Koncepcja duszpasterstwa w teologii dr. M. Lutra
W całym luteranizmie trwają obecnie przygotowania do uczczenia 500-rocznicy urodzin wielkiego Reformatora Kościoła Ks. Dr. Marcina Lutra. Jubileusz ten jest dostrzegany również i w naszym Kościele, o czym świadczy opracowany przez specjalny komitet harmonogram najważniejszych uroczystości jubileuszowych. W pierwszym punkcie tego harmonogramu wymieniona jest tegoroczna i przyszłoroczna konferencja teologiczna księży, co znalazło swój wyraz w ustalonej tematyce naszej konferencji. Można zatem obecną konferencję teologiczną uważać za oficjalną inaugurację roku Lutra w naszym Kościele. Nie zamierzamy ograniczyć tego wyjątkowego jubileuszu do jednorazowych uroczystości jesienią przyszłego roku, lecz chcemy wykorzystać tę okazję do ożywienia wizerunku człowieka, o którym historyk angielski, wielki znawca dziejów Reformacji, Elton, powiedział, iż bez niego nie byłoby Reformacji. Należy przyznać, że wizerunek ten nigdy nie był jednolity i pełny, albowiem różnie oceniano życie i dzieło owego męża Kościoła, na którym spoczywało obfite błogosławieństwo Boże. W związku z tym jubileuszem zachodzi pytanie: Jaki wizerunek chcemy przybliżyć sobie i naszemu otoczeniu? W znalezieniu właściwej odpowiedzi na to pytanie może nam dopomóc sam Reformator, który tak wyznaje: "Jest moim życzeniem, by o moim nazwisku milczano. Kim bowiem jest Luter? Wszak to nie jest moja nauka ani też nie ukrzyżowano mnie za nią. Czym ja, cuchnący worek robactwa, na to zasłużyłem, by dzieci Chrystusa nazwać moim imieniem? Nie tak, przyjaciele! Odrzućmy nazwy wszelkich stronnictw, a nazwijmy siebie dziećmi Chrystusa, którego naukę posiadamy". Zgodnie z takim życzeniem naszego Reformatora, obca nam musi być myśl o jakimś kulcie lub heroizacyjego osoby, ani też nie zamierzamy go wynieść na ołtarze, lecz chcemy przybliżyć jego bogatą spuściznę najpierw własnemu sercu, by w codziennej służbie móc stale korzystać z nieprzebranych źródeł jego teologicznej i praktycznej wiedzy. Następnie chcemy przybliżyć reformacyjne dziedzictwo naszemu ludowi kościelnemu, by każdego umocnić w tej wierze, która wzięła swój początek w usprawiedliwiającym akcie łaskawego Boga i bazuje na krzyżu Golgoty jako jedynym fundamencie zbawienia. Wreszcie jesteśmy zobowiązani do dawania naszego żywego świadectwa o nieprzemijających wartościach Reformacji każdemu człowiekowi, niezależnie od jego światopoglądu i wyznania.
Na temat istoty i celu duszpasterstwa prowadzono już wiele dyskusji i sformułowano niejedną definicję. Sam fakt, iż nie zajęto dotąd żadnego jednoznacznego stanowiska w tej kwestii, dowodzi, że w różnych okresach różnie o tym problemie traktowano i pod różnymi aspektami go rozważano. Nie do mnie należy ustosunkowanie się do znanych już opinii i poglądów na ten temat, co jest zrozumiałe chociażby z historycznego uwarunkowania, gdyż wiek XVI, którego dotyczy niniejszy referat, znacznie wyprzedza wszystko, co stanowi plon licznych na tym polu przemyśleń i badań. Pragnę przypomnieć, iż poimenika znalazła się wśród nauk teologicznych dopiero na początku XIX wieku, kiedy to wielki teolog Fryderyk Schleiermacher wprowadził w 1811 roku do teologii nową dziedzinę, mianowicie teologię praktyczną, a wraz z nią naukę o duszpasterstwie. Chcę zaznaczyć, że daremnie szukalibyśmy w bogatej spuściźnie teologicznej Lutra jakiegoś gotowego schematu omawianego problemu, więcej nawet, Luter na ogół nie posługiwał się terminem duszpasterstwa, tak że początkowo zastanawiałem się poważnie, czy tego terminu nie zastąpić innym określeniem. Wgłębiając się jednak w bogatą problematykę, podejmowaną przez naszego Reformatora w jego pismach, kazaniach lub listach, przekonałem się, iż występuje w nich zagadnienie duszpasterstwa, przy czym ma ono w teologii Lutra swoją oryginalną interpretację.
NOWE SPOJRZENIE NA TEOLOGIĘ
Crux Christi unica est eruditio verborum Dei - theologia sincerissime.
Spośród licznych cytatów i wypowiedzi Lutra, dotyczących nowego spojrzenia na istotę teologii, należy wymienić fragment listu, jaki Luter napisał w Koburgu w roku 1530 do Łazarza Spenglera. W liście tym Reformator objaśnia otrzymany od księcia Jana Fryderyka herb, który jest ogólnie znany jako Róża Lutra. Napisał tak: "Przede wszystkim jest czarny krzyż, osadzony w sercu o kolorze naturalnym dla przypomnienia, że wiara w Ukrzyżowanego nas zbawia. Takie serce jest otoczone białą różą, aby wskazać, iż wiara daje pociechę i pokój. Róża musi być biała, a nie czerwona, ponieważ kolor biały jest kolorem aniołów i duchów. Róża taka znajduje się w polu o kolorze nieba, by radość taka w duchu i w wierze stanowiła początek przyszłej radości, która się jeszcze nie objawiła, ale już obecnie jest przeżywana w nadziei. Wreszcie pole to jest objęte złotym pierścieniem na znak, iż takie zbawienie trwa wiecznie w niebie i przewyższa wszelkie radości i dobra, tak jak złoto jest najdroższym i najcenniejszym metalem".
