english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Ecce homo

Ecce homo - oto człowiek! W Nim dokonało się pojednanie świata z Bogiem. Nie przez zburzenie, lecz przez pojednanie świat został pokonany. Nie ideały, programy, nie sumienie, obowiązek, odpowiedzialność, cnota, lecz jedynie i wyłącznie doskonała miłość Boża potrafi spotkać rzeczywistość i pokonać ją. To - oczywiście - nie jakaś ogólna idea miłości tego wszystkiego dokonuje, ale rzeczywiście przeżywana miłość Boża w Jezusie Chrystusie. Ta miłość Boga do świata nie ucieka od rzeczywistości w obce dla spraw ziemskich szlachetne dusze, lecz doświadcza rzeczywistości świata i znosi ją nieugięcie. Świat wyładowuje się na ciele Chrystusa - a przecież On, umęczony, przebacza mu jego grzech. Tak dokonuje się pojednanie. Ecce homo.

 

Postać pojednawcy, Boga-Człowieka Jezusa Chrystusa, wchodzi w środek między Boga i świat, w sam środek wszystkich wydarzeń. W Niej odstania się tajemnica świata, jak też objawia się tajemnica Boga. Żadna otchłań zła nie może zostać zakryta przed tym, przez którego świat został pojednany z Bogiem. Ale otchłań miłości Boga obejmuje także jeszcze bezdenną bezbożność świata. W niepojętym odwróceniu wszelkiego sprawiedliwego i pobożnego myślenia Bóg oświadcza, że sam bierze na siebie winy świata i w ten sposób je wymazuje; oświadcza, że sam wkracza na upokarzającą drogę pojednania i uniewinnia w ten sposób świat; że chce być winny naszych grzechów; że bierze też na siebie karę i cierpienie za to, co zawiniliśmy. Bóg zastępuje bezbożność. Miłość, nienawiść, światy grzesznika. l nie ma już więcej żadnej bezbożności, żadnej nienawiści, żadnego grzechu, których by Bóg nie wziął na siebie, za które by nie cierpiał i nie pokutował. Nie ma też żadnej rzeczywistości, żadnego świata, który by nie był pojednany z Bogiem i nie żyłby w pokoju. To wszystko uczynił Bóg w swoim umiłowanym Synu, Jezusie Chrystusie, Ecce homo!

 

Ecce homo - oto wcielony Bóg, niezgłębiona tajemnica miłości Boga do świata. Bóg kocha człowieka. Bóg kocha świat. Kocha nie człowieka idealnego, ale takiego, jaki jest; kocha nie świat idealny, lecz realny. Wszystko to, co napawa nas odrazą w swej przeciwbożności, przed czym cofamy się w bólu i wrogości, rzeczywisty świat, rzeczywisty człowiek - wszystko to jest dla Boga przyczyną niezgłębionej miłości, przez którą jednoczy się najściślej.

 

Bóg staje się człowiekiem, rzeczywistym człowiekiem. Podczas gdy my staramy się wyrosnąć poza nasze człowieczeństwo, usiłujemy pozbyć się tego człowieczeństwa, Bóg staje się człowiekiem i trzeba nam zrozumieć, iż On chce, abyśmy także my - ludzie - byli rzeczywistymi ludźmi. Podczas gdy my rozróżniamy między pobożnymi a bezbożnymi, dobrymi a złymi, szlachetnymi i podłymi, Bóg kocha bez różnicy każdego człowieka, rzeczywistego człowieka. Nie cierpi tego, że dzielimy świat i ludzi według naszych kryteriów, że czynimy siebie ich sędziami. Doprowadza nas ad absurdum, stając się sam rzeczywistym człowiekiem i towarzyszem grzeszników, zmuszając nas przez to, abyśmy i stali się sędziami Boga. Bóg staje po stronie prawdziwego człowieka i prawdziwego świata przeciwko wszystkim i ich oskarżycielom. Pozwala, aby Go - razem z człowiekiem i światem - oskarżano i w ten sposób swoich sędziów czyni oskarżonymi.

