji: swoje życie poświęci w służbie dla ludzi ubogich i cierpiących, zwłaszcza dla opuszczonych i porzuconych dzieci.
Realizację marzeń umożliwił jej ojciec: mogła zdobyć gruntowne przygotowanie pielęgniarskie i diakonijne w zakładach Bethel w Bielefeldzie (1887). Dzięki funduszom ojca mogła w 1890 roku założyć pierwszy dom opieki Ostoja Pokoju (Friedenshort) w Miechowicach. Było to przedsięwzięcie nowatorskie i bardzo znaczące dla najbiedniejszych mieszkańców Miechowic i okolic. Dzieło to szybko zaczęło się rozrastać. Powstawały kolejne domy. W samych Miechowicach ich liczba doszła do ponad 20, wliczając w to szpital i kościół.
Zanim to się jednak stało, w 1892 roku Ewa von Tiele-Winckler otrzymuje od ks. Friedricha von Bodelschwingha (1831-1910) z Bielefeld zgodę na założenie i prowadzenie własnego diakonatu - Ostoi Pokoju. Dnia 4 września 1893 roku zostaje wyświęcona na diakonisę "jako całkowicie wolna do służby w Kościele Jezusa Chrystusa". W 1900 roku Matka Ewa zawiązuje kontakty z angielskimi kręgami ewangelizacyjno-misyjnymi (James Hudson Taylor (1832-1905), założyciel misji w Chinach), co w przyszłości zaowocowało wyjazdami do Walii i Anglii i rozpoczęciem wielkiej akcji ewangelizacyjno-misyjnej w wielu krajach, mającej także charakter diakonijny. Od 1908 roku diakonat miechowicki prowadził to działo początkowo w Norwegii, a później także w Polsce, Chinach, Egipcie, Gwatemali, Indiach, Syrii, na Wyspach Salomona.
W 1910 roku Matka Ewa rozpoczęła kolejną akcję - Domy dla bezdomych [dzieci]. Pierwszy z ich powstaje w miejscowości Podgóra koło Rościsławic, na północny wschód od Brzegu Dolnego. Na początku lat 20. XX wieku było ich już ponad 40, a w roku 1923 diakonat dysponował siecią 61 domów. Przebywało w nich 14.050 dzieci, którymi opiekowało się 538 sióstr diakonis. Początkowo Matka Ewa wykorzystywała w swoich działaniach odsetki od kapitału, dziedziczonego z majątku swych rodziców. Jednak w późniejszym czasie jej dzieło utrzymywało się z dobrowolnych darowizn różnych ludzi - bogatych i ofiarujących mało, ale z serca. Opiekę w domach dla dzieci zorganizowano według oryginalnego wzorca: podstawową grupę stanowiły "rodziny" składające się z 10-15 dzieci w różnym wieku, pod kierunkiem "matki", diakonisy. Ta koncepcja stała się w przyszłości jednym z elementów reformy systemu opieki wychowawczej. Matka Ewa prowadziła również pracę wśród więźniów (od 1907), wydawała czasopismo diakonatu "W służbie Króla" (od 1913).
Ewa von Tiele-Winckler była również poetką (napisała ponad 500 wierszy) i pisarką religijną. Zmarła 21 czerwca 1930 roku w Miechowicach, w małym drewnianym domku, w którym przeżyła ponad 20 lat. Domek ten stoi w Miechowicach po dzień dzisiejszy.
Patrząc na prawie 64 lata jej życia musimy przyznać, że każdy z nich to był rok niezwykły, a wszystkie tworzą życiorys niespotykany i oryginalny. Mimo różnego rodzaju problemów (była wątłego zdrowia), zagrożeń finansowych dla całego dzieła, ogromu ludzkiej biedy i tragedii, z którą się codziennie spotykała, Matka Ewa przez całe życia była osobą niezwykle pozytywnie nastawioną do życia, energiczną, radosną, szczęśliwą i spełnioną.
Istota i cel życia
Matka Ewa często posługiwała się krótkim wierszem - hasłem, które stanowiło klucz do jej samozrozumienia. Gdy miała się oficjalnie wypowiadać pytana o swoje dzieło, często powtarzała:
Ja i moje życie
W tym świecie nic nie znaczą,
Miłości godne tylko,
Co Chrystus dać mi raczył. 2
Według ludzkich norm, szczególnie tych dzisiejszych, osiągnęła swoistego rodzaju sukces. Nie chciała jednak stać w centrum swego dzieła jako osoba w nim najważniejsza. Zawsze uznawała istnienie rzeczy i spraw ważnych, ważniejszych i najważniejszych. Wyraziła to kiedyś tak, wskazując, co naprawdę w życiu "jest ważne":
Nie o to chodzi, aby być szczęśliwym,
lecz by uszczęśliwiać innych.
Nie o to chodzi, by być kochanym,
lecz by kochać i być dla innych błogosławieństwem.
Nie o to chodzi, by samemu używać,
lecz by udzielać innym.
Nie o to chodzi, by się w życiu przebijać,
lecz by zapierać się siebie.
Nie o to chodzi, by życie zdobyć,
lecz by je utracić.
Nie o to chodzi, by szukać własnego zadowolenia,
lecz by znajdować swoje zadowolenie w zadowalaniu innych.
Nie o to chodzi, by Bóg czynił naszą wolę,
lecz byśmy Jego wolę czynili.
Nie o to chodzi, byśmy długo żyli,
lecz o to, by życie nasze posiadało właściwą treść.
Nie o to chodzi, co ludzie o nas myślą i mówią,
lecz o to, czym jesteśmy przed Bogiem.
Nie o to chodzi, co czynimy,
lecz o to, jak i dlaczego czynimy. 3
Ta postawa była jednym z zasadniczych wyznaczników pobożności i stylu życia Matki Ewy. Sztuka życia polegała więc na ciągłym wyborze tych lepszych wartości, na umiejętności ciągłego stawania po stronie słabszych, odrzuconych, wybieraniu dobra. To powołanie do tak określonego ideału życia Ewa von Tiele-Winckler czuła od młodości.
Pisała wówczas tak: "W niepewności wewnętrznej, jaką wówczas przeżywałam, zobaczyłam nagle (czego do tej pory nie dostrzegłam tak intensywnie, jak teraz) całą tragedię prostego ludu mojej ojczyzny, mojej górnośląskiej ojczyzny! Nagle zrozumiałam po co żyję! Tyle przecież było dla mnie pracy! Zrozumiałam, że Jezus szukał mnie i znalazł do określonego celu, a tym celem była służba dla ludu mojej ojczyzny..." 4.
Swój cel skonkretyzowała później następująco: "Już we wczesnej młodości uczył mnie Duch Boży kochać biednych i wzbudził we mnie pragnienie, abym powierzone mi dobra uważała jedynie za pożyczone i możliwie jak najwięcej z nich udzielała bliźnim" 5.