Tak objaśnia Luter centralne prawdy swojej teologii. Bazuje ona na krzyżu i złożonej na nim ofierze za zbawienie ludzkiej duszy. Kolor serca przypomina krew Baranka Bożego, która utorowała drogę do serca ojcowskiego i umożliwia każdemu powrót do Boga, w którym jest źródło wszelkiej radości.
Od chwili gdy Luter w oparciu o własne doświadczenia doszedł do poznania biblijnej prawdy o zbawieniu, zabiegał stale i stanowczo o taką teologię, która opiera się nie na słowach, lecz na praktycznym ich stosowaniu w życiu, nie na rozumie, lecz na wierze i Słowie Bożym. Jego teologia ma charakter praktyczny, biblijny. "Prawdziwa teologia - pisze - oparta jest na praktycznym jej stosowaniu i przydatności, a jej fundamentem i filarem jest Chrystus. Jego cierpienie, śmierć i zmartwychwstanie należy uchwycić wiarą. Wszyscy, którzy nie stoją po naszej stronie i nie przyjmują naszej nauki, uznają jedynie teologię spekulatywną i posługują się rozumem. Jest tylko jeden artykuł i jedno prawo teologii. Kto tego dobrze nie zna, nie jest teologiem, mianowicie: prawdziwa wiara i ufność w Chrystusa. Do tego artykułu wpływają i z niego wypływają wszystkie pozostałe. Artykuł ten pojmuje jedynie zasmucone, biedne, zmęczone i udręczone serca".
Swoją nową orientację teologiczną, w której ostatecznie zdystansował się Luter od ówczesnej scholastyki, zawarł w 28 tezach teologicznych, które przedstawił podczas dysputy w Heidelbergu w czerwcu 1518 roku. Zbyt dobrze znał ówczesny profesor teologii określaną przez średniowieczną scholastykę i mistykę ramy i treść wiedzy teologicznej. Przez jedną i drugą przeszedł, aż nastąpił moment, kiedy już nie zmieścił się w tych ramach i całkowicie się od nich odwrócił. "Mojej teologii - wyznaje Luter - nie nauczyłem się za jednym razem, lecz stale coraz to głębiej musiałem w nią wnikać, do czego przyczyniły się moje udręki. Pisma Św. bowiem nie można nigdy lepiej zrozumieć aniżeli przez praktykę życia i udręki. Za prawdziwego teologa należy uważać tego, który wszystko, co z Bożej istoty jest dostrzegalne i zwrócone ku światu, pojmuje jako dostrzegalne w cierpieniach i w krzyżu. Biblia prowadzi nas do Chrystusa tak jak do innego człowieka, potem do Pana nad wszystkimi tworami, a następnie do Boga. Filozofia zaś wraz z innymi uczonymi chciała rozpocząć od góry, przez co okazali się błaznami. Należy zaczynać od dołu, a następnie wznosić się w górę. Rozum pragnie przez swoje myśli i spekulacje wspinać się do góry, ale tak Bóg ciebie nie chce. On do ciebie się zniża, postawił drabinę, wyznaczył drogę i zbudował most do ciebie, i mówi: zstępuję do ciebie z nieba i staję się człowiekiem w łonie Marii, leżę w żłobie w Betlejemie, cierpię i umieram za ciebie. Taką kolejność należy zachować: nie wolno wznieść się do góry dla zbadania Bożego majestatu, zanim nie poznaliśmy dobrze tego dziecięcia. Do nieba należy wstąpić po tej drabinie, która nam jest dana, należy się posłużyć tymi szczeblami, jakie Bóg sam wykonał. Boży Syn nie chciał, by Go znaleziono w niebie, dlatego zstąpił z nieba w niziny ziemskie i przybrał ludzkie ciało. Teologia stanowi drogę od dołu do góry, od żłobka i krzyża w górę do serca Bożego. Teologii można się nauczyć w Jezusie Dzieciątku, leżącym w żłobie. Z nim należy stopniowo wzrastać, z dziecięciem stać się dziecięciem. Krzyż Chrystusowy jest podzielony na cały świat. Każdy otrzymuje swoją cząstkę. Nie wyrzucaj swojej cząstki, lecz przechowuj ją w pobożnym i dobrym sercu".
ASPEKT BIBLIJNY DUSZPASTERSTWA W TEOLOGII LUTRA
I każdy czyn mój to był błąd,
co pchał mnie w grzechu szpony.
W pogardzie miałem Boży sąd,
Tak byłem zaślepiony!
Mijały nędzne moje dni
I rozpacz serce żarła mi -
Do piekła runąć miałem!