 

A jednak nie ukazuje to jeszcze dostatecznie wymowy zdania - Bóg ujmuje się za człowiekiem. Opiera się ono na innym, nieskończenie głębszym, w jego znaczeniu nieprzeniknionym, a mianowicie - Bóg w poczęciu się i w narodzeniu Jezusa Chrystusa, cieleśnie przyjął człowieczeństwo. Bóg sam, wchodząc w życie ludzi jako człowiek, biorąc cieleśnie na siebie i dźwigając naturę, istotę, winę i cierpienie człowieka, uwalnia swoją miłość do ludzi od zarzutu nieprawdziwości, wątpliwości i niepewności. Bóg staje się człowiekiem z miłości do ludzi. Bóg nie szuka więc człowieka najdoskonalszego, aby się z nim zjednoczyć, lecz przyjmuje na siebie taką istotę ludzką, jaką jest Jezus Chrystus. Nie jest to gest przemieniania jakiegoś wysokiego człowieczeństwa, lecz Boże tak powiedziane rzeczywistemu człowiekowi; nie jakieś beznamiętne tak sędziego, lecz miłosierne tak współczującego.

 

W tym, tak mieści się całe życie i cała nadzieja świata. W Człowieku Jezusie Chrystusie wydany został wyrok na całą ludzkość. l znów: nie obojętny wyrok sędziego, lecz litościwy wyrok tego, kto sam cierpi i podziela los całej ludzkości.

 

Jezus to nie jakiś bliżej nieokreślony człowiek; Jezus to ten konkretny człowiek. Co dzieje się z Nim, dzieje się też z człowiekiem, dzieje się z wszystkimi ludźmi - a więc również z nami. Imię Jezus zawiera w sobie całą ludzkość i całego Boga.

 

Ewangelia o wcieleniu Boga uderza właśnie w taki czas, w jego centrum, gdzie zarówno źli, jak i dobrzy uważają, że pogarda dla człowieka czy jego ubóstwienie, to ostateczna konkluzja mądrości. W czasach burzliwych wyraźniej niż w cichym biegu czasów spokojnych odsłaniają się słabości natury ludzkiej. Wobec nie przeczuwanych zagrożeń i szans u przygniatającej większości ludzi, jako sprężyny ich działania, jawią się: strach, chciwość, brak samodzielności i brutalność. W takim momencie tyran gardzący człowiekiem łatwo wykorzystuje te podłe warstwy ludzkiego serca przez to, że je karmi i nadaje im inne nazwy: strach nazywa odpowiedzialnością, żądzę - gorliwością, niesamodzielność - solidarnością, brutalność - władczością. l tak, kokietując słabości ludzkie, podłość wciąż na nowo płodzi się i mnoży. l pod najświętszymi zaklinaniami miłości do ludzi najgłębsza pogarda do człowieka. uprawia swój ciemny proceder. Im bardziej podłość staje się podła, tym gorliwszym i podatniejszym narzędziem jest w ręku tyrana. Garstka ludzi prawych zostaje obrzucona błotem. Ich odwagę nazywa się podburzaniem, ich prawość - faryzeizmem, ich samodzielność - samowolą, ich szlachetność - pychą. Tyran, gardzący człowiekiem, bierze popularność jako znak najwyższej miłości ludu, a swoją utajoną, głęboką nieufność wobec wszystkich ludzi skrywa za skradzionymi słowami o prawdziwej wspólnocie. Gdy wobec tłumu wyznaje, iż jest jednym z nich, to w rzeczy samej z odrażającą próżnością sławi samego siebie i lekceważy prawa jednostki. Ludzi uważa za głupców, i ludzie stają się głupimi; uważa ich za słabych - i stają się słabymi; uważa ich za zbrodniarzy - i stają się zbrodniarzami. Jego najświętsza powaga jest frywolną grą, jego poczciwa, opiekuńcza troska jest najbezczelniejszym cynizmem. Im bardziej jednak w głębokiej pogardzie szuka względów tych przez niego pogardzonych, tym pewniej wzbudza ubóstwienie swojej osoby przez ludzi.

 

Pogardzanie ludźmi i ich ubóstwienie leżą tuż obok siebie. A ten dobry człowiek, który przejrzał to wszystko czując wstręt do ludzi, odsuwa się od nich i pozostawia ich samym sobie. Ten, który woli dla siebie uprawiać swoją grządkę niż spodlić się w życiu publicznym, podlega tej samej pokusie pogardy człowieka, co i człowiek zły. Jego pogarda jest wprawdzie bardziej wytworna, bardziej prawa, ale również bardziej bezowocna i uboższa w czyny. Wobec faktu Bożego wcielenia jest ta pogarda tak samo nie na miejscu, jak i tyrańska pogarda. Kto gardzi człowiekiem, gardzi tym, co ukochał Bóg, więcej: gardzi postacią samego wcielonego Boga.

