Zmartwychwstanie zamiast nieśmiertelności
A jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach.
(1 Kor 15,17)
To bardzo niebezpieczny tekst wielkanocny. Niebezpieczny, bo jeżeli przypatrzymy mu się dokładnie, jeżeli pozostaniemy pod jego wrażeniem, to może się zdarzyć, że nam zabierze całą naszą radość wielkanocną; wydaje się więc, że w Wielkanoc nie należy poruszać tak niebezpiecznych, tak poważnych tematów. A jednak - nie ma wśród chrześcijańskich świąt ani jednego, które by - jeżeli potraktujemy je poważnie - nie wyglądało dla nas groźnie, bo rodzi w sercu lęk i ból, bo atakuje całą naszą egzystencję, cały nasz byt duchowy i stawia je przed sąd, zmusza do decyzji. To dotyczy tak Bożego Narodzenia jak i Wielkanocy. Tylko wówczas, gdy poddamy się do głębi wciąż nowemu atakowi, możemy go opanować i odczuć nieco właściwej radości wielkanocnej, która nie ma nic wspólnego z sentymentalizmem.
Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara, a my żyjemy dalej w grzechach, co znaczy ostatecznie, że jesteśmy ze wszystkich ludzi na ziemi najbardziej godni politowania. Innymi słowy: jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, to nasze życie nie ma punktu oparcia i wszystko zawala się; nasze życie popada w bezsensowność. Wszelkie mówienie o rzeczach Bożych jest iluzją, wszelka nadzieja - mrzonką.
Powiada Paweł: nasze życie zależy od Wielkanocy. Co możemy do tego dorzucić?
Dla każdego z nas Wielkanoc od czasów dzieciństwa stała się świętem, które łączymy z radością na nadchodzącą wiosnę, ze szczęściem, jakie rodzi w serca wiosenne słońce. Każdy z nas polubił to święto; łączy z nim bowiem różnorodne miłe wspomnienia,
których nie chce się pozbyć. Któż z nas chciałby być uboższy choćby o jedną wiosnę?
Ale któż z nas chciałby czy mógłby powiedzieć, że od Wielkanocy zależy całe jego życie, że - gdyby nie było tego święta - zagrożona by była cała jego egzystencja? Paweł jednak to powiedział. I ponieważ głębiej (niż my to mamy w zwyczaju) zanurzył się w tę problematykę, możemy przyjąć, że w tym zdaniu leży też określony sens, nad którym warto się być może zastanowić. Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara.
Wszystko zależy od tego, jak dobrze zrozumiemy, co Paweł miał na myśli, gdy mówił zmartwychwstał. Co znaczy zmartwychwstanie i co może dla nas oznaczać? To są stare pytania wielkanocne, na które trzeba teraz szukać odpowiedzi, żeby nie popaść w bezmyślność. Imponującym fenomenem wciąż odnawiającej się wiosny byt zawsze fakt, że ta pora roku pozwalała ludziom na całym świecie doznać przeczucia jakiejś pra-walki między ciemnością a światłem, w której to walce po ostrych potyczkach światło odnosi zwycięstwo - z ciemnej zimy staje się wiosna; każdego roku odnawia się ten ogromny spektakl natury i wzbudza w ludzkości poczucie zmartwychwstania; wszelka ciemność musi się w końcu stać jasnością. Takie jest prawo natury, bo przecież ciemność właściwie nie jest bytem samym w sobie; powstaje tylko przez brak światła; i jeden promyk słońca potrafi ciemność zniszczyć. A słońce przychodzi, przyjdzie z pewnością, a z nim zmartwychwstanie natury. W śmierci natury leżą już zarodki życia. Śmierć więc nie jest właściwie śmiercią, lecz okresem życia, które istnieje dalej, jako i zarodek ukryty w pozornie zdrętwiałych ciałach. Życie i światło muszą zwyciężyć, a śmierć i ciemność są tylko formami zapowiadającymi ten fakt.
Takie myślenie jest wspólnym dobrem i pra-dobrem ludzkości już w jej prymitywnym stadium rozwoju duchowego. Na tych myślach bazuje nasza modernizując wiara wielkanocna i nawet nie spostrzega że chrześcijaństwo mówiąc o Wielkanoce porusza całkiem inne sprawy.