Dr M. Luter
"Właściwym tematem teologii jest człowiek, który dla grzechu swojego zawinił i zmierza do zguby, oraz Bóg, który człowieka jako grzesznika usprawiedliwia i zbawia". W centrum tak pojętej teologii znajduje się z jednej strony Bóg ze swoim odwiecznym planem zbawienia grzesznego człowieka, a z drugiej strony upadły i potępiony człowiek, zmierzający nieuchronnie do wiecznej zguby. Celem więc biblijnego duszpasterstwa - i tylko takie spotykamy u Lutra - jest zbawienie ludzkiej duszy. Pierwszy krok na tej duszpasterskiej drodze czyni Bóg, który zwraca się do zgubionego człowieka, oferując mu w swoim Synu wieczne zbawienie. Musiał to Luter osobiście przeżyć. To troska i niepokój o swoją duszę zaprowadziły młodego studenta do klasztoru, to troska o zbawienie duszy kazała mu wybrać taką drogę, jaką ówczesny Kościół wskazywał, i przez wiele lat jako mnich Luter przemierzał wszystkie etapy tej drogi, którą tak wspomina: "Zaiste przestrzegałem pilnie i gorliwie wszystkich przepisów zakonnych. Stałem się okrutnym zabójcą własnego ciała, gdyż pościłem, modliłem się, czuwałem, umartwiałem się ponad swoje siły. Im bardziej szukałem Pana i myślałem, iż do Niego się zbliżyłem, tym bardziej się od Niego oddalałem. W tym życiu nie ma większej udręki od bólu i lęku opuszczonego serca, pozbawionego wszelkiej pociechy. Smutek serca - to śmierć i piekło!"
Owa troska o zbawienie duszy z nękającym go przez wiele lat pytaniem o łaskawego Boga miała w końcu zaprowadzić Lutra do tego Boga, który w Jezusie Chrystusie zwrócił ku niemu swoje ojcowskie oblicze. "Trzeba rozmyślać nad tym człowiekiem, który się zwie Chrystus". Ta cenna rada Staupitza miała mu dopomóc w znalezieniu właściwej odpowiedzi na niejedno dręczące go pytanie. Ten osobisty aspekt jest niezbędny dla zrozumienia problemu duszpasterskiego w teologii Lutra. Człowiek winien uczynić drugi krok. Gdzie on się zaczyna? Pierwsza teza Lutra brzmi: "Gdy Pan i Mistrz nasz Jezus Chrystus powiada: pokutujcie, to chce, aby całe życie chrześcijanina było jedną pokutą". Należy zapytać, na czym polega prawdziwa pokuta, której domaga się Bóg od człowieka?
W 1516 roku Luter podpisał jeden z listów następująco: "Marcin Luter, augustianin, wygnany syn Adama". Na końcu tego listu Luter prosił adresata, aby się modlił za niego, gdyż "muszę wyznać, iż życie moje coraz bardziej zbliża się do piekła i z każdym dniem staję się coraz to gorszym człowiekiem". W słowach tych odbija się wyraźnie głęboki kryzys wewnętrzny, jaki wówczas Luter przeżywał. Wielki teolog i filozof duński Suren Kierkegaard zapisał w swoim dzienniku takie zdanie: "Luter jest nader ważnym pacjentem dla całego chrześcijaństwa". Chciał przez to wyrazić, iż w osobie Lutra stoi przed nami człowiek-pacjent, jakich Bóg w historii swojego Kościoła miał więcej, np. ap. Pawła lub Augustyna. Jest to pacjent, na którym Bóg nie ukazuje nam jego własnych, osobistych niedomagań i słabości, lecz pewne choroby i przebieg ich leczenia w sensie uniwersalnym, w odniesieniu do wszystkich ludzi. Taki kryzys może pojawić się w życiu każdego człowieka. "W takich chwilach - wyznaje Luter - dusza nie jest zdolna uwierzyć, iż może być kiedykolwiek zbawiona". W osobie tego pacjenta Bóg również ujawnił sposób jego uzdrowienia, mianowicie poprzez akceptowanie go w swojej Bożej miłości i łasce. "Czułem się, jakbym się na nowo narodził i jakbym sam przeszedł przez bramę raju". Dopiero kiedy Luter poznał, iż Bóg go przyjął i zaakceptował, odzyskał upragniony spokój dla swojej duszy. Zrozumiał, że musi w sobie pokonywać codziennie starego Adama i zdobyć się na to, czego w biblijnym przykazaniu żąda od niego Chrystus, gdy mówi: "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego" (Mat. 22,39). Jezus zakłada i postuluje taką miłość jako warunek dla miłości bliźniego. Jakże często zapomina się o tym! Prawdziwa miłość samego siebie nie ma nic wspólnego z egoizmem, lecz pozwala siebie zaakceptować przed Bogiem jako simul iustus ac peccator. Ponieważ Bóg miłuje człowieka, ten może miłować siebie samego. Bóg akceptuje grzesznika, biorąc na siebie cały ciężar jego grzechów. Luter mówi: "Grzesznicy są piękni, ponieważ są miłowani, a nie są miłowani dlatego, iż są piękni. Z kim Bóg choć jeden raz rozmawiał, ten jest zaiste nieśmiertelny, niech będzie, kim chce, i nie jest ważne, czy Bóg rozmawiał z nim w gniewie, czy w łasce". Akceptując siebie samego coram Deo (przed Bogiem) człowiek może uwolnić się od wszelkich więzów starego Adama i wejść na drogę wiodącą do prawdziwej chrześcijańskiej wolności. "Kto to może wypowiedzieć - wyznaje Luter - jak doniosłą jest rzeczą, gdy w sercu mogę być pewny i uwierzyć, ze Bóg już się na mnie nie gniewa, lecz iż jest i na wieki pragnie być moim łaskawym i miłosiernym ojcem dla Chrystusa. Dlatego wolność ta, tj. że jesteśmy na wieki uwolnieni od gniewu Bożego, jest o wiele większa aniżeli całe stworzenie. Wynika z niej inna wolność, mianowicie, że przez Chrystusa zostaliśmy uwolnieni od władzy zakonu, grzechu, śmierci i diabła. Jest pewne, że wolność, jaką darzy nas Chrystus, wszystko to połyka, gdzie bowiem jest Chrystus, tam musi być dobre sumienie i radość, gdyż Chrystus jest pojednaniem, pokojem, życiem, sprawiedliwością i zbawieniem".