 

Istnieje jednakże i inna miłość do ludzi, prawa w zamiarach, ale równa pogardzie. U jej podstaw leży ocena człowieka według li tylko drzemiących w nim wartości, według jego czerstwego zdrowia, trzeźwego rozsądku i głębokiej dobroci. Najczęściej miłość ta wzrasta w czasach spokoju, ale również w okresach wielkich kryzysów. Przypadkowe rozbłyśnięcie tych wartości może się stać podstawą osiąganej z trudem, szczerej w zamiarach miłości człowieka. Z wymuszoną wyrozumiałością zło przeinterpretowane bywa w dobro, podłości się nie dostrzega, a usprawiedliwia się czyny karygodne. Z wielu powodów unika się wyraźnego tak, aż w końcu przytakuje się wszystkiemu. Kocha się stworzony przez siebie obraz człowieka, który niewiele ma już wspólnego z rzeczywistością. l w końcu gardzi się przez to człowiekiem rzeczywistym, którego ukochał Bogi którego istotę wziął na siebie.

 

Znać rzeczywistego człowieka i nim nie gardzić - taka postawa możliwa jest tylko dzięki wcieleniu Boga. Człowiek rzeczywisty może żyć przed Bogiem, a my musimy mu pozwolić żyć w obliczu Boga obok nas, ani nim nie gardząc, ani go nie ubóstwiając. Nie dlatego bynajmniej, że człowiek rzeczywisty jest wartością samą w sobie, ale ponieważ Bóg go ukochał i przyjął. Powód miłości Boga do człowieka leży nie w człowieku, lecz jedynie w samym Bogu. Możemy żyć jako rzeczywiści ludzie i możemy kochać rzeczywistego człowieka obok nas dlatego właśnie, iż sam Bóg stał się człowiekiem i ukochał człowieka swą niezgłębioną miłością.

 

Ecce homo - oto człowiek skazany przez Boga, Obraz nędzy i boleści. Tak więc wygląda pojednawca świata. Spadły na Niego grzechy ludzkości, sprowadziły Nań hańbę i śmierć przed Bożym sądem. Tak drogo wyszło Bogu pojednanie ze światem. Tylko dlatego, że Bóg sprawuje sąd nad samym sobą, może zaistnieć pokój między Nim i światem oraz pomiędzy człowiekiem i człowiekiem. Tajemnicą tego sądu, tego cierpienia i śmierci, jest przecież miłość Boga do świata, do człowieka. Co spotkało Chrystusa, to spotkało w Nim wszystkich ludzi. Człowiek może żyć przed Bogiem jedynie jako przez Niego osądzony, jedynie jako ukrzyżowany zachowuje pokój z Bogiem. Człowiek rozpoznaje więc samego siebie w postaci Ukrzyżowanego. Przyjęty przez Boga, w Krzyżu skazany i pojednany - oto rzeczywistość człowieka.

 

Postać Skazanego i Ukrzyżowanego w świecie, w którym sukces jest miarą i usprawiedliwieniem wszystkich rzeczy, pozostaje czymś obcym, a w najlepszym wypadku czymś pożałowania godnym. Świat chce i musi być pokonany sukcesem. Decydują nie idee i przekonania, lecz czyny. Sam sukces usprawiedliwia wyrządzoną krzywdę. Wina zabliźnia się w sukcesie. Jest rzeczą bezsensowną, człowiekowi sukcesu zarzucać jego metodę. Pozostajemy przez to w przeszłości, a on w tym czasie kroczy dalej od czynu do czynu, zdobywa przyszłość, a przeszłość czyni nieodwracalną. Człowiek sukcesu stwarza sytuacje, których nie można już cofnąć: to, co zniszczy, jest nie do odbudowania, to, co zbuduje, ma prawo pozostania przynajmniej w następnym pokoleniu. Żadne oskarżenie nie naprawi krzywd, jakie popełnił człowiek sukcesu. Zresztą oskarżenie z biegiem czasu zamilknie, sukces zaś pozostanie i określa historię. Sędziowie historii grają smutną rolę wobec tych, którzy tę historię kształtują. Historia przechodzi nad nimi do porządku dziennego. Żadna ziemska moc nie może się odważyć - tak jak to otwarcie i samo przez się czyni historia - aby na własny użytek korzystać z prawidła, że cel uświęca środki.

