Wspomnienie o ks. gen. Adamie Pilchu
„Pamiętaj o słowie danym Twemu słudze,
które napełniło mnie nadzieją.
Tym się pocieszam w moim nieszczęściu,
że obietnica Twoja mnie ożywi”
Ps 119,49n
Kiedy w 1991 roku opuszczałem parafię oraz Kościół Pokoju w Jaworze, aby osiąść jako duszpasterz „Zborów Niepolskich” we Wrocławiu, ówczesny Konsystorz, rozważając sprawę następcy, wahał się pomiędzy dwoma młodymi teologami: Romanem Kluzem a Adamem Pilchem. Choć nie miałem i nie mogłem mieć najmniejszego wpływu na to, że ostatecznie do Jawora skierowany został ten pierwszy, a Adama przydzielono do Parafii Św. Trójcy w Warszawie, ze zrozumiałych względów w okresie tym uzupełniałem swoje wspomnienia z czasu studiów o obu kandydatach w kontekście pytania o przyszłość budzącej się do istnienia ewangelickiej Parafii w Jaworze. Nie mogłem wtedy przypuszczać, że z tym świeżo upieczonym absolwentem teologii ewangelickiej, o którym wszyscy pytani wyrażali się w samych superlatywach, a który wtedy nie został następcą w pierwszym miejscu mojej kościelnej służby, los zwiąże mnie w przyszłości głęboko i na wiele lat.
W 1995 roku rozpoczęliśmy wspólnie naszą kapelańską drogę w odrodzonym Ewangelickim Duszpasterstwie Wojskowym. Czterej pierwsi kapelani ewangeliccy przydzieleni zostali terytorialnie do istniejących wówczas w tej liczbie okręgów wojskowych. Ksiądz Adam został kapelanem okręgowym, a następnie dziekanem Warszawskiego Okręgu Wojskowego, pełniąc jednocześnie od początku funkcję zastępcy naczelnego kapelana wojskowego. Rozpoczęła się długa i mozolna praca przywracania obecności duszpasterskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Wojsku Polskim, która daleka była od pasma sukcesów i radości jedynie. Wspólnie uczyliśmy się i wspierali wzajemnie także w doświadczaniu upokorzeń, znoszeniu porażek i akceptacji tego, że są marzenia, które się spełniają, ale są też bariery, których nie da się pokonać pomimo wielu prób, trudów i wysiłków. Jego optymizm i trzeźwość w ocenie sytuacji, powaga osobista i zabarwione dystansem do rzeczywistości poczucie humoru często stanowiły potrzebny balans w przedzieraniu się przez pierwsze lata naszej kapelańskiej służby.
Księdzu Adamowi najwyraźniej pisana była rola zastępcy. Kiedy w 1999 roku przejąłem funkcję naczelnego kapelana, a wiosenny Synod podniósł rangę tego urzędu do godności biskupa, ksiądz Adam został zastępcą ewangelickiego biskupa wojskowego i funkcję tę pełnił do listopada 2009 roku. Dla wielu stanowisko zastępcy to potwierdzenie kwalifikacji i ambicji do zostania w przyszłości następcą. Adam był inny. Jemu odpowiadała ta rola drugiego w strukturze, którą wypełniał profesjonalną wiedzą, organizacyjnymi talentami i nieustającą gotowością, aby przejmować i wypełniać wszystko, o co był proszony. Tak, proszony, gdyż w naszych jedenastoletnich relacjach szefa i zastępcy jakakolwiek inna forma przekraczałaby granice wyobraźni. Kto jako przełożony tego nie przeżył, ten nie wie, ile stracił, gdy każde zadanie scedowane na podwładnego nawet w największej ogólności, przestaje w jakikolwiek sposób obciążać pamięć i poczucie odpowiedzialności własnej w oparciu o absolutną pewność, że zostanie ono wykonane z najwyższą starannością i dbałością o szczegóły. Taki właśnie był mój zastępca, ks. płk Adam Pilch. A ja miałem wielkie szczęście, trafić w służbie na takiego człowieka, duchownego i oficera.
Choć jednocześnie był duszpasterzem parafii, duszpasterzem żołnierzy w Warszawie i w okolicznych jednostkach, duszpasterzem ewangelickim stołecznych kręgów kombatanckich, nigdy nie skarżył się na nadmiar obowiązków. A ja niejednokrotnie widziałem, jak było mu ciężko. Nie musiałem pytać. Przy całej zewnętrznie widocznej powszedniej dynamice swojego działania jeszcze szybciej mówił, jeszcze szybciej wchodził i wychodził z siedziby duszpasterstwa, z miejsca do miejsca, od spotkania do urzędu, od chorego parafianina do odwiedzanego żołnierza, z rozmowy duszpasterskiej na kolejny pogrzeb gnany poczuciem powołania do tego, aby służyć.
Okres ostatnich pięciu miesięcy, kiedy do wszystkich wcześniejszych funkcji doszło jeszcze pełnienie obowiązków na wakującym stanowisku biskupa wojskowego, był dla księdza Adama prawdopodobnie najcięższym okresem w całej jego służbie duchownego i kapelana wojskowego Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego. Nigdy nie chciał być biskupem i zwierzchnikiem duszpasterstwa. Wynikało to zarówno z jego skromności, jak i z jego odpowiedzialności oraz asertywności. Adam podejmował się chętnie i z pasją tego, o czym wiedział, że jest to w stanie bardzo dobrze wykonać. Konsekwentnie jednak trzymał się granic, które sam sobie wyznaczał. Musieliśmy o tym rozmawiać i rozmawialiśmy niejednokrotnie w przeszłości, chociażby tylko dlatego, ponieważ moje częste loty do polskich kontyngentów wojskowych sprawę ewentualnego następstwa czyniły nieodległą od naszej wyobraźni. Ale temat ten pozostawał jedynym, w którym nie dane nam było nigdy dojść do zadowalającego porozumienia „na wszelki wypadek”. Adam konsekwentnie twierdził, że nigdy nie przejmie dowodzenia Ewangelickim Duszpasterstwem Wojskowym.
Życie napisało inny scenariusz. Po wydarzeniach kościelnych ubiegłego roku ks. płk Adam Pilch na podstawie decyzji Konsystorza przejął czasowo pełnienie obowiązków biskupa wojskowego. Nie pogodził się z tym wewnętrznie, ale pocieszał się czasowością tej sytuacji. Prawie dokładnie 24 godziny przed jego tragiczną śmiercią, w piątkowy poranek, widzieliśmy się po raz ostatni w budynku parafii przy ul. Puławskiej. Był radosny i wyraźnie odciążony świadomością, że po prawie pięciu miesiącach, od najbliższego poniedziałku, obowiązki naczelnego kapelana wojskowego miał przejąć wybrany przez Konsystorz i Radę Synodalną nowy zwierzchnik duszpasterstwa. Pielgrzymka pamięci i pojednania do Katynia miała być ostatnim zadaniem księdza Adama w roli pełniącego obowiązki biskupa wojskowego. I stała się jego ostatnim zadaniem w tej nigdy niechcianej przez niego roli… Ale jakże w okrutnie inny sposób ostatnim zadaniem niż to sobie wyobrażał jeszcze w piątkowy poranek…
Wierny Sługo Boży, Drogi Bracie, Pielgrzymie przerwanej drogi!
Niech Pan ożywi Cię do wiecznego życia według danej Ci w Chrystusie obietnicy!
ks. bp gen. bryg. Ryszard Borski