ASPEKTY DUSZPASTERSKIE W PRAKTYCE ZBOROWEJ
Co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mat. 16,26)
W 1516 roku Luter napisał list do swojego przyjaciela Jerzego Spenleina, w którym czytamy m.in. takie słowa: "Chciałbym się chętnie dowiedzieć, jak się ma sprawa z twoją duszą? Czy uczy się radośnie znajdować pociechę w sprawiedliwości Chrystusowej? Mój drogi bracie - Chrystus mieszka tylko w grzesznikach". Ten krótki fragment listu wyraźnie dowodzi, iż Luter miał staranie nie tylko o własną duszę, ale interesował się także dobrem duszy bliźniego. Punktem wyjścia luterskiego pojmowania odnośnie do istoty duszpasterstwa jest grzeszny człowiek i zbawienie jego duszy. Z doznawanej miłości Bożej wynika troskliwa miłość względem bliźniego, dla którego Chrystus umarł i zmartwychwstał. Ponieważ nowym człowiekiem można się stać tylko dzięki łasce Bożej, dlatego duszpasterstwo winno w zasadzie zmierzać do tego, by dopomóc człowiekowi odnaleźć Boga, przyjąć Jego Słowo i wypełniać Jego wolę. Duszpasterstwo takie jest ściśle związane ze zborem Chrystusowym, z jego egzystencją i praktyką. Funkcja duszpasterska zboru wynika z samego faktu jego istnienia, gdyż stanowi miejsce, w którym ona się realizuje. Wzajemne duszpasterstwo ma swoje konkretne zadanie w apostolskim napomnieniu, zawartym w najstarszym Liście ap. Pawła, w Liście do Tesaloniczan 5,11: "Napominajcie się wzajemnie i budujcie jeden drugiego, co też czynicie". Oryginalny tekst grecki jeszcze mocniej podkreśla duszpasterski sens apostolskiego wezwania (parakaleite allelous kai oikodomeite eis ton ena). W tym dwojakim aspekcie dostrzega Luter duszpasterski wymiar zboru. Zbór został powołany do życia przez Ducha Św., określanego w Biblii jako parakletos, i istnieje dzięki Jego stałej w nim obecności. Jest terenem i świadkiem praktykowania wiary i konkretnego jej wyrażania. Zbór stale korzysta z mocy i mądrości parakleta, a jego członkowie wypełniają swoje wzajemne obowiązki mając na uwadze dobro każdego z nich. Greckie wyrażenie parakalien ma wielorakie znaczenie i w tym bogactwie zawartych w nim treści można znaleźć niejedną cechę właściwego duszpasterstwa, np.: zapraszać, wołać o pomoc, napominać, nakłaniać, pocieszać, dobrze komuś radzić. Obok tego wyrażenia wymienia ap. Paweł drugie, w którym wskazuje cel takiego duszpasterstwa, mianowicie: oikodomein, co oznacza budować jeden drugiego. ,,Patrz - mówi Luter - w ten sposób wypływa z wiary miłość i umiłowanie Boga, a z miłości wolne, chętne, radosne życie, które każe darmo służyć bliźniemu". W zborze każdy służy każdemu i każdy jest zdany na drugiego. "Zbadaj - zapytuje Luter - czy masz takie serce względem drugiego, iż jego brzemię boli ciebie tak samo jak twoje?" Często wskazywał na słowa z V Mojż. 15,5-8, aby przypomnieć zborowi, że jest powołany do służby i wzajemnej pomocy. Tak Luter rozumiał zasadę powszechnego kapłaństwa. "Wszyscy chrześcijanie - pisze - są równi w tym, że mają tego samego Chrystusa, to samo Słowo, te same sakramenty, krótko: tę samą wiarę. Dziecko narodzone nie ma mniej ważnego chrztu od Piotra i wszystkich apostołów, tak samo jak słońce na niebie świeci równo królowi i rolnikowi. Cesarz nie ma lepszego chrztu od żebraka. Wszystko, co należy do kościoła, stanowi wspólną własność wszystkich. Skarb chrześcijan jest zawsze dla wszystkich ten sam. Różnice zachodzą jedynie w owocach wiary. Wszyscy przez chrzest bywamy wyświęceni na kapłanów! Szewc, kowal, rolnik, każdy z nich wykonuje swoje rzemiosło, a mimo to są wszyscy jednakowymi kapłanami i biskupami. I każdy przez wykonywanie swego zawodu ma być pożyteczny i służyć drugiemu tak, że chociaż są różne zawody, to mają jeden i ten sam cel: wspierać ciało i duszę". Luter wiedział dobrze, że to, co jest niemożliwe dla jednostki, jest możliwe dla zboru, gdyż w takim zborze każdy jest świadomy swojego powołania, które wymaga od niego aktywnej postawy w konkretnych potrzebach. Reformator stale podkreślał: ,,Każdy członek zboru powinien wiedzieć, iż gdzie nie ma miłości, tam się nic nie dzieje". Dlatego też określał zbór jako "zgromadzenie dobrych uczynków".