 

W tym, co tu zostało powiedziane, chodzi o fakty, a nie o wartościowania. Istnieją trzy różne sposoby zachowania ludzi i czasów w stosunku do tych faktów.

 

Gdzie postać człowieka sukcesu ukazuje się szczególnie widoczna, tam większość ludzi popada w ubóstwianie sukcesu. Ta większość staje się ślepa na prawo i bezprawie, prawdę i kłamstwo, przyzwoitość i nikczemność. Widzi tylko czyn, widzi tylko sukces. Etyczna i intelektualna zdolność osądu zostaje przytępiona wobec blasku sukcesu i pragnienia, aby w tym sukcesie jakoś uczestniczyć. Brakuje nawet rozeznania, iż wina zabliźnia się w sukcesie, właśnie dlatego, że nie zostaje ona w ogóle rozpoznana. Sukces jest po prostu dobrem. Taka postawa jest prawdziwa i wybaczalna jedynie w stanie upojenia i zamroczenia. Gdy przyjdzie wytrzeźwienie, trzeba za nią zapłacić głębokim, wewnętrznym zakłamaniem i świadomym samookłamaniem. Prowadzi potem do wewnętrznego rozkładu, z którego trudno się wyleczyć.

 

Mniemaniu, iż sukces jest dobrem, sprzeciwia przeświadczenie, które ma na oku warunki stałego sukcesu, mianowicie, że tylko dobro przynosi sukces. Tutaj zdolność poznawcza wobec sukcesu zostaje zachowana, tutaj prawo jest prawem, a bezprawie bezprawiem.

 

Tutaj w decydującej chwili nie przymruża się oka, aby je znów otworzyć dopiero po dokonaniu czynu. Tutaj również, świadomie czy nieświadomie, rozpoznane zostaje prawo świata, według którego na dłuższą metę prawo, prawda, porządek są wartościami bardziej trwałymi niż gwałt, kłamstwo i despotyzm. Jednakże ta optymistyczna teza wprowadza nas w błąd: aby udowodnić bezskuteczność złego, trzeba by albo fałszować historyczne fakty i wtedy szybko powrócimy do kłamliwej zasady, iż sukces jest dobrem, albo też wobec faktów poddajemy się z naszym optymizmem i kończymy potępieniem wszystkich i historycznych sukcesów.

 

Rzeczywiście: oskarżyciele historii odwiecznie lamentują, iż każdy sukces pochodzi od złego, Uprawiając bezowocną i faryzejską krytykę dziejów, nie dotrze się samemu nigdy do teraźniejszości, do działania, do sukcesu i w tym właśnie widzi się potwierdzenie nikczemności ludzi sukcesu. Jednak również tutaj - chcąc nie chcąc - czynimy sukces (nawet negatywną) miarą wszystkich rzeczy i nie ma zasadniczej różnicy, czy jest on normą pozytywną czy negatywną.

 

Postać Ukrzyżowanego odbiera moc całemu myśleniu skierowanemu na sukces; jest ono bowiem zaprzeczeniem sądu. Świat przecież nigdy nie zrozumie ani tryumfu ludzi sukcesu ani gorzkiej nienawiści życiowych rozbitków skierowanej przeciw ludziom sukcesu. Jezus z pewnością nie jest adwokatem ludzi sukcesu w historii, ale też nie wzywa, nie organizuje powstania rozbitków przeciw ludziom sukcesu. Jemu nie chodzi w ogóle o sukces czy porażkę, lecz o chętne przyjęcie Sądu Bożego. Tylko w sądzie dokonuje się pojednanie z Bogiem i między ludźmi. Całemu myśleniu krążącemu wokół sukcesu i porażki przeciwstawia Chrystus osądzonego przez Boga człowieka: tego z sukcesami i tego bez sukcesów.