Wówczas powstał też i poniższy wiersz:
Ludu mojej Ojczyzny, wśród dymów i mgły
Tobie chcę być wierna po kres moich dni.
Oddaję ci me serce i całe swe życie,
Me siły i moją miłość chcę ci dać całkowicie.
Twoją chcę być zawsze, po kres moich dni,
Ludu Ojczyzny mojej, wśród dymów i mgły!
Ojcze Niebieski, Tyś słyszał me słowa,
Wiesz, że wypełnić je jestem gotowa.
Tyś dał mi pragnienie, daj też błogosławieństwo,
By dzieło mojego życia odniosło zwycięstwo.
Pozwól mi wiernie służyć po kres moich dni
Ludowi mojej Ojczyzny, wśród dymów i mgły!6
Ten "lud mojej Ojczyzny" był ludem Górnego Śląska. Teren działania później stale się rozszerzał, ale najwięcej domów opieki było na terenie Śląska. Co ciekawe, Matka Ewa nie stosowała nigdy selekcji negatywnej w przyjmowaniu do domów opieki. Dla niej liczył się tylko człowiek. Nie stosowała kryterium rasowego, narodowościowego czy wyznaniowego. Wręcz przeciwnie. Brak dzielenia ludzi na lepszych i gorszych wypływał z głębokich, duchowych podstaw.
Sama była Niemką, a najbliższe korzenie jej rodziny były na Górnym Śląsku, ale sięgały również na Łotwę, Litwę, do Szkocji, Węgier, Niemiec czy Pomorza7. Nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Aby lepiej służyć swoim podopiecznym nauczyła się języka polskiego i dobrze nim później władała.
O celu swych działań tak kiedyś pisała: "Nie ja, lecz tylko On! To On ma się stać treścią naszego życia, a wówczas stanie się również jego radością, celem i siłą napędową naszego działania. Jeżeli tę siłę czerpiemy z naszych ambicji, chęci zabłyśnięcia - wkrótce okaże się, że nie pokój, lecz niepokój stał się naszym udziałem"8.
Jej postawa życiowa wyrażała się w poczuciu obowiązku względem drugiego człowieka. "Masz obowiązek wobec każdego, kogo spotkasz, a tym obowiązkiem jest: Miłość. Jeżeli spotkasz biednego, cierpiącego nędzę, to obowiązek swój możesz spełnić w sposób bardzo prosty. Będziesz usiłował zaspokoić najpilniejszą jego potrzebę tam, bez czego się możesz obejść. Jeżeli brakuje mu strawy, to podziel się z nim swoją. Jeśli nie ma dachu nad głową, to jak dalece jest dla ciebie to możliwe, przygotuj albo postaraj mu się o niego. Nie daj [mu tylko] chleba, odzienia, dachu nad głową, ale twoje serce. Każdy czyn pomocy wykonujesz więc w poczuciu pełnej współczucia miłości. Jeżeli spotkasz człowieka samotnego - ofiaruj mu chwilę swojego czasu. Daj mu sposobność podzielenia się tym, co czuje, wypowiedzenia się. Wysłuchaj go, okaż zainteresowanie, współczucie, niechaj troska jego serca stanie się twoją własną troską"9.
Aby podołać obowiązkom wyrosłym z podjęcia zasadniczych decyzji życiowych, należy charakteryzować się dwoma ważnymi "cechami": "Kochaj, kochaj, kochaj! Nigdy nie możesz za dużo kochać. Ale kochaj w czystości Ducha Chrystusowego, który nigdy nie szuka swego. Czy to własnej korzyści, a nawet własnego zadowolenia. Oto jeden warunek zdrowia duchowego.
Drugim warunkiem jest wdzięczność. Gdy nas przepełnia uczucie wdzięczności, jesteśmy otwarci do przyjmowania wciąż nowych dowodów łaski, a to sprawia, że nasz kontakt z Bogiem jest ciągle żywy i nie zakłócony. Tak wypełniają się warunki zdrowia psychicznego i duchowego. Bowiem żywa wymiana, jaka zachodzi między nami i Bożą mocą, wpływa uzdrawiająco na całą naszą istotę. Duchową i fizyczną"10.
Jako pierwsza była wymieniona miłość. Ona miała stanowić element wiążący wszelkie elementy dzieła Matki Ewy. Pisała: "Świat ma dosyć mądrości i może się bez niej obejść. Ale nigdy nie obejdzie się bez miłości. Niczego bardziej ludzie nie potrzebują i nie pragną niż ciepłego uczucia miłości. Naturalnie nie wszyscy to sobie uświadamiają. Są niespokojni, nerwowi, bezradni, a nie wiedzą, że to brak miłości. Gdy zawodzą inne środki i wartości tego świata, poszukiwani są ludzie, którzy potrafią pocieszyć i okazać uczucie. Miłości potrzebuje każdy z nas. Dlatego powołaniem każdego dziecka Bożego jest niesienie miłości światu. Tego powołania nie wypełnimy jak należy, jeśli sami na sobie nie doświadczymy Bożej miłości. Tylko za pomocą wiary może nas Duch Święty napełnić Bożą miłością, którą potem my możemy przekazywać innym"11.
Sens życia nie polega na tym, "aby posiadać, używać i osiągać cele, które człowiek sam sobie wytknął, ale na wykorzystaniu w możliwie jak najlepszy sposób - wszystkich otrzymanych sił, darów i sposobności, aby osiągnąć w ramach woli Bożej wspaniały cel"12.
Ci, którzy to osiągnęli "to zwycięzcy, nosiciele światłości, pośrednicy życia, którzy pojęli prawdziwy jego sens. Biedni są, a jednak bogaci, słabi, a jednak silni, mali, a jednak wielcy, wdzięczni za wszystko, radośni, nawet w cierpieniu - bo pozwolili się zwyciężyć wiecznej miłości Bożej, która z bezsensu naturalnego bytu pozwoliła im wydobyć prawdziwy sens życia"13.
Te osoby, znajdujące się w różnych miejscach na świcie, rozproszone, żyjące w różnych warunkach, stanach, zawodach i wyznaniach, tworzą prawdziwą społeczność dzieci Bożych, Bożą rodzinę połączoną więzami miłości. To oryginalne podejście wyraża się w wierszu, wielce wymownym także w kontekście ekumenicznych dążeń, które w czasach Matki Ewy dopiero co kiełkowały, ale w jej wydaniu były jak najbardziej dojrzałe i świadome. Wiersz Duchowy Kościół potwierdza to jednoznacznie:
Oto Kościół w Duchu narodzony,
Z całego ludu powołany do życia,
Uświęcony pasterską laską samego Chrystusa,
Czy z Rzymu, czy z Wittenbergi,
Czy tu, czy tam, służą mu w ukryciu
Członki jednej owczarni. Razem!