DUSZPASTERSKA FUNKCJA EWANGELII
Prawdziwym skarbem Kościoła jest najświętsza Ewangelia chwały i łaski Bożej. (Teza 62)
W Artykułach Szmalkaldzkich (C. III. ust. IV) Luter napisał: "Ewangelia udziela rad i pomocy przeciwko grzechowi w rozmaity sposób. Bóg bowiem jest nader bogaty w łaskę. Po pierwsze - przez słowo mówione (verbum vocale), w którym zwiastowane bywa odpuszczenie grzechów na całej ziemi. Na tym polega właściwa funkcja Ewangelii. Po drugie - przez chrzest. Po trzecie - przez Sakrament Ołtarza. Po czwarte - przez władzę kluczów oraz per mutuum colloquium et consolatio fratrum. Mat. 18,20: "Gdzie dwaj albo trzej zgromadzeni są w imię moje, tam jestem pośród nich". Dla Lutra już sama Ewangelia jako skuteczny środek i pomoc przeciwko grzechowi jest w istocie swojej duszpasterska. Człowiek jako grzesznik jest zdany w swoim zagubieniu na jakąś ostateczną radę i pomoc, a te pochodzą jedynie od Boga w Jezusie Chrystusie, i to w wielorakiej postaci. Luter wymienia je w cytowanej kolejności. Na pierwszym miejscu Luter stawia Słowo zwiastowane, określając tę postać Ewangelii jako zasadniczą i najważniejszą jej funkcję. "Cesarzowa ta winna panować i rządzić. Wszyscy inni, obojętnie, jak się zwą, winni być jej poddani i posłuszni, czy będzie to papież Paweł lub anioł z nieba. Również w chrześcijaństwie nie ma być zwiastowana lub słuchana żadna inna nauka jak tylko czyste Słowo Boże. W przeciwnym bowiem razie zarówno kaznodzieja, jak i słuchacz mają być przeklęci i potępieni za własną swoją naukę". Słowo to jest pokarmem dla duszy. "Musisz być zatem pewny, że dusza może wyrzec się wszystkiego z wyjątkiem Słowa Bożego i że bez Słowa Bożego nie można jej niczym pomóc. Gdzie zaś to Słowa posiada, tam już innej rzeczy nie potrzebuje, ponieważ w tym Słowie ma wszystko pod dostatkiem: pokarm, radość, pokój, światło, sprawiedliwość, prawdę, wolność i wszelakie dobro. Abyś mógł wyjść ze swojej nędzy, daje ci swojego Syna Jezusa Chrystusa i oznajmia tobie przez Jego życie i pocieszające słowo, iż masz się Jemu oddać w mocnej wierze i całkowicie na Nim polegać. Dla takiej wiary zostają ci odpuszczone wszystkie twoje grzechy, oddalona zostaje twoja zguba, a ty jako usprawiedliwiony, zadowolony, pobożny i obdarzony wszystkimi przykazaniami masz być wolny od wszystkich rzeczy". W swoim kazaniu na tekst z Ewangelii Jana 6,35 Luter powiedział: "Słowa te - Ja jestem chlebem żywota - winny być wypisane na sercach złotymi literami (a co byłoby jeszcze lepiej - żywymi literami), aby każdy wiedział, gdzie znajduje się miejsce dla jego duszy, gdy rozstanie się z tym światem. Tutaj, przy Jezusie, zostanie dusza moja, tak że nigdy nie będzie musiała łaknąć ani pragnąć. Bóg nie mógł nam dać obietnicy Ewangelii i zbawienia wyraźniej, mocniej i pewniej aniżeli przez cierpienie i śmierć swojego jednorodzonego Syna. Słowo to trwa wiecznie! Mili chrześcijanie - niechaj moja oraz wszystkich nauczycieli egzegeza będzie tylko rusztowaniem przy waszej budowie, abyście się trzymali jedynie samego Słowa i w nim trwali".
Na to rusztowanie składa się przede wszystkim kazanie, oparte na pilnym czytaniu Pisma Św. "Tak się zaprzyjaźniłem z Biblią - wyznaje Luter - że wiem o każdym wersecie, na której stronie i w którym miejscu się znajduje. Studium Biblii ponad wszystko polubiłem. Czytam w niej i uczę się na pamięć. Niejeden werset nurtuje moje myśli przez cały dzień. Czym dla zwierzęcia jest las, dla człowieka dom, dla ptaka gniazdo, dla ryby rzeka, tym dla wierzącej duszy jest Pismo św. "Jeden z jego przyjaciół, przebywając z Lutrem w Koburgu podczas trwania sejmu w Augsburgu w 1530 roku, tak napisał: "Jestem pełen podziwu, jak ten człowiek (Luter) na swój sposób jest wytrwały, pogodny, pełen wiary i nadziei w tych tak trudnych czasach. A takim jest dzięki pilnemu czytaniu Pisma św.". Zwiastowaniu Ewangelii wyznaczył Luter centralne miejsce w nabożeństwie. "Jest ono - mówi Luter - najważniejsze w nabożeństwie. Przez nie przychodzi do ciebie Chrystus względnie do Niego prowadzi". Słowo mówione (verbum vocale) wiedzie do pobożności, w której Chrystus przeżywany jest jako dar. "Najlepszymi chrześcijanami nie są ci, którzy przeczytali najwięcej książek. Kto sądzi, że jest gotowy i doskonały w wierze, ten utracił całego Chrystusa. Naszym zadaniem jest zwiastować Słowo, przez które sami zostaliśmy uratowani. Nie tylko świat od zewnątrz, ale i stary Adam od wewnątrz stawia nam zacięty opór. Dlatego Ducha wzywa nas zarówno do zwiastowania Słowa, jak i do walki ze starym Adamem". Stąd też Luter tak wysoko cenił urząd kaznodziejski. "Kaznodzieja - stwierdza Luter - jest szczególnym sługą Bożym, więcej, jest aniołem Bożym, prawdziwym pasterzem przed Bogiem, jest królem i księciem w Królestwie Chrystusa i wśród ludu Bożego, jest nauczycielem, światłością świata. Nie na cenniejszego skarbu ani bardziej wartościowej rzeczy na ziemi i w tym życiu od sumiennego, wiernego kaznodziei. Chrystus ustanowił urząd kaznodziejski nie po to, by służył do zdobywania pieniędzy, majątku, rozkoszy, uznania lub do czerpania jakichś korzyści, lecz po to, by prawda była wyprowadzana na jaw, by zło było piętnowane i by oznajmić, co służy ku zbawieniu dusz. Winien zwiastować to, czego wymaga od niego powierzony mu urząd".