 

Bóg osądza człowieka, ponieważ istnieje on przed Nim z Jego czystej miłości. To jest więc sąd łaski, jaki Bóg w Chrystusie przynosi ludziom. Wobec człowieka sukcesu Bóg ukazuje w Krzyżu Chrystusa uświęcenie bólu, poniżenia, porażki, biedy, samotności, rozpaczy. Nie jakoby to wszystko samo w sobie miało jakąś wartość, ale miłość Boża, która bierze to na siebie jako sąd, przynosi mu uświęcenie. Tak Boga w stosunku do Krzyża jest sądem nad ludźmi sukcesu. Człowiek bez sukcesu musi jednak zrozumieć, że to nie jego bezskuteczność, nie jego niski stan społeczny jako taki, lecz samo przyjęcie sądu Bożej miłości pozwala mu ostać się przed Bogiem. A to, że właśnie Krzyż Chrystusa, a więc Jego porażka ze światem, prowadzi znów do historycznego sukcesu, jest tajemnicą rządów Bożych nad światem, z której nie da się wyłowić żadnej reguły, a która też tu i tam powtarza się w cierpieniach Jego wspólnoty,

 

Jedynie w Krzyżu Chrystusa, a to znaczy: jedynie jako skazany - zyskuje człowiek swój prawdziwy kształt.

 

Ecce homo - oto człowiek: przez Boga przyjęty, przez Boga skazany, przez Boga zbudzony do nowego życia; oto Zmartwychwstały! Boże tak w stosunku do człowieka znalazło swój cel poprzez sąd i śmierć. Boża miłość do człowieka była mocniejsza niż śmierć. Dzięki cudowi Boga został stworzony nowy człowiek, nowe życie, nowe stworzenie. Życie znaczy zwycięstwo, które pokonało śmierć, Miłość Boga stała się śmiercią śmierci i życiem człowieka. W Jezusie Chrystusie Wcielonym, Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym powstała nowa ludzkość. Co stało się z Chrystusem, stało się z wszystkimi; bo On był człowiekiem. Stworzony został nowy człowiek.

 

Cud zmartwychwstania Chrystusa przekreśla zasadniczo ubóstwianie śmierci, jakie panuje między nami. Gdzie śmierć jest czymś ostatecznym, tam łączy się strach przed nią z przekorą. Gdzie śmierć jest czymś ostatecznym, tam życie ludzkie znaczy wszystko albo nic. Wówczas opieranie się ziemskim wiecznościom złączone jest z lekkomyślnym i graniem z życiem, a kurczowa apoteoza życia z lekceważącą jego pogardą.

 

Nic tak nie zdradza ubóstwiania śmierci jak to, że czas domaga się budowania dla wieczności, a w tym czasie nic nie jest warte życie; albo jak to, gdy wypowiada się wielkie słowa o nowym człowieku, o nowym świecie, o nowym społeczeństwie, jakie należy stworzyć, przy czym to nowe jest niczym innym jak tylko niszczeniem zastanego życia. Radykalizm tak i nie w stosunkach do życia ludzkiego zdradza, że tylko śmierć ma jakieś znaczenie. Wszystko zgarnąć albo wszystko wyrzucić - to postawa tego, który fanatycznie wierzy w śmierć.

 

Gdzie jednak ma miejsce poznanie, że władza śmierci została pokonana, gdzie cud zmartwychwstania i nowego życia rozświetla świat śmierci - tam czerpie się z życia, które istnieje, nie wszystko albo nic, ale to, co dobre i co złe, co ważne i nieważne, radość i ból; tam nic nie trzyma się kurczowo życia, ale też nie pozbywa go się lekkomyślnie; tam człowiek zadowala się określonym czasem i nie wmawia wieczności rzeczom ziemskim; tam śmierci pozostawia się ograniczone prawo, jakie jeszcze posiada. Nowego człowieka i nowego świata oczekuje się jednak jedynie po drugiej stronie śmierci, od tej mocy, która pokonała śmierć.

 

Zmartwychwstały Chrystus nosi w sobie nową ludzkość, ostateczne tak Boga w stosunku do nowego człowieka. Wprawdzie ludzkość żyje jeszcze po staremu, ale jest już ponad tym starym; żyje wprawdzie jeszcze w świecie śmierci, ale jest już ponad śmiercią; żyje wprawdzie jeszcze w świecie grzechu, ale już jest ponad grzechem. Nie minęła jeszcze noc, ale już dnieje.