Oto świątynia, którą on mieć pragnie:
Serce, czczące Go w Duchu w prawdzie
Tam gdzie ofiara całopalna na ołtarzu,
Gdzie święta miłość wszystkie członki spoi,
Gdzie tu i tam jednoczy się
U tronu Boga zbawiona owczarnia.
A kiedyś, w wielki Dzień Jasności,
Wszyscy, którzy w Duchu i prawdzie Miłowali Zbawcę,
Zbiorą się w jedno i ujrzą, że są jednością.
Podejdą z miejsc oddzielonych dotąd barierami,
Wolni od ziemskich słabości, win i brzemion,
I wejdą do wiecznej chwały.
O Una Sancta! Kościele święty,
Obmyty krwią, wybrany i bez skazy.
Jakże lśnisz w świetle Przemienienia!
Co było ziemskie, odeszło.
Teraz pieśń chwały rozbrzmieć może
Śpiewana jednym głosem przed Obliczem Króla!14
Testament Matki Ewy
To, co najważniejsze, często spisywane jest w formie deklaracji programowych. Jeżeli natomiast człowiekowi przychodzi zrobić ostateczny rachunek swego życia i podzielić się tym, co osiągnął, to pisze testament. Taki duchowy - choć nie tylko duchowy - testament Matki Ewy jest następujący: "Ponieważ nie wiem czy będzie mi jeszcze dane wypowiedzieć kilka moich próśb i życzeń, czynię to w takiej formie. Przede wszystkim leży mi na sercu, by wszyscy członkowie "Ostoi Pokoju", począwszy od zwierzchnictwa, a na najmłodszych współpracownikach kończąc, byli pod wyłącznym Bożym kierownictwem w Jezusie Chrystusie, tak aby wszystko co ludzkie, wyniosłe i wspaniałe ugięło się przed Jego Majestatem i aby wszyscy byli ożywieni jedynym pragnieniem: wykonania Jego woli i wypełniania Jego rozkazów.
Jeżeli w takim duchu pozostawać będzie kierownictwo "Ostoi Pokoju", wówczas nie będą tu miały dostępu owe niszczycielskie siły, jakie zawsze towarzyszą sporom o władzę i pierwszeństwo. Tylko wówczas będzie Panu oddawana chwała, która się wyłącznie Jemu należy.
Po drugie, moim usilnym życzeniem jest, aby "Ostoja Pokoju" również w czasach przyszłych miała zawsze otwarte drzwi i serce dla wszelkiej ludzkiej niedoli i by każdy, kto znajduje się w jakiejś ziemskiej potrzebie, czy to natury fizycznej czy duchowej, znajdował tutaj radę, pociechę, pomoc, a jeśli to jest potrzebne i możliwe, również przyjęcie i schronienie. Nigdy nie powinien duch świeckiego wyrachowania czy ludzkich kalkulacji brać górę nad świętym impulsem miłości Jezusowej. Byłby to bowiem początek najpierw wewnętrznej jego śmierci, a później i zewnętrzny upadek naszego dzieła.
Im mniej znaczące, im bardziej opuszczone, im bardziej potrzebujące pomocy, im nieszczęśliwsze będzie jakieś ludzkie stworzenie, tym większe będzie mieć prawo do miłości, a również przyjęcia w "Ostoi Pokoju" i w placówkach jej działania, jeśli tylko miejsce na to pozwoli. Nigdy nie może tu zabraknąć wielkodusznej chęci pomocy. Również ci ludzie, którzy zechcą zatrzymać się wśród nas na okres przejściowy, czy to dla wewnętrznego podbudowania, czy przygotowania się do przyszłej pracy dla Pana, choćby później nie zamierzali być naszymi współpracownikami powinni znaleźć tutaj życzliwe przyjęcie. Bezinteresowna, nieegoistyczna miłość powinna być praktykowana w "Ostoi Pokoju" i w zasięgu jej działania"15.
W innym wierszu sformułowała swoje pragnienia w życzeniach skierowanych do jednej z osób:
Czego ci życzyć w dniu urodzin?
Pokoju głębi wśród ucisków świata
i cichej siły, w dzień próby odpornej.
Miłości, co pochyla się nad nędzą brata,
Pokory, przed Bogiem ukorzyć się zdolnej.
Radości, co potrafi i wśród smutków chmury
Przebijać się zwycięsko jak promienie słońca.
Odwagi, której nie zmogą nawet trudów góry,
Gotowej do ofiary, nawet krwi gorącej.
Cierpliwości niezłomnej i niewyczerpanej,
Co znosi słabości bliźnich, a nawet ich winy.
Wiary, co jak orzeł wzbija się skrzydłami,
Docierając do nieba, i sprawia, że czyny,
Co są niemożliwe, będą możliwymi!16
Na grobie Matki Ewy znajduje się prosty napis: Ancilla Domini - Służebnica Pańska. W tych słowach najpełniej streszczała się jej odpowiedź o umiejętność właściwego życia. Stanowiła niebywałe połączenie wszystkiego, co może być dobrego w człowieku z darami, które od Boga można otrzymać. Bo chciała zostać prawdziwą służebnica Pańską.
Gdym u stóp tronu trwała w nabożnym skupieniu,
Głos Majestatu usłyszałam,
Co wołał mnie po imieniu.
"Oto jestem, mój Panie" -
Ustami szepnęłam drżącymi,
A On mi dał nowe imię:
Ancilla Domini!
I odtąd czuję się związana
Służyć Mu całą mocą,
Gotowa na znak Pana
Iść za Nim czy dniem, czy nocą.
A święte to polecenie,
Które mi Pan mój zlecił,
Kieruje moim chceniem
I nic go już nie zmieni:
Ancilla Domini!
Na wszystkich życia drogach,
Gdziekolwiek wypadnie mi iść,
Dzień po dniu będzie to dla mnie
Jak najcenniejszy zysk.
W radości i cierpieniu,
Wśród pracy, w utrudzeniu
W sercu wesoło mi brzmi:
Ancilla Domini!17
Ancilla Domini, miechowicka Matka Ewa, nie uciekała od wyzwań, ale je rozwiązywała. Miała proste recepty: modlitwa, zaufanie Bogu, miłość i otwarcie na drugiego człowieka.
Taka formacja pobożnościowa była w swojej prostocie niezwykła. Chociaż nigdy nie pasowała do świata, w którym przyszło żyć Matce Ewie i jej następcom, pozostała zapisem swoistego rozumienia sztuki życia, która mogła zmieniać ten świat na lepszy. A - jak życie i historia pokazują - lepszego sposobu, mającego na celu dobro człowieka, nie wymyślono.