W kazaniu, wygłoszonym po powrocie z Wartburgu do Wittenbergi w marcu 1522 roku, Luter zwrócił się do zboru takimi słowami: "W mocy lub ręku moim nie mam ludzkich serc jak garncarz ma glinę, by ją uformować, jak mu się podoba. Nie mogę dotrzeć do ich serc. Ponieważ nie mogę wlać wiary do ich serc, nie mogę też nikogo do tego zmusić. Bóg sam to sprawi. My mamy zwiastować Słowo, ale owoce są w rękach Boga. Krótko: Chcę je głosić, kazać, pisać, ale zmusić i nalegać siłą nie chcę nikogo, gdyż wiara jest dobrowolna. Bierzcie przykład ze mnie: przeciwstawiłem się odpustom i wszystkim papistom, ale nie stosowałem przemocy. Nauczałem i pisałem jedynie Słowem Bożym, poza tym nic. Jestem przekonany, że macie czyste Słowo Boże, dlatego obchodźmy się z nim z lękiem i pokorą i podajmy sobie ręce, i pomagajmy sobie wzajemnie. Pragnę czynić to, co do mnie należy, i stale myślę o was jak o własnej duszy" Luter wyznaje również: "Gdybym posiadał tysiąc tysięcy światów, to wolałbym je wszystkie utracić, aniżeli miałbym pozwolić, by najmniejszą cząstkę tej spowiedzi usunięto z Kościoła. Owszem - wolałbym tolerować tyranię papiestwa w postaci postów, świąt, szat itp., aniżeli dopuścić do zabrania jej chrześcijanom. Jest ona bowiem pierwszą, najbardziej potrzebną i pożyteczną szkołą, w której uczą się rozumieć i praktykować Słowo Boże i wiarę, czego tak nie mają w publicznych wykładach i kazaniach. Nie pozwolę, by ktoś miałby mi zabrać tę spowiedź ani nie dałbym jej za żadne skarby całego świata, albowiem wiem, jaką mi daje moc i pociechę. Już dawno by mnie pokonał i udusił szatan, gdyby mnie spowiedź ta nie podtrzymała".
Nie sposób przedstawić w ramach tego referatu bogatego materiału, dotyczącego problematyki homiletycznej zawartej w licznych pismach naszego Reformatora. Zwiastował Słowo Boże przy każdej nadarzającej się okazji. Ileż to cennych rad i wskazówek duszpasterskich znajduje się w jego kazaniach. Pragnę zwrócić uwagę jedynie na jedną ze stałych form zwiastowania Ewangelii, praktykowaną przez Lutra w jego domu. Mam na myśli nabożeństwa domowe z udziałem członków rodziny i sług. Luter stale podkreślał, iż ojciec rodziny jest biskupem i kapłanem w swoim domu. Jego dom jest szkołą i kościołem! Podczas takiego nabożeństwa nie tylko zwiastował Słowo Boże, ale sprawdzał znajomość katechizmu. Tak napisał we wstępie do Dużego Katechizmu: "Dlatego ponownie proszę wszystkich chrześcijan, szczególnie zaś proboszczów i kaznodziejów, ażeby za wcześnie nie chcieli być doktorami i nie wyobrażali sobie, że wszystko umieją, lecz aby codziennie doskonalili się w studiowaniu tych rzeczy katechizmu i uprawiali je!" Cóż w naszych domach pozostało po tak błogosławionej formie duszpasterstwa? Który dom pastorski i chrześcijański jest dziś taką szkołą i świątynią? Dlaczego w naszych plebaniach i domach tak mało jest tej przeżywanej w 'gronie rodzinnym radości, płynącej z żywej społeczności z Ewangelią?