W Wielkanocy nie chodzi bynajmniej o walkę między ciemnością i światłem (która to walka i tak musi przynieść zwycięstwo światłu, ponieważ ciemność jest właściwie nicością, ponieważ śmierć jest już właściwie życiem), nie chodzi o walkę między zimą a wiosną, między lodem a słońcem, lecz o walkę grzesznej ludzkości z Bożą miłością; lepiej: o walkę Bożej miłości przeciw grzesznej ludzkości; o walkę, w której Bóg zdaje się przegrywać w Wielki Piątek i w której - akurat przez to, że uległ zwyciężył - w Wielkanoc. Zwycięża Bóg - czy zwycięża Prometeusz? [1] To jest pytanie, na które odpowiedź w Wielkanoc daje czyn władczy Boga. Wielki Piątek nie jest ciemnością, która bezwzględnie musi ustąpić światłu. Wielki Piątek to nie sen zimowy, który kryje w sobie i żywi zarodki życia. Wielki Piątek - to dzień, w którym Bóg wcielony, miłość, która stała się osobą, zostaje zamordowana przez ludzi, którzy chcą być bożkami; to dzień, w którym Święty Boży, tzn. Bóg sam, umiera, rzeczywiście umiera - z własnej woli a przecież z winy ludzi - umiera tak, że nie pozostaje w nim żaden zarodek życia, tak że jego śmierć nie jest równa snowi. Wielki Piątek nie jest - jak zima - jakimś stadium przejściowym; to rzeczywiście koniec, koniec grzesznej ludzkości i sąd ostateczny, jaki ludzkość sama sobie przysporzyła. I tutaj może pomóc tylko jedno: czyn władczy Boga zakorzeniony w Jego wieczności i dokonany wśród ludzkości. Wielkanoc - to nie wydarzenie immanentne, tzn. wewnątrz-światowe, lecz transcendentne, tzn. wykraczające poza świat; to jakaś ingerencja Boża z wieczności mocą, której przyznaje się do swojego Świętego i wskrzesza Go z martwych. Wielkanoc - to mowa nie o nieśmiertelności, lecz o zmartwychwstaniu, dokonanym wielką mocą Boga, o powstaniu ze śmierci, która jest rzeczywiście śmiercią z całą jej grozą i okropnościami, śmiercią ciała i duszy, śmiercią całego człowieka.
To jest orędzie Wielkanocy. Wielkanoc - to mowa nie o bożych zarodkach w człowieku, świętujących - jak w naturze - wciąż na nowo zmartwychwstanie, lecz o winie ludzi i o śmierci, ale również o miłości Bożej i o śmierci, o wiecznym władczym czynie Boga, a nie o immanentnych prawach przyrody.
Gdyby historia Boga wśród ludzi skończyła się w Wielki Piątek, to ostatnimi słowami o ludzkości byłyby: wina, bunt, rozpętanie wszystkich ludzko-tytanicznych przemocy, zdobywanie szturmem nieba przez ludzi, bezbożność, opuszczenie przez Boga, a w końcowym efekcie: bezsens i zwątpienie. Wówczas daremna jest wasza wiara. Wówczas pozostajecie jeszcze w swoich grzechach, Wówczas jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania. To znaczy, że ostatnim słowem jest człowiek.
Na Krzyżu Jezusa Chrystusa zostało zniweczone nie tylko nasze życie moralne i religijne przez to, że udowodniono mu jego grzeszność, ale także została osądzona całą nasza kultura; gdyby wszystko skończyło się z Krzyżem, byłby to też koniec nauki i sztuki, Cała nasza twórczość kulturalna jest przecież dążeniem do czegoś ostatecznego, do Absolutu, do sensu, do logos, do Boga. Cóż to by było za szukanie prawdy, gdyby tej prawdy nie było, gdyby nie Bóg a człowiek byt ostateczną miarą tego, co jest prawdziwe i fałszywe; w naszej sztuce przecina się nerw życia, gdy nie chce się jej ukierunkować na rzeczy ostateczne, na sens i na Boga. Jeżeli Bóg umarł, to jesteśmy teraz ludźmi najbardziej godnymi pożałowania.