Przegląd bibliografii badań nad postacią Matki Ewą i jej dziełem
Oprócz wymienionych już w przypisach polskich tłumaczeń dzieł Ewy von Tiele-Winckler, materiały źródłowe zostały opublikowane w Denksteine des lebendigen Gottes, Dresden [1926]; Nichts unmöglich! Erinnerungen und Erfahrungen, Dresden [1929]; Kleine Tropfen aus dem Lebensstrom, Dresden 1925 (Marburg 1977); Kleine Strahlen von der Lebenssonne, Dresden 1926 (Lahr-Dinglingen 1977); Briefe zum Lobe Gottes, Dresden (Lahr-Dinglingen 1979), Soli Deo Gloria [b.r.w.].
Polskie tłumaczenia fragmentów dzieł Matki Ewy zawierają również krótkie opracowania podstawowych faktów z jej życiorysu. Najbardziej obszerne z nich, to Ewa von Tiele-Winckler, Matka Ewa (31.10.1866 - 21.6.1930) - "Ostoja Pokoju" - Bytom Miechowice, Katowice 2002. Autorem tłumaczenia wspomnień i wierszy Matki Ewy, zawartych w tej książce, jest Anna Sikorska, a całość zredagował ks. bp Rudolf Pastucha. W języku niemieckim ukazały się m.in. takie opracowania, jak: Walter Thieme, Mutter Eva. Die Lobsängerin der Gnaden Gottes. Leben und Werk von Schwester Eva, Dresden 1932 (Lahr-Dinglingen 1981); Paul Toaspern, Ancilla Domini. Mutter Eva - ein Leben der Hingabe an Jesus Christus, Berlin 1976; Alex Funke, Eva von Tiele-Winckler, Hamburg 1981; Erna Steineck, Brich den Hungrigen das Brot, Wuppertal 1986; Walther Zilz, Eva von Tiele-Winkler. Blicke in ihr Leben und Wirken.
O zasadniczych elementach pobożności Matki Ewy i ich źródłach pisał Aleksander Radler w artykule Amor fidei perfectio. Die Heilsordnung als geistige Grundstruktur in der Frömmigkeit Eva von Tiele-Wincklers [w:] Pietismus und Neuzeit. Ein Jahrbuch zur Geschichte des neueren Protestantismus, t. 17: 1991, s. 135-155.
Zaprezentowany powyżej wykaz bibliograficzny z pewnością nie jest kompletny. Powstanie Instytutu Matki Ewy w Katowicach może jednak doprowadzić do uporządkowania istniejącego materiału źródłowego i umożliwić powstanie wielu opracowań dotyczących dzieła Ewy von Tiele-Winckler i jego recepcji.
ks. Adam Malina
1. Por.: Matka Ewa (31.10.1866-21.6.1930) - "Ostoja Pokoju" - Bytom Miechowice, tłum. i opr. wspomnień Anna Sikorska, red. Rudolf Pastucha [cyt. dalej jako ME], Katowice 2002, s. 10-13, 130-135; Jan Szturc, Ewangelicy w Polsce. Słownik biograficzny XVI-XX wieku, Bielsko Biała 1998, s. 299.
2. Matka Ewa, Myśli wybrane, tłum. Anna Sikorska [cyt. dalej MW], Warszawa 1990, s. 13.
3. Tamże, s. 14.
4. Tamże, s. 20.
5. Ewa Tiele-Winckler, Prawdziwy sens życia, tłum. Ewa i Jan Klemens [cyt. dalej jako PSŻ], Warszawa 1963, s. 21 [błędny zapis nazwiska autorki].
6. ME, s. 126.
7. Tamże, s. 139-145.
8. Z listów Matki Ewy, tłum. Anna Sikorska [w:] Anna Sikorska, Rozważania, Katowice 2002, s. 103.
9. PSŻ, s. 25-26.
10. MW, s. 76.
11. MW, s. 77.
12. PSŻ, s. 9
13. PSŻ, s. 10.
14. ME, s. 192.
15. ME, s. 127.
16. MW, s. 51.
17. MW, s. 33.
copyright - EWANGELIK - Kwartalnik Diecezji Katowickiej KEA, 2003, nr 1, s. 32-46.
Publikacja za zgodą Redakcji "Ewangelika"

Opis tych wartości, które tworzą moralno-religijny szkielet tożsamości jednostki czy grupy, sumiennie i odpowiedzialnie realizowany, prowadzi do stanu, który nazywamy szczęściem. Droga do niego może zostać nazwana sztuką życia. Będą ją tworzyć umiejętności dokonywania właściwych wyborów, konsekwentne trwanie po stronie dobra w sytuacji kryzysów i zagrożeń. Będzie stwarzała możliwości godnego życia, szczęśliwego, dokonywanego w poczuciu celu, sensu i piękna. Będzie efektem doświadczeń, spotkań z innymi ludźmi, kontaktu z lekturami i refleksją nad życiem, przemijaniem, czasem, wiecznością. Aby było kompletne musi być też zamyśleniem nad sensem i celem życia, a to przenosi już ją w sferę religii, sacrum i Boga, który "jest, był i będzie". Na płaszczyźnie, którą opisujemy pojawiają się też takie pojęcia jak etos, ale użycie terminu ars vitae wydaje się szersze i z góry zakłada konieczność praktycznej realizacji zasadniczych postulatów i pojęć tworzących jej ideowy kręgosłup.
Niniejsze refleksje poświecone są ukazaniu podstawowych elementów składających się na rozumienie sztuki życia w ujęciu bardzo szczególnym. Jest to rozumienie ewangelickie, dokonane przez niezwykłą osobę, Ewę von Tiele-Winckler zwaną Matką Ewą. Nietypowość jej ujęcia bierze się z wielu przyczyn.
Często w badaniach nad fenomenem pobożności chrześcijańskiej dokonuje się wartościowania różnych jej typów. Aby w sposób prosty przedstawić różnice pomiędzy pobożnością w różnych kręgach i denominacjach, dokonuje się pewnego rodzaju uproszczeń i uogólnień. Pomija się też często cały kontekst historyczny, który jest konieczny w tego typu badaniach. W takim uproszczonym sposobie widzenia ewangelicka pobożność często określana jest jako zimna, bezuczuciowa, oparta na sztywnej literze przekazu dogmatycznego. Często towarzyszą jej objawy skostnienia, brak zainteresowania potrzebami drugiego człowieka i rodząca się refleksja, że Reformacja odebrała jednak człowiekowi i społeczeństwu coś ważnego. Trudno polemizować z odczuciami osób, które tak doświadczały kontaktów z - być może i tak żyjącymi - protestantami. Wydaje się, że nie warto posuwać się w dyskursie w tym polemicznym kierunku. Lepiej wskazać na przypadek człowieka, który swoją postawą, przemyśleniami i czynami z ewangelickiej ars vitae uczynił prawdziwe misterium dobra, miłości i pobożności.