Duszpasterska funkcja Ewangelii przejawia się również w udzielanych sakramentach. Omówienie luterskiej nauki o sakramentach wybiegałoby poza ramy tego referatu. Pragnę zatrzymać się krótko na jednym z sakramentów, mianowicie na władzy kluczów, na spowiedzi. Stanowi ona bowiem jedną z podstawowych form duszpasterstwa zborowego. Luter pisze: "Jeżeli napominam do spowiedzi, nie czynię nic innego, jak tylko zachęcam, żeby stać się chrześcijaninem. Wszyscy bowiem, którzy szczerze pragną być pobożnymi chrześcijanami i pozbyć się swoich grzechów, i mieć spokojne sumienie, odczuwają prawdziwy jej głód i pragnienie. Oprócz publicznej, codziennej a koniecznej spowiedzi jest jeszcze spowiedź tajna, która odbywa się wyłącznie wobec jednego brata. Nie jest ona objęta przykazaniem, lecz korzystanie z niej w razie potrzeby pozostawiono woli każdego. Spowiedź ta podoba mi się bardzo i jest potrzebna. Cieszę się, że jest ona w Kościele Chrystusowym, gdyż jest dla niespokojnego sumienia jakby lekarstwem. Jest prawdą, iż grzech bywa odpuszczony, gdy brat spowiada się dobrowolnie drugiemu. Niepotrzebny wtedy jest kościół, tj. kapłan. Mamy bowiem słowo Chrystusa, który mówi: "Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebie, a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane i w niebie". Odnosi się to do każdego chrześcijanina! Brat, który przed bratem odsłania swoje tajemnice i pragnie odpuszczenia, jest pewny swego pojednania z bratem w prawdzie, którą jest Chrystus". Należy w tym miejscu dodać, że istotne znaczenie w tej kwestii miało dla Lutra odkrycie tzw. poenitentia ewangelica, co można by przetłumaczyć jako "żal chrześcijański". Jest on wolny od przeżywanego lęku przed karą.
Do tego sakramentu dołączona jest formuła: per mutuum colloquium et consolatio fratrum z przytoczeniem obietnicy Chrystusa z Ew. Mat. 18,20. Tutaj dotknął Luter problemu, który właściwie bardzo rzadko znajdował praktyczne zastosowanie. Należy żałować, iż ta forma zwiastowania Ewangelii prawie nie była i nie jest dostrzegana ani wśród samych duszpasterzy, ani w życiu kościelnym. Luter zwraca tu uwagę na znaczenie rozmowy (posługuje się terminem kolokwium), prowadzonej w imieniu Jezusa. Rozmowa taka może mieć różny charakter i formę. Najważniejsze jest to, by centralne miejsce takiego spotkania zajmowała Ewangelia Chrystusowa, stanowiąca płaszczyznę prawdziwej braterskiej społeczności. Może to być społeczność modlitewna lub wspólnego rozważania Słowa Bożego. Nie jest bynajmniej sprawą przypadku, iż Luter łączy takie rozmowy i spotkania braterskie z sakramentem władzy kluczów. Chodzi tu przede wszystkim o świadomość grzechu i pragnienie jego odpuszczenia, bez którego nie ma zgodnego współżycia. A dotyczy to również, a może przede wszystkim tych, którym została powierzona owa szczególna władza Kościoła!
Luter był nie tylko człowiekiem słowa, ale i czynu. Głoszone na kazalnicy lub przy innych okazjach Słowo Boże usiłował wcielać w czyn, gdzie tylko zachodziła taka potrzeba. "Jestem pewny - mówi Reformator - że mam Słowo Boże i zostałem powołany, aby je zwiastować. Nie chcę być jednak nowym papieżem. Chcę jedynie udzielać rad i pomocy". Ten praktyczny, aktywny, konkretny wymiar duszpasterstwa cechuje wielostronne działanie Lutra w różnych dziedzinach codziennego życia. Luter znał tylko jeden urząd, mianowicie kaznodziejski, przy czym zakładał, iż urząd ten obejmuje nie tylko zwiastowanie Ewangelii, ale także praktyczne jej urzeczywistnianie przez tego, który ją głosi. Można by przytoczyć wiele przykładów z życia Lutra na potwierdzenie takiego stanowiska. Pragnę zwrócić uwagę tylko na jeden, ale jakże wymowny. Miasto Wittenberga zostało trzykrotnie dotknięte zarazą dżumy (1516, 1527, 1535). Ani razu Luter nie opuścił miasta, aczkolwiek go o to błagano. W 1516 roku napisał do przyjaciela: "Zostałem tu postawiony i dla mego posłuszeństwa nie ucieknę. Nie mówię tego, jakobym śmierci się nie bał, ale mam nadzieję, iż Bóg mnie wyratuje z każdej trwogi". Kiedy jedenaście lat później miasto ponownie zostało nawiedzone śmiercionośną zarazą, a większość mieszkańców je opuściło, Luter wyznał: "Na ulicy jest walka, w domu lęk i drżenie, jest bardzo ciężko, Chrystus nas doświadcza. Mamy jedną pociechę, którą przeciwstawiamy wściekłości szatana: mamy Słowo Boże dla ratowania dusz, choć szatan pożera ciało. Mój dom zamienia się powoli w szpital, mój syn od 3 dni też już choruje. Jestem jako ten, który umiera, a jednak żyje".
W tym czasie Luter otrzymał list od Jana Hessa z Wrocławia, który zwrócił się do niego z pytaniem: Czy należy uciec podczas śmiertelnego niebezpieczeństwa? (Zaraza dżumy nawiedziła wówczas także Wrocław). W odpowiedzi na ten list Luter napisał broszurkę pod tym samym tytułem, która stanowi klasyczny przykład jego duszpasterskiej praktyki. Pisze: "Powołani na urząd kaznodziejski winni w czasie śmiertelnego niebezpieczeństwa i trwogi pozostać na miejscu. Obowiązuje ich nakaz Chrystusa: Dobry pasterz kładzie życie swoje za owce. Urząd ten jest najbardziej potrzebny w czasie śmiertelnej trwogi, ponieważ Słowo Boże i sakramenty winny umacniać i pocieszać sumienia, aby mocną wiarą przezwyciężyć śmierć. Jednak tam, gdzie jest wystarczająca ilość kaznodziei, a oni są jednomyślni co do tego, że niektórzy mogliby odejść, aby niepotrzebnie nie byli zagrożeni, uważam, że nie jest grzechem, ponieważ urząd jest wystarczająco zabezpieczony. Jeśli ktoś jest odważny i mocny w imieniu Bożym, niech w wierze wytrwa w tym imieniu. Jeśli zaś ktoś jest słaby i bojaźliwy, ten niech uchodzi w imieniu Bożym. Pociechą dla tych, którzy opiekują się słabymi, jest moc zawarta w obietnicach Bożych. Jest to nabożeństwo, kiedy służy się bliźniemu.
