ks. Jan Motyka, Zagadnienie śmierci
ks. Jan Motyka, Zagadnienie śmierciCzyż śmierć jest problemem? Czyż jest tajemnicą? Czyż nie wykazuje jednoznacznie, twardo i bezwzględnie, że jest całkowitym zniszczeniem naszego życia w doczesności? Pomimo zastrzeżeń zawartych w powyższych pytaniach, śmierć jest jednak problemem i to najtrudniejszym, obchodzącym każdego człowieka. Ponieważ jest to problem bardzo bolesny i beznadziejny, dlatego stale go odsuwamy.
W przyrodzie śmierć jest czymś zwykłym i naturalnym, u nikogo nie wywołującym zdziwienia. Codziennie rozkłada się olbrzymia liczba komórek w tkankach roślin, zwierząt i ludzi. Przyroda mówi przejmująco o przemijaniu bytu i wszelkiego życia. Człowiek jest cząstką przyrody. Wskazuje na to Biblia, gdy mówi, że wszelkie ciało jest jak trawa, a wszelka chwała jego jak kwiat trawy, życie rozwiewa się jak dym, jesteśmy tu tylko gośćmi i przychodniami (Ps. 103, 15—16; Izaj. 40, 6—7; I Ptr. 1,24; Jak. 1,10—11). Wszyscy jesteśmy w drodze ku śmierci. Ta droga nie ciągnie się w nieskończoność, ale została ograniczona do 70 lub 80 lat (Ps. 90), przy czym nikt nie może nam zapewnić osiągnięcia tej granicy. W każdej chwili tysiące czyhających w świecie niebezpieczeństw może położyć kres kruchemu życiu. Jest tylko krok między życiem a śmiercią (I Sam. 20, 3). Świadectwem rozmiaru władztwa śmierci nad ludźmi jest ponad sto zgonów na świecie w ciągu minuty, czyli ponad sześć tysięcy w ciągu jednej godziny. Istnienie człowieka skierowane jest ku śmierci, jest to "Sein zum Tode" — jak mówi M. Heidegger. Konieczność umierania łączy Pismo Św. z upadkiem człowieka w grzech. „Zapłatą za grzech jest śmierć" (Rzym. 6, 23).
Jakkolwiek śmierć jest na świecie zjawiskiem zwykłym i naturalnym, jednak odsuwamy ją jako coś nienormalnego, ilekroć wkracza w życie. Normalnym stanem wydaje się życie, a nie śmierć. W każdym człowieku tkwi potężny instynkt życia. Każdy chce żyć, dla każdego śmierć jest największym nieprzyjacielem (I Kor. 15, 26). Ona wkracza w życie twardo i bezwzględnie, nie liczy się z naszymi uczuciami, planami, związkami rodzinnymi, nie uwzględnia tego, czy jesteśmy tu potrzebni, czy nie, doprowadza nas do bezradności i bezsilności. Wszystko trzeba opuścić, niczego nie można zatrzymać dla siebie. Konieczność bezwarunkowej kapitulacji przed śmiercią jest naszą osobistą tragedią, połączoną z wielkim niepokojem i trwogą. Nawet Jezus jako prawdziwy człowiek odczuwał przed śmiercią bezbrzeżny smutek, lęk i niepokój, chociaż wiedział, że dla Niego śmierć jest przejściem w inną, wyższą formę życia.
Powstaje pytanie, czy śmierć jest dla człowieka całkowitym unicestwieniem, czy też przejściem w inną formę życia? Czy istnieje życie bez ciała? To pytanie narzuca się każdemu, wierzącym i niewierzącym. Stawiano je sobie we wszystkich czasach, we wszystkich religiach. Zadawali sobie to pytanie starożytni Egipcjanie i Babilończycy, mędrcy hinduscy, greccy i rzymscy; zastanawiali się nad nim pobożni ludzie Starego Testamentu. To pytanie o zasięgu ogólnoludzkim będzie niepokoiło, dopóki będzie trwało życie na ziemi i konieczność umierania. To pytanie o życie wieczne bynajmniej nie wypływa z miłości własnej, która nie może się pogodzić z faktem własnego unicestwienia. Najczęściej wypływa ono z miłości do innych. Któż z nas w obliczu śmierci drogiego człowieka, kochanej matki lub ojca nie pytał — czy to drogie życie ma być zupełnie unicestwione? Miłość nie ustaje z chwilą śmierci.