Przypadek Ewy von Tiele-Winckler nie mieści się w opisanych powyżej schematach. I to nie tylko w kontekście badań nad formami pobożności. Jej życie świadczy jednoznacznie o tym, że nie pasowała do żadnych schematów. Jej swoiste rozumienie sensu życia i sposobu jego osiągnięcia nie pasowało do różnego rodzaju ideologii, które przez długie lata władały środkową Europą w wieku XX. Chociaż z racji swojego społecznego zaangażowania mogłaby stanowić wzór dla każdej teorii, stawiającej człowieka w centrum swych zainteresowań, to jednak pochodzenie społeczne i bezkompromisowe odwoływanie się w swojej działalności do Boga, wykluczały ją z grona osób wartych propagowania. Nie pasowała również do różnych nacjonalistycznych gierek, popularnych na Górnym Śląsku w różnych okresach XX wieku. Wczytując się w jej przemyślenia w tym względzie trzeba przyznać, że nigdy nie oceniała człowieka w takim kontekście. Nie lubiła dzielić i szufladkować ludzi, a takie działania nie przypadają do gustu tym, którzy w szukaniu różnic znajdują sens życia. Jej poglądy, osoba i życie nie nadawały się do wykorzystania przeciwko komukolwiek i nic "słusznego" nie udowadniały, toteż bywała skazywana na niepamięć. Nie mogła być argumentem przeciwko komuś. Jeżeli musiałaby być jakimś argumentem, to tylko za bezinteresowną i nieegoistyczną miłością.
Ewa von Tiele-Winckler
Kim była ta niezwykła osoba? Przypomnijmy krótko ważniejsze fakty z jej życia 1. Urodziła się 31 października 1866 roku w Miechowicach, dzisiejszej dzielnicy miasta Bytom. Była córką Huberta von Tiele-Wincklera (1828-1893) i jego żony Waleski. Rodzina Tiele-Winckler była właścicielem potężnego majątku ziemskiego i magnatami przemysłowymi, posiadaczami jednej z największych fortun Górnego Śląska. Dzieciństwo Ewa spędziła w rodzinnym zamku w Miechowicach. Jako dziecko była istotą wrażliwą i wyczuloną na krzywdę. Gdy Ewa miała 13 lat, zmarła jej głęboko wierząca matka. Te doświadczenia oraz obserwowana przez nią ludzka niedola, szczególnie widoczna w życiu dzieci, po wewnętrznych przeżyciach doprowadziły ją w wieku 16 lat do podjęcia decyzji: swoje życie poświęci w służbie dla ludzi ubogich i cierpiących, zwłaszcza dla opuszczonych i porzuconych dzieci.
Realizację marzeń umożliwił jej ojciec: mogła zdobyć gruntowne przygotowanie pielęgniarskie i diakonijne w zakładach Bethel w Bielefeldzie (1887). Dzięki funduszom ojca mogła w 1890 roku założyć pierwszy dom opieki Ostoja Pokoju (Friedenshort) w Miechowicach. Było to przedsięwzięcie nowatorskie i bardzo znaczące dla najbiedniejszych mieszkańców Miechowic i okolic. Dzieło to szybko zaczęło się rozrastać. Powstawały kolejne domy. W samych Miechowicach ich liczba doszła do ponad 20, wliczając w to szpital i kościół.
Zanim to się jednak stało, w 1892 roku Ewa von Tiele-Winckler otrzymuje od ks. Friedricha von Bodelschwingha (1831-1910) z Bielefeld zgodę na założenie i prowadzenie własnego diakonatu - Ostoi Pokoju. Dnia 4 września 1893 roku zostaje wyświęcona na diakonisę "jako całkowicie wolna do służby w Kościele Jezusa Chrystusa". W 1900 roku Matka Ewa zawiązuje kontakty z angielskimi kręgami ewangelizacyjno-misyjnymi (James Hudson Taylor (1832-1905), założyciel misji w Chinach), co w przyszłości zaowocowało wyjazdami do Walii i Anglii i rozpoczęciem wielkiej akcji ewangelizacyjno-misyjnej w wielu krajach, mającej także charakter diakonijny. Od 1908 roku diakonat miechowicki prowadził to działo początkowo w Norwegii, a później także w Polsce, Chinach, Egipcie, Gwatemali, Indiach, Syrii, na Wyspach Salomona.
W 1910 roku Matka Ewa rozpoczęła kolejną akcję - Domy dla bezdomych [dzieci]. Pierwszy z ich powstaje w miejscowości Podgóra koło Rościsławic, na północny wschód od Brzegu Dolnego. Na początku lat 20. XX wieku było ich już ponad 40, a w roku 1923 diakonat dysponował siecią 61 domów. Przebywało w nich 14.050 dzieci, którymi opiekowało się 538 sióstr diakonis. Początkowo Matka Ewa wykorzystywała w swoich działaniach odsetki od kapitału, dziedziczonego z majątku swych rodziców. Jednak w późniejszym czasie jej dzieło utrzymywało się z dobrowolnych darowizn różnych ludzi - bogatych i ofiarujących mało, ale z serca. Opiekę w domach dla dzieci zorganizowano według oryginalnego wzorca: podstawową grupę stanowiły "rodziny" składające się z 10-15 dzieci w różnym wieku, pod kierunkiem "matki", diakonisy. Ta koncepcja stała się w przyszłości jednym z elementów reformy systemu opieki wychowawczej. Matka Ewa prowadziła również pracę wśród więźniów (od 1907), wydawała czasopismo diakonatu "W służbie Króla" (od 1913).
Ewa von Tiele-Winckler była również poetką (napisała ponad 500 wierszy) i pisarką religijną. Zmarła 21 czerwca 1930 roku w Miechowicach, w małym drewnianym domku, w którym przeżyła ponad 20 lat. Domek ten stoi w Miechowicach po dzień dzisiejszy.
Patrząc na prawie 64 lata jej życia musimy przyznać, że każdy z nich to był rok niezwykły, a wszystkie tworzą życiorys niespotykany i oryginalny. Mimo różnego rodzaju problemów (była wątłego zdrowia), zagrożeń finansowych dla całego dzieła, ogromu ludzkiej biedy i tragedii, z którą się codziennie spotykała, Matka Ewa przez całe życia była osobą niezwykle pozytywnie nastawioną do życia, energiczną, radosną, szczęśliwą i spełnioną.