 

Ten człowiek - przez Boga przyjęty, skazany i zbudzony do nowego życia - to Jezus Chrystus, to cała ludzkość w Nim zawarta, to my sami. Jedynie postać Jezusa Chrystusa spotyka zwycięsko świat. Z tej postaci wypływa wszelkie ukształtowanie świata pojednanego z Bogiem.

 

Słowo kształtowanie budzi nieufność. Obrzydły nam już chrześcijańskie programy, obrzydły również bezmyślne, powierzchowne hasła tzw. chrześcijaństwa praktycznego, jakie zjawiło się w miejsce tzw. chrześcijaństwa dogmatycznego. Widzieliśmy już, że siły kształtujące świat przychodzą z całkiem innych rejonów niż chrześcijańskie, i że tzw. chrześcijaństwo praktyczne w świecie zawodzi przynajmniej w takim samym stopniu, jak tzw. chrześcijaństwo dogmatyczne.

 

Trzeba więc pod słowem kształtowanie rozumieć całkiem coś innego niż to zwykliśmy pojmować dotychczas. Zresztą Pismo Święte mówi również o kształtowaniu, ale w znaczeniu - na pierwszy rzut oka - całkiem obcym.

 

Nie chodzi tu bowiem w pierwszym rzędzie o kształtowanie świata poprzez planowanie i programy, lecz - przy wszelkiego rodzaju planowaniu - jedynie o ten Jeden kształt, który zwyciężył świat, [1] o postać Jezusa Chrystusa. Tylko z Niej wywodzi się kształtowanie, ale znów nie tak, że nauka Chrystusa czy tzw. zasady chrześcijańskie w sposób bezpośredni byłyby zastosowane do świata, a świat miałby być według nich kształtowany.

 

Kształtowanie to raczej jakieś wciągnięcie w postać Jezusa Chrystusa, jakieś upostaciowienie na wzór jedynej postaci Wcielonego, Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego. Nie dzieje się to jednak poprzez wysiłek, aby stać się podobnym do Jezusa, jak to zwykliśmy wyrażać, lecz przez to, że postać Jezusa Chrystusa sama z siebie na nas oddziałuje, że naszą postać wyciska według swej własnej. [2] To Chrystus jedynie nadaje nam kształt. To nie chrześcijanie poprzez swe idee kształtują świat, lecz Chrystus kształtuje ludzi na swoje podobieństwo.

 

Jednak, jak postać Chrystusa bywa tam zapoznana, gdzie widzi się w Nim zasadniczo tylko nauczyciela pobożnego i dobrego życia, tak samo byłoby błędem rozumieć kształtowanie człowieka jako jedynie wskazówki do pobożnego i dobrego życia. Chrystus - według wyznania wiary chrześcijańskiej - to Bóg wcielony, ukrzyżowany i zmartwychwstały. Być przemienionym w Jego postać - oto sens kształtowania, o którym mówi Biblia. [3]

 

Być ukształtowanym na wzór Wcielonego - znaczy być rzeczywistym człowiekiem. Człowiek powinien i może być człowiekiem. Wszelkie nadczłowieczeństwo, wszelkie starania, aby wyrosnąć ponad człowieka w sobie, wszelkie bohaterstwo, wszelka otoczka półboskości odpada tutaj od człowieka, albowiem to wszystko jest nieprawdziwe. Człowiek rzeczywisty nie jest ani przedmiotem pogardy ani ubóstwiania, lecz przedmiotem miłości Bożej. Różnorodność bogactwa stwórczego Boga nie gwałci tu ani fałszywa uniformizacja, ani wciskanie człowieka w jeden ideał, w jeden typ, w jeden określony obraz. Człowiek rzeczywisty może być wolnym stworzeniem swego Stwórcy. Być ukształtowanym na wzór Wcielonego oznacza, że można być takim człowiekiem, jakim się jest w rzeczywistości. Pozory, hipokryzja, spazmatyczne wysiłki i przymus, aby być kimś innym, lepszym, idealniejszym niż się jest, tutaj w ogóle nie wchodzi w rachubę. Bóg kocha człowieka rzeczywistego. Bóg stał się człowiekiem prawdziwym.