Wreszcie pytanie o dalsze istnienie duszy po śmierci jest zagadnieniem typowo światopoglądowym. Wysuwa je nie tylko ludzka ciekawość i dociekliwość, pragnienie znalezienia prawdy, lecz ma ono doniosłe znaczenie dla naszego stosunku do życia. Odpowiedź na to pytanie ma bezpośredni wpływ na nasze postępowanie, na stanowisko wobec świata, wobec bliźniego. Bynajmniej nie jest sprawą obojętną, czy nad bramą śmierci umieścimy napis, jaki Dante w Boskiej Komedii wypisał nad wejściem do piekła: „Wyzbądźcie się wszelkiej nadziei, wy, którzy tu wchodzicie", czy też chcemy tam widzieć słowa: „Jezus żyje, z Nim i ja". Te napisy są odpowiedzią na pytanie, czy wierzymy w życie po śmierci, czy nie? Związek między odpowiedzią a naszym życiem jest oczywisty. Gdy słońce zachodzi, cienie nocy ogarniają ziemię i wszystko, co żyje, kładzie się do snu. Gdy słońce wschodzi, ustępuje ciemność i cała przyroda budzi się 'do nowego życia. Gdy gaśnie nadzieja, życie staje się smutne, posępne. Gdy ona się zjawia, człowiek się ożywia. To jednak nie wystarczy. Wielka jest moc nadziei, ale jaka jest prawda? Czym jest śmierć? Gdzie są nasi umarli?
Pogląd, że śmierć jest kresem wszystkiego, istniał od wieków; bynajmniej nie jest on wynikiem badań naukowych. W czasach Jezusa wyznawcami jego byli saduceusze. Dziś są ludzie, którzy uważają duszę za funkcję ciała, i uznają, że jest śmiertelna. Źródłem życia jest według nich ciało, jeśli ono ginie, ginie również i dusza.
Jest to tylko hipoteza. Sprawa stosunku ciała do duszy jest bardzo złożona. Badając ją natrafiamy na wiele tajemnic. Fakt, że śmierć jest kresem ziemskiej egzystencji człowieka w ciele, nie ulega wątpliwości. O tym nie trzeba nikogo przekonywać. Widoczna jest wzajemna zależność duszy i ciała. Dusza ma wielki wpływ na ciało. Ich współzależność uplastycznia następujące porównanie: Skrzypek może wykazać swój talent tylko za pośrednictwem instrumentu. Gdyby ktoś zniszczył skrzypce, wirtuoz nie mógłby grać, ale pozostałby nadal artystą. Podobnie przedstawia się sprawa istnienia duszy. Zniszczenie ciała niekoniecznie musi pociągnąć za sobą śmierć duszy. Dusza może istnieć bez ciała. Rzeczywistość nie ogranicza się tylko do widzialnego świata zjawisk. Jest ona o wiele bogatsza. Uczony tej miary co Einstein wyraził się, że znamy zaledwie jedną milionową część rzeczywistości.
Filozofię nicości głoszą również egzystencjonaliści. Głównymi jej przedstawicielami są — M. Heidegger i P. Sartre. Według nich śmierć jest zjawiskiem absolutnym. „Ludzkie istnienie powstało z nicości i jest samo w sobie nicością, jest dążeniem ku śmierci, ku nicości" (Sartre). Tego rodzaju poglądy nie są wynikiem badań naukowych, ale wyrazem osobistych przekonań, wyrazem niewiary. Sprawy egzystencji po śmierci są dla filozofii niedostępne i nie mogą być jej przedmiotem.
Przekonanie o dalszym życiu duszy po śmierci ciała wyrażały we wszystkich czasach wszystkie religie. Niektóre z nich ograniczały się do kultu zmarłych. Przekonanie o nieśmiertelności duszy głosiła filozofia grecka, zwłaszcza Platon. Jednakże wyobrażenia o życiu zmarłych nie wywoływały radości. Homer w połowie VIII w. p. Chr. w jedenastej pieśni Odysei tak pisze: „Zaczęły wychodzić z Erebu dusze umarłych. Młode kobiety i pacholęta, i starcy, którzy wiele wycierpieli, panny nieletnie, noszące w sercu świeży ból, rzesze mężów... wielki tłum kroczył w stronę rowu z niesłychanym lamentem: zielony lęk mnie zdjął". Odyseusz rozmawiał również z bohaterem spod Troi - Achillesem, zwracając się do niego w następujących słowach: "0d ciebie zaś Achillesie, nie było ani nie będzie szczęśliwszego człowieka. Za życia na równi z bogami czciliśmy ciebie, my Achajowie, a tu dziś potężnie władasz umarłymi. Nawet w śmierci, Achillesie, nie masz powodu do smutku.
Zaraz mi odparł: — Nie zachwalaj mi śmierci, prześwietny Odysie! Wolałbym za parobka służyć na cudzej roli, u biednego chłopa, który ledwo się może utrzymać, niż tu panować nad wszystkimi, co znikli ze świata" (wg przekładu Parandowskiego).
Oto przykład, że wiara w nieśmiertelność duszy może nią sprawiać radości. Egzystencja bowiem może być bardzo różna, może być tak niepełna i nędzna, że nieśmiertelność byłaby utrapieniem. Toteż nasz Kościół nie idzie po linii filozofii platońskiej, nie czyni żadnych wysiłków w celu udowodnienia nieśmiertelności duszy. Nasza nadzieja bowiem nie jest przyjęciem zasady o nieśmiertelności duszy, chociaż z tą zasadą się łączy.