Istota i cel życia
Matka Ewa często posługiwała się krótkim wierszem - hasłem, które stanowiło klucz do jej samozrozumienia. Gdy miała się oficjalnie wypowiadać pytana o swoje dzieło, często powtarzała:
Ja i moje życie
W tym świecie nic nie znaczą,
Miłości godne tylko,
Co Chrystus dać mi raczył. 2
Według ludzkich norm, szczególnie tych dzisiejszych, osiągnęła swoistego rodzaju sukces. Nie chciała jednak stać w centrum swego dzieła jako osoba w nim najważniejsza. Zawsze uznawała istnienie rzeczy i spraw ważnych, ważniejszych i najważniejszych. Wyraziła to kiedyś tak, wskazując, co naprawdę w życiu "jest ważne":
Nie o to chodzi, aby być szczęśliwym,
lecz by uszczęśliwiać innych.
Nie o to chodzi, by być kochanym,
lecz by kochać i być dla innych błogosławieństwem.
Nie o to chodzi, by samemu używać,
lecz by udzielać innym.
Nie o to chodzi, by się w życiu przebijać,
lecz by zapierać się siebie.
Nie o to chodzi, by życie zdobyć,
lecz by je utracić.
Nie o to chodzi, by szukać własnego zadowolenia,
lecz by znajdować swoje zadowolenie w zadowalaniu innych.
Nie o to chodzi, by Bóg czynił naszą wolę,
lecz byśmy Jego wolę czynili.
Nie o to chodzi, byśmy długo żyli,
lecz o to, by życie nasze posiadało właściwą treść.
Nie o to chodzi, co ludzie o nas myślą i mówią,
lecz o to, czym jesteśmy przed Bogiem.
Nie o to chodzi, co czynimy,
lecz o to, jak i dlaczego czynimy. 3
Ta postawa była jednym z zasadniczych wyznaczników pobożności i stylu życia Matki Ewy. Sztuka życia polegała więc na ciągłym wyborze tych lepszych wartości, na umiejętności ciągłego stawania po stronie słabszych, odrzuconych, wybieraniu dobra. To powołanie do tak określonego ideału życia Ewa von Tiele-Winckler czuła od młodości.
Pisała wówczas tak: "W niepewności wewnętrznej, jaką wówczas przeżywałam, zobaczyłam nagle (czego do tej pory nie dostrzegłam tak intensywnie, jak teraz) całą tragedię prostego ludu mojej ojczyzny, mojej górnośląskiej ojczyzny! Nagle zrozumiałam po co żyję! Tyle przecież było dla mnie pracy! Zrozumiałam, że Jezus szukał mnie i znalazł do określonego celu, a tym celem była służba dla ludu mojej ojczyzny..." 4.
Swój cel skonkretyzowała później następująco: "Już we wczesnej młodości uczył mnie Duch Boży kochać biednych i wzbudził we mnie pragnienie, abym powierzone mi dobra uważała jedynie za pożyczone i możliwie jak najwięcej z nich udzielała bliźnim" 5.
Wówczas powstał też i poniższy wiersz:
Ludu mojej Ojczyzny, wśród dymów i mgły
Tobie chcę być wierna po kres moich dni.
Oddaję ci me serce i całe swe życie,
Me siły i moją miłość chcę ci dać całkowicie.
Twoją chcę być zawsze, po kres moich dni,
Ludu Ojczyzny mojej, wśród dymów i mgły!
Ojcze Niebieski, Tyś słyszał me słowa,
Wiesz, że wypełnić je jestem gotowa.
Tyś dał mi pragnienie, daj też błogosławieństwo,
By dzieło mojego życia odniosło zwycięstwo.
Pozwól mi wiernie służyć po kres moich dni
Ludowi mojej Ojczyzny, wśród dymów i mgły!6
Ten "lud mojej Ojczyzny" był ludem Górnego Śląska. Teren działania później stale się rozszerzał, ale najwięcej domów opieki było na terenie Śląska. Co ciekawe, Matka Ewa nie stosowała nigdy selekcji negatywnej w przyjmowaniu do domów opieki. Dla niej liczył się tylko człowiek. Nie stosowała kryterium rasowego, narodowościowego czy wyznaniowego. Wręcz przeciwnie. Brak dzielenia ludzi na lepszych i gorszych wypływał z głębokich, duchowych podstaw.
Sama była Niemką, a najbliższe korzenie jej rodziny były na Górnym Śląsku, ale sięgały również na Łotwę, Litwę, do Szkocji, Węgier, Niemiec czy Pomorza7. Nie stanowiło to dla niej żadnego problemu. Aby lepiej służyć swoim podopiecznym nauczyła się języka polskiego i dobrze nim później władała.
O celu swych działań tak kiedyś pisała: "Nie ja, lecz tylko On! To On ma się stać treścią naszego życia, a wówczas stanie się również jego radością, celem i siłą napędową naszego działania. Jeżeli tę siłę czerpiemy z naszych ambicji, chęci zabłyśnięcia - wkrótce okaże się, że nie pokój, lecz niepokój stał się naszym udziałem"8.
Jej postawa życiowa wyrażała się w poczuciu obowiązku względem drugiego człowieka. "Masz obowiązek wobec każdego, kogo spotkasz, a tym obowiązkiem jest: Miłość. Jeżeli spotkasz biednego, cierpiącego nędzę, to obowiązek swój możesz spełnić w sposób bardzo prosty. Będziesz usiłował zaspokoić najpilniejszą jego potrzebę tam, bez czego się możesz obejść. Jeżeli brakuje mu strawy, to podziel się z nim swoją. Jeśli nie ma dachu nad głową, to jak dalece jest dla ciebie to możliwe, przygotuj albo postaraj mu się o niego. Nie daj [mu tylko] chleba, odzienia, dachu nad głową, ale twoje serce. Każdy czyn pomocy wykonujesz więc w poczuciu pełnej współczucia miłości. Jeżeli spotkasz człowieka samotnego - ofiaruj mu chwilę swojego czasu. Daj mu sposobność podzielenia się tym, co czuje, wypowiedzenia się. Wysłuchaj go, okaż zainteresowanie, współczucie, niechaj troska jego serca stanie się twoją własną troską"9.
Aby podołać obowiązkom wyrosłym z podjęcia zasadniczych decyzji życiowych, należy charakteryzować się dwoma ważnymi "cechami": "Kochaj, kochaj, kochaj! Nigdy nie możesz za dużo kochać. Ale kochaj w czystości Ducha Chrystusowego, który nigdy nie szuka swego. Czy to własnej korzyści, a nawet własnego zadowolenia. Oto jeden warunek zdrowia duchowego.
Drugim warunkiem jest wdzięczność. Gdy nas przepełnia uczucie wdzięczności, jesteśmy otwarci do przyjmowania wciąż nowych dowodów łaski, a to sprawia, że nasz kontakt z Bogiem jest ciągle żywy i nie zakłócony. Tak wypełniają się warunki zdrowia psychicznego i duchowego. Bowiem żywa wymiana, jaka zachodzi między nami i Bożą mocą, wpływa uzdrawiająco na całą naszą istotę. Duchową i fizyczną"10.