Pewne starożytne osobliwe opowiadanie opisuje nam, jak to jakiś niewielki okręt z greckimi żeglarzami płynął wzdłuż południowych wybrzeży włoskich i nagle usłyszano, jak ktoś potężnym, żałosnym głosem zawołał imię sternika. Gdy wezwany odpowiedział, ten sam głos zawołał: Wielki Pan umarł, wielki Pan umarł. Wówczas na statku wybuchła wielka panika, strach i zamieszanie; i wszędzie, gdzie dotarta ta wiadomość działo się tak samo: ludzie uciekali z przerażeniem i zgrozą.
Opowiadanie jest zagadkowe i można je interpretować rozmaicie. Jedno wydaje mi się pewne: jest to kontekst orędzia wielkopiątkowego: Bóg umarł, świat jest bez Boga, świat jest opuszczony przez Niego. A całe to zamieszanie i zgroza ludzi są wyrazem przerażającego pytania: co teraz? Jeżeli Bóg umarł, wydaje się, że świat musi się zapaść i utonąć w bezsensowności. Świat antyczny nie znał odpowiedzi na to wielkie zawodzenie; Pan umarł. Odpowiedź przyniosła chrześcijańska nowin wielkanocna. Sens tego orędzia brzmi: Bóg jest śmiercią śmierci. Bóg żyje a więc żyje także Chrystus, wobec przemożnej mocy Bożej śmierć nie mogła nad Nim zapanować. Bóg wypowiedzi nad śmiercią swe władcze słowo, w ten sposób zniszczył śmierć i wskrzesił Jezusa Chrystusa.
Co to znaczy? Jak można, to zrozumieć? Cały szereg pytań ciśnie się na wargi: O to jest zmartwychwstanie ciała? Co z pustym grobem? Co ze zjawieniami? Pełno pytań - co za nimi stoi? Ciekawość zadowolenie z rzeczy zabobonnych, kupczenie tajemnicami? Pytania będą się mnożyły, a odpowiedzi nigdy nie przyjdą. Grób z pewnością byt pusty. Ale ważne jest tylko jedno: Bóg się przyznał do Chrystusa i dotknął Go swym życiem wiecznym. l teraz żyje Chrystus, bo Bóg żyje, bo żyje miłość Boża. l to nam wystarcza. Na temat, jak to się stało, może my dociekać i rozmyślać. Nie zmieni to niczego w tym, że się wydarzyło.
Jeśli jednak Bóg żyje, to - mimo krzyża - żyje też miłość, a my nie żyjemy w grzechach, bo Bóg nam je odpuścił. On się przyznał do Jezusa, a Jezus do nas. Jeżeli Jezus żyje, to wiara nasza otrzymuje nowy sens. A my jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi. Wielkanoc to Boże tak w stosunku do grzesznej ludzkości, to nowy sens dla naszego działa nią. Nie wielki Pan umarł, lecz Bóg żyje a ja z Nim żyjemy i my. To jest Wielkanoc. Nie opuszczenie przez Boga - lecz pełnia Boga; nie człowiek i jego tytaniczne zwycięstwo nad bóstwem, lecz Bóg i Jego potężne zwycięstwo nad ludzkością, nad śmiercią, grzechem i buntem - to jest Wielkanoc.
Ale jest jeszcze jedno. W dzień Wielkanocy delikatnie i skrycie budzi się w nas nadzieja: Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania - powiada Paweł. Wielkanoc - to Boża ingerencja dokonana z wieczności: powiedzieliśmy to sobie. Wielkanoc to preludium rzeczy ostatecznych niewypowiedzianych, rzeczy, jakie się kiedyś wydarzą, gdy przyjdzie koniec czasów; rzeczy, o których możemy mówić jedynie w obrazach i przypowieściach. Ale Wielkanocą interesujemy się nie tylko dzisiaj - nie, to święto objawia nam całą chwałę i moc Bożą. Bóg, jest Panem śmierci, śmierci nie tylko Jezusa Chrystusa, lecz także mojej i twojej śmierci, Jak jednak Bóg w swej niewypowiedzianej pełni mocy wskrzesił Jezusa, tak też swój święty lud poprowadzi ze śmierci do życia. Tam kierujemy dziś nasz wzrok pełen nadziei.
[1] Prometeusz, tytan greckiej mitologii, który przed najwyższym bogiem Zeusem reprezentuje kulturę ludzką i z jej powodu musi oszukiwać swoich bogów. Dla wczesnej teologii dialektycznej lat dwudziestych Prometeusz byt symbolem niechrześcijańskiej pobożności kulturowej.