Ale nam nie chodzi o nieśmiertelność. Ona nas nie urzeka, zwłaszcza gdyby miała być podobna do smutnej egzystencji cieniów, jak to sobie wyobrażali starożytni Grecy. Nam chodzi o zbawienie. A to, co Pismo Sw. rozumie pod słowem zbawienie lub żywot wieczny, nie jest przyrodzoną właściwością duszy, ale darem łaski Bożej w Jezusie Chrystusie (Rzym. 6, 23). Naszą nadzieją jest Chrystus. Jak przedtem, gdy omawiałem istotę chrześcijaństwa, starałem się mocno podkreślić, iż nie jest ono podobne do ideologii świata, gdyż o Jego istocie stanowi Chrystus, tak teraz podkreślam, że w centrum nadziei chrześcijańskiej jest Jezus Chrystus. Jezus wyzwala z iluzji i beznadziejności. Wyzwalając z grzechu, który stał się przyczyną śmierci, tym samym wybawia od śmierci (Jan 11,25). Chrystus jest naszą nadzieją (Kol. 1, 27; I Tym. 1,1). Dlatego dla apostoła Pawła śmierć była zyskiem. Daleko lepsza od życia w doczesności wydawała mu się śmierć, gdyż była dla niego przejściem do Chrystusa (Filip, 1, 21—26).
Biblia nie mówi wiele o śmierci, nie podaje żadnych szczegółów dotyczących życia pozagrobowego, ale mówi wyraźnie o dalszym istnieniu życia po doczesnej śmierci, jako o czymś samo przez się zrozumiałym. Po prostu stwierdza fakt dalszego istnienia (Mat. 10,28; 17,1—13; Łuk. 16,19—31; Jan 11,25; Rzym. 8, 10; Efez. 4, 9; I Ptr. 3,19; 4,6). Dla Chrystusa śmierć była pewnego rodzaju snem (Jan 11, 11—14; Mat. 9,24; Łuk. 8, 52—53). Nie chodziło o słowo osłaniające okropność śmierci, Jezus pojmował to dosłownie. Ze snu można obudzić, co też Jezus czynił i zapowiadał (Jana 5, 21—29).
Luter nawiązał do tych słów Jezusa, pragnąc określić stan, w którym znajduje się dusza między cielesną śmiercią a zmartwychwstaniem; uznawał, że dusze zmarłych są pogrążone w głębokim śnie. "Gdy umarli będą obudzeni ze snu, wtedy podobnie, jak gdy kto ze snu rano wstaje, nie będą wiedzieć, gdzie byli i jak długo spali". Luter nie mówi o życiu duszy bez ciała, ale o „śnie na łonie Chrystusowym". Tradycja kościelna mówiła wiele o czyśćcu, o. miejscu, gdzie przebywają dusze zmarłych. Luter odrzucił wiarę w czyściec jako niebiblijną. Dla niego największe znaczenie miał Chrystus. "Jeżeli dusza znalazła w Nim swego Zbawiciela, to gdzież ma przebywać po śmierci, jak nie u Niego?" Jak długo będzie trwał ten przejściowy stan snu? Na to pytanie Luter odpowiedział: "Tutaj trzeba usunąć z wyobraźni czas i wiedzieć, że na tamtym świecie nie ma ani czasu, ani godziny, gdyż wszystko jest jedną wieczną chwilą".
Według Pisma Św. śmierć jest powrotem duszy do Boga. „I wróci się proch do ziemi, jak przedtem był, a duch wróci się do Boga, który go dał" (Kazn. 12, 7). Tylko w Bogu jest prawdziwie wieczne życie i tylko On może być schronieniem w obliczu śmierci. Społeczności z Bogiem nie rozrywa nawet śmierć (Rzym. 8, 38—39), a ponieważ w Jezusie Chrystusie okazał Bóg tyle miłości dla człowieka i taką troskę o jego zbawienie, życie z Chrystusem nawiązane w doczesności jest trwałe. Kto żyje bez Chrystusa, nie może spodziewać się życia z Nim po śmierci, ten już za życia na ziemi jest umarły (Obj. 3, 1). „Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na Nim" (Jan 3, 36).
Należy spojrzeć na zagadnienie śmierci ze stanowiska biblijnego, aby odpowiednio ująć życie w poczuciu swej odpowiedzialności przed Bogiem. Jeśli jest rzeczywistość, o której nie wolno zapominać, z którą trzeba się koniecznie liczyć, to tą rzeczywistością jest przede wszystkim śmierć, jak jest nią i życie. Rzeczywistością też jest ostateczny los człowieka — jego zbawienie lub potępienie. Zarówno życie, jak i śmierć są sprawami, których nie wolno lekceważyć. Skoro Bóg w Jezusie podaje zbawczą rękę, należy ją uchwycić.
Tekst pochodzi z "Bóg i My. Wprowadzenie do dogmatyki", Warszawa 1971.