Jako pierwsza była wymieniona miłość. Ona miała stanowić element wiążący wszelkie elementy dzieła Matki Ewy. Pisała: "Świat ma dosyć mądrości i może się bez niej obejść. Ale nigdy nie obejdzie się bez miłości. Niczego bardziej ludzie nie potrzebują i nie pragną niż ciepłego uczucia miłości. Naturalnie nie wszyscy to sobie uświadamiają. Są niespokojni, nerwowi, bezradni, a nie wiedzą, że to brak miłości. Gdy zawodzą inne środki i wartości tego świata, poszukiwani są ludzie, którzy potrafią pocieszyć i okazać uczucie. Miłości potrzebuje każdy z nas. Dlatego powołaniem każdego dziecka Bożego jest niesienie miłości światu. Tego powołania nie wypełnimy jak należy, jeśli sami na sobie nie doświadczymy Bożej miłości. Tylko za pomocą wiary może nas Duch Święty napełnić Bożą miłością, którą potem my możemy przekazywać innym"11.
Sens życia nie polega na tym, "aby posiadać, używać i osiągać cele, które człowiek sam sobie wytknął, ale na wykorzystaniu w możliwie jak najlepszy sposób - wszystkich otrzymanych sił, darów i sposobności, aby osiągnąć w ramach woli Bożej wspaniały cel"12.
Ci, którzy to osiągnęli "to zwycięzcy, nosiciele światłości, pośrednicy życia, którzy pojęli prawdziwy jego sens. Biedni są, a jednak bogaci, słabi, a jednak silni, mali, a jednak wielcy, wdzięczni za wszystko, radośni, nawet w cierpieniu - bo pozwolili się zwyciężyć wiecznej miłości Bożej, która z bezsensu naturalnego bytu pozwoliła im wydobyć prawdziwy sens życia"13.
Te osoby, znajdujące się w różnych miejscach na świcie, rozproszone, żyjące w różnych warunkach, stanach, zawodach i wyznaniach, tworzą prawdziwą społeczność dzieci Bożych, Bożą rodzinę połączoną więzami miłości. To oryginalne podejście wyraża się w wierszu, wielce wymownym także w kontekście ekumenicznych dążeń, które w czasach Matki Ewy dopiero co kiełkowały, ale w jej wydaniu były jak najbardziej dojrzałe i świadome. Wiersz Duchowy Kościół potwierdza to jednoznacznie:
Oto Kościół w Duchu narodzony,
Z całego ludu powołany do życia,
Uświęcony pasterską laską samego Chrystusa,
Czy z Rzymu, czy z Wittenbergi,
Czy tu, czy tam, służą mu w ukryciu
Członki jednej owczarni. Razem!
Oto świątynia, którą on mieć pragnie:
Serce, czczące Go w Duchu w prawdzie
Tam gdzie ofiara całopalna na ołtarzu,
Gdzie święta miłość wszystkie członki spoi,
Gdzie tu i tam jednoczy się
U tronu Boga zbawiona owczarnia.
A kiedyś, w wielki Dzień Jasności,
Wszyscy, którzy w Duchu i prawdzie Miłowali Zbawcę,
Zbiorą się w jedno i ujrzą, że są jednością.
Podejdą z miejsc oddzielonych dotąd barierami,
Wolni od ziemskich słabości, win i brzemion,
I wejdą do wiecznej chwały.
O Una Sancta! Kościele święty,
Obmyty krwią, wybrany i bez skazy.
Jakże lśnisz w świetle Przemienienia!
Co było ziemskie, odeszło.
Teraz pieśń chwały rozbrzmieć może
Śpiewana jednym głosem przed Obliczem Króla!14
Testament Matki Ewy
To, co najważniejsze, często spisywane jest w formie deklaracji programowych. Jeżeli natomiast człowiekowi przychodzi zrobić ostateczny rachunek swego życia i podzielić się tym, co osiągnął, to pisze testament. Taki duchowy - choć nie tylko duchowy - testament Matki Ewy jest następujący: "Ponieważ nie wiem czy będzie mi jeszcze dane wypowiedzieć kilka moich próśb i życzeń, czynię to w takiej formie. Przede wszystkim leży mi na sercu, by wszyscy członkowie "Ostoi Pokoju", począwszy od zwierzchnictwa, a na najmłodszych współpracownikach kończąc, byli pod wyłącznym Bożym kierownictwem w Jezusie Chrystusie, tak aby wszystko co ludzkie, wyniosłe i wspaniałe ugięło się przed Jego Majestatem i aby wszyscy byli ożywieni jedynym pragnieniem: wykonania Jego woli i wypełniania Jego rozkazów.
Jeżeli w takim duchu pozostawać będzie kierownictwo "Ostoi Pokoju", wówczas nie będą tu miały dostępu owe niszczycielskie siły, jakie zawsze towarzyszą sporom o władzę i pierwszeństwo. Tylko wówczas będzie Panu oddawana chwała, która się wyłącznie Jemu należy.
Po drugie, moim usilnym życzeniem jest, aby "Ostoja Pokoju" również w czasach przyszłych miała zawsze otwarte drzwi i serce dla wszelkiej ludzkiej niedoli i by każdy, kto znajduje się w jakiejś ziemskiej potrzebie, czy to natury fizycznej czy duchowej, znajdował tutaj radę, pociechę, pomoc, a jeśli to jest potrzebne i możliwe, również przyjęcie i schronienie. Nigdy nie powinien duch świeckiego wyrachowania czy ludzkich kalkulacji brać górę nad świętym impulsem miłości Jezusowej. Byłby to bowiem początek najpierw wewnętrznej jego śmierci, a później i zewnętrzny upadek naszego dzieła.
Im mniej znaczące, im bardziej opuszczone, im bardziej potrzebujące pomocy, im nieszczęśliwsze będzie jakieś ludzkie stworzenie, tym większe będzie mieć prawo do miłości, a również przyjęcia w "Ostoi Pokoju" i w placówkach jej działania, jeśli tylko miejsce na to pozwoli. Nigdy nie może tu zabraknąć wielkodusznej chęci pomocy. Również ci ludzie, którzy zechcą zatrzymać się wśród nas na okres przejściowy, czy to dla wewnętrznego podbudowania, czy przygotowania się do przyszłej pracy dla Pana, choćby później nie zamierzali być naszymi współpracownikami powinni znaleźć tutaj życzliwe przyjęcie. Bezinteresowna, nieegoistyczna miłość powinna być praktykowana w "Ostoi Pokoju" i w zasięgu jej działania"15.
W innym wierszu sformułowała swoje pragnienia w życzeniach skierowanych do jednej z osób:
Czego ci życzyć w dniu urodzin?
Pokoju głębi wśród ucisków świata
i cichej siły, w dzień próby odpornej.