 

Być ukształtowanym na wzór Ukrzyżowanego - znaczy być człowiekiem osądzonym przez Boga. Człowiek nosi codziennie ze sobą Boży wyrok śmierci konieczność umierania przed Bogiem - z powodu grzechu. Życiem swoim zaświadcza, że przed Bogiem nic nie może istnieć inaczej, jak tylko w sądzie i w łasce. Człowiek umiera każdego dnia śmiercią grzesznika. [4] W pokorze nosi blizny i rany zadane na ciele i duszy przez grzech. Nie może się wynosić ponad żadnego innego człowieka czy też mu stawiać siebie za wzór, albowiem rozpoznaje on siebie jako największego z wszystkich grzeszników. Grzech drugiego potrafi usprawiedliwić, swój własny natomiast nigdy. Wszelkie nałożone na niego cierpienia znosi ze świadomością, iż służą mu do tego, aby zadać śmierć własnej woli i pozwolić Bogu, aby miał do niego prawo. Jedynie wówczas jest przed Bogiem sprawiedliwy, gdy przyznaje Bogu prawo nad sobą 'i przeciwko sobie. Wśród cierpień Mistrz wyciska w sercach i w duszach swój wszechobowiązujący obraz. [5]

 

Być ukształtowanym na wzór Zmartwychwstałego - znaczy być przed Bogiem nowym człowiekiem. Człowiek i taki żyje pośrodku śmierci, jest sprawiedliwy pośrodku grzechu, jest nowy pośrodku starego. Jego tajemnica i zakryta jest przed światem. Żyje, bo żyje
Chrystus i żyje jedynie w Chrystusie.

 

Chrystus jest moim życiem. [6] Jak długo ukryta jest więc chwata Chrystusa, tak długo też ukryta jest z Chrystusem w Bogu chwała człowieczego nowego życia. [7] Ale człowiek wtajemniczony dostrzega już tu i tam przebłysk rzeczy przyszłych. Nowy człowiek żyje w świecie tak, jak każdy inny; często tylko niewiele różni się od innych ludzi. Nie zależy mu też na tym, aby siebie wynosić, ale aby jedynie wywyższać Chrystusa ze względu na swoich braci. Człowiek - przemieniony w postać Zmartwychwstałego - nosi tutaj jedynie znak Krzyża i sądu. Nosząc go, chętnie okazuje się, jako ten, który przyjął Ducha Świętego i zjednoczony jest z Jezusem w niezrównanej miłości i wspólnocie.

 

Postać Jezusa Chrystusa zyskuje kształt w człowieku. Człowiek nie zdobywa własnej, samodzielnej postaci, lecz jedynie sam Chrystus daje mu swoją postać i zachowuje go w tej nowej postaci. Nie jest to więc jakieś małpowanie, kopiowanie Jego postaci, lecz własna postać Jezusa zdobywająca w człowieku swój kształt. Człowiek natomiast nie zostaje przekształcony w jakąś obcą postać, w postać Boga, ale we własną, jemu właściwą i jemu przynależną, Człowiek staje się człowiekiem, bo Bóg stał się człowiekiem. Ale człowiek nie staje się Bogiem. A więc nie on mógł i może dokonać zmiany swej postaci, lecz jedynie Bóg - zmienia swoją postać w postać człowieka, po to właśnie, aby człowiek stał się nie Bogiem, lecz człowiekiem przed Bogiem.

 

W Chrystusie więc została stworzona na nowo postać człowieka przed Bogiem. Nie było to sprawą miejsca, czasu, klimatu, rasy, jednostki, społeczeństwa, religii czy gustu, lecz po prostu tyła to kwestia życia ludzkości, że właśnie tutaj rozpoznała swój obraz i swoją nadzieję. To, co zdarzyło się Chrystusowi, zdarzyło się całej ludzkości. Pozostaje niewyjaśnioną tajemnicą, że tylko część ludzkości rozpoznaje postać swego Zbawiciela. Pragnienie Wcielonego, aby we wszystkich ludziach zyskać swój kształt, do tej chwili zostało niezaspokojone. Ten, który nosił postać człowieka, może zyskać swój kształt jedynie w niewielkiej gromadce: i to jest Jego Kościół.

 

[1] por. J 16,33
[2] por. Ga 4,19
[3] por. 2 Kor 3,18; Flp 3,10; Rz 8,29; 12,2
[4] por. 1 Kor 15,31
[5] Z pieśni kościelnej K.F, Harttmanna
[6] por. Flp 1,21
[7] por. Kot 3,