Miłości, co pochyla się nad nędzą brata,
Pokory, przed Bogiem ukorzyć się zdolnej.
Radości, co potrafi i wśród smutków chmury
Przebijać się zwycięsko jak promienie słońca.
Odwagi, której nie zmogą nawet trudów góry,
Gotowej do ofiary, nawet krwi gorącej.
Cierpliwości niezłomnej i niewyczerpanej,
Co znosi słabości bliźnich, a nawet ich winy.
Wiary, co jak orzeł wzbija się skrzydłami,
Docierając do nieba, i sprawia, że czyny,
Co są niemożliwe, będą możliwymi!16
Na grobie Matki Ewy znajduje się prosty napis: Ancilla Domini - Służebnica Pańska. W tych słowach najpełniej streszczała się jej odpowiedź o umiejętność właściwego życia. Stanowiła niebywałe połączenie wszystkiego, co może być dobrego w człowieku z darami, które od Boga można otrzymać. Bo chciała zostać prawdziwą służebnica Pańską.
Gdym u stóp tronu trwała w nabożnym skupieniu,
Głos Majestatu usłyszałam,
Co wołał mnie po imieniu.
"Oto jestem, mój Panie" -
Ustami szepnęłam drżącymi,
A On mi dał nowe imię:
Ancilla Domini!
I odtąd czuję się związana
Służyć Mu całą mocą,
Gotowa na znak Pana
Iść za Nim czy dniem, czy nocą.
A święte to polecenie,
Które mi Pan mój zlecił,
Kieruje moim chceniem
I nic go już nie zmieni:
Ancilla Domini!
Na wszystkich życia drogach,
Gdziekolwiek wypadnie mi iść,
Dzień po dniu będzie to dla mnie
Jak najcenniejszy zysk.
W radości i cierpieniu,
Wśród pracy, w utrudzeniu
W sercu wesoło mi brzmi:
Ancilla Domini!17
Ancilla Domini, miechowicka Matka Ewa, nie uciekała od wyzwań, ale je rozwiązywała. Miała proste recepty: modlitwa, zaufanie Bogu, miłość i otwarcie na drugiego człowieka.
Taka formacja pobożnościowa była w swojej prostocie niezwykła. Chociaż nigdy nie pasowała do świata, w którym przyszło żyć Matce Ewie i jej następcom, pozostała zapisem swoistego rozumienia sztuki życia, która mogła zmieniać ten świat na lepszy. A - jak życie i historia pokazują - lepszego sposobu, mającego na celu dobro człowieka, nie wymyślono.
Przegląd bibliografii badań nad postacią Matki Ewą i jej dziełem
Oprócz wymienionych już w przypisach polskich tłumaczeń dzieł Ewy von Tiele-Winckler, materiały źródłowe zostały opublikowane w Denksteine des lebendigen Gottes, Dresden [1926]; Nichts unmöglich! Erinnerungen und Erfahrungen, Dresden [1929]; Kleine Tropfen aus dem Lebensstrom, Dresden 1925 (Marburg 1977); Kleine Strahlen von der Lebenssonne, Dresden 1926 (Lahr-Dinglingen 1977); Briefe zum Lobe Gottes, Dresden (Lahr-Dinglingen 1979), Soli Deo Gloria [b.r.w.].
Polskie tłumaczenia fragmentów dzieł Matki Ewy zawierają również krótkie opracowania podstawowych faktów z jej życiorysu. Najbardziej obszerne z nich, to Ewa von Tiele-Winckler, Matka Ewa (31.10.1866 - 21.6.1930) - "Ostoja Pokoju" - Bytom Miechowice, Katowice 2002. Autorem tłumaczenia wspomnień i wierszy Matki Ewy, zawartych w tej książce, jest Anna Sikorska, a całość zredagował ks. bp Rudolf Pastucha. W języku niemieckim ukazały się m.in. takie opracowania, jak: Walter Thieme, Mutter Eva. Die Lobsängerin der Gnaden Gottes. Leben und Werk von Schwester Eva, Dresden 1932 (Lahr-Dinglingen 1981); Paul Toaspern, Ancilla Domini. Mutter Eva - ein Leben der Hingabe an Jesus Christus, Berlin 1976; Alex Funke, Eva von Tiele-Winckler, Hamburg 1981; Erna Steineck, Brich den Hungrigen das Brot, Wuppertal 1986; Walther Zilz, Eva von Tiele-Winkler. Blicke in ihr Leben und Wirken.
O zasadniczych elementach pobożności Matki Ewy i ich źródłach pisał Aleksander Radler w artykule Amor fidei perfectio. Die Heilsordnung als geistige Grundstruktur in der Frömmigkeit Eva von Tiele-Wincklers [w:] Pietismus und Neuzeit. Ein Jahrbuch zur Geschichte des neueren Protestantismus, t. 17: 1991, s. 135-155.
Zaprezentowany powyżej wykaz bibliograficzny z pewnością nie jest kompletny. Powstanie Instytutu Matki Ewy w Katowicach może jednak doprowadzić do uporządkowania istniejącego materiału źródłowego i umożliwić powstanie wielu opracowań dotyczących dzieła Ewy von Tiele-Winckler i jego recepcji.
ks. Adam Malina
1. Por.: Matka Ewa (31.10.1866-21.6.1930) - "Ostoja Pokoju" - Bytom Miechowice, tłum. i opr. wspomnień Anna Sikorska, red. Rudolf Pastucha [cyt. dalej jako ME], Katowice 2002, s. 10-13, 130-135; Jan Szturc, Ewangelicy w Polsce. Słownik biograficzny XVI-XX wieku, Bielsko Biała 1998, s. 299.
2. Matka Ewa, Myśli wybrane, tłum. Anna Sikorska [cyt. dalej MW], Warszawa 1990, s. 13.
3. Tamże, s. 14.
4. Tamże, s. 20.
5. Ewa Tiele-Winckler, Prawdziwy sens życia, tłum. Ewa i Jan Klemens [cyt. dalej jako PSŻ], Warszawa 1963, s. 21 [błędny zapis nazwiska autorki].
6. ME, s. 126.
7. Tamże, s. 139-145.
8. Z listów Matki Ewy, tłum. Anna Sikorska [w:] Anna Sikorska, Rozważania, Katowice 2002, s. 103.
9. PSŻ, s. 25-26.
10. MW, s. 76.
11. MW, s. 77.
12. PSŻ, s. 9
13. PSŻ, s. 10.
14. ME, s. 192.
15. ME, s. 127.
16. MW, s. 51.
17. MW, s. 33.
copyright - EWANGELIK - Kwartalnik Diecezji Katowickiej KEA, 2003, nr 1, s. 32-46.
Publikacja za zgodą Redakcji "Ewangelika"