Także doświadczenie uczy, że ci, którzy służą takim chorym z miłością, pobożnością i zrozumieniem, są dobrze strzeżeni. Bóg sam chce być ich pielęgniarzem, więcej - lekarzem! Cóż to za pielęgniarz! Cóż to za lekarz! Kim są wszyscy lekarze, aptekarz i opiekunowie w porównaniu z Bogiem? Czy to nie powinno dodać odwagi? Czym są cała zaraza i szatan wobec Boga, który siebie przedstawia tutaj jako opiekuna i lekarza? Słyszysz, iż przykazanie o miłości bliźniego jest równe przykazaniu o miłości Boga. Jeśli chcesz służyć samemu Chrystusowi i Jego pielęgnować, to czyń to na twoim chorym bliźnim. Idź do niego i służ mu, i zapewne znajdziesz Chrystusa w twoim chorym bliźnim, nie co do Jego osoby, ale co do Jego Słowa".
W kazaniu Lutra na tekst o miłosiernym Samarytaninie czytamy: "Bóg nie przykazał, abyśmy śpieszyli do św. Jakuba albo do Rzymu. Bóg żąda, abyśmy pomagając jeden drugiemu wzajemnie sobie służyli. Nie szukaj mnie w Rzymie, powiada, bo znajdziesz mnie we własnym domu, przy żonie, dzieciach, czeladzi, gospodarzach, zwierzchności, znajdziesz mnie w domu twego sąsiada, na ulicy, na rynku i wszędzie. Tam czyń, co tylko czynić możesz ku upodobaniu i wspomożeniu bliźniego swego, a ja ci to porachuję, jakbyś to dla mnie uczynił".
Podobnych traktatów, poświęconych różnym aktualnym problemom, Luter napisał wiele. Każdą sprawę traktował poważnie, a powierzone mu obowiązki starał się sumiennie wykonać. Pracował bardzo dużo, przy czym udzielał się aktywnie nie tylko w sferze życia kościelnego, ale również i społecznego. W liście do swojego przyjaciela Jerzego Langego w 1516 roku Luter tak napisał: "Potrzebowałbym jeszcze 2 pisarzy, gdyż niemal przez cały dzień zajęty jestem pisaniem listów. Jestem kaznodzieją klasztornym i codziennie mam kazać w kościele parafialnym, jednocześnie jestem mówcą przy stole i kierownikiem studiów, wygłaszam odczyty o psałterzu i ap. Pawle, oprócz tego jestem zajęty sprawami gospodarczymi klasztoru".
W sprawach spornych opowiadał się na rzecz ustalonego porządku i ładu, przy czym uważał pokój za najważniejszą rzecz na ziemi: Pax est optima res in tenis. Luter nigdy nie stosował przemocy. "Czy kiedykolwiek wyciągnąłem rękę po miecz? Czy raczej nie nawoływałem do pokoju i posłuszeństwa? Luteranie zawsze oferowali pokój, lecz daremnie. Jeśli chodzi o nas, to tęsknimy za pokojem i nie chcemy wojny ani rozlewu krwi!" Niełatwo wydobyć z bogatego życiorysu Reformatora wszystkie te elementy, jakie składają się na pełny obraz jego działalności, także i duszpasterskiej. Najważniejsze z nich przypomniał również Filip Melanchton, najbliższy współpracownik Reformatora, który, żegnając swego przyjaciela, w kazaniu pogrzebowym przy jego trumnie tak ocenił owego niezapomnianego męża Kościoła na podstawie własnych doświadczeń: "Każdy, kto go dobrze znał i z nim się często spotykał, musi poświadczyć, iż był on człowiekiem bardzo serdecznym. W obcowaniu z ludźmi rozmawiał z każdym w sposób łagodny, życzliwy i przyjazny. W jego słowach i postępowaniu zaznaczały się odwaga i powaga - jak na takiego męża przystało. Nigdy nie usłyszano z jego ust takiego słowa, którym by nawoływał do bojkotu lub buntu, ale zawsze był wiernym rzecznikiem pojednania i pokoju. Do zagadnień religijnych nie wprowadzał żadnych innych obcych elementów, nie stosował też intryg dla umocnienia swojej lub swoich zwolenników pozycji. Często zastałem go na gorliwych modlitwach, jakie wśród gorących łez zanosił za cały Kościół. Codziennie wyznaczał sobie specjalne chwile na zmawianie kilku psalmów, słowami których modlił się do Boga z płaczem i westchnieniem. Widzieliśmy także, z jaką stanowczością i męską odwagą podejmował w kłopotliwych, nieprzewidzianych i trudnych sytuacjach jakże trafne decyzje, nie dając się byle czym zastraszyć ani też nie upadając w obliczu jakiejś groźby, niebezpieczeństwa lub trwogi. Trwał mocno na pewnym fundamencie - jakby na niewzruszonej skale - mianowicie, na obecności i pomocy Bożej, i nie pozwolił, by taką wiarę i ufność wydarto z jego serca. Obdarzony był tak nieprzeciętną inteligencją, iż w zawiłych, niejasnych i trudnych sytuacjach i sprawach mógł zupełnie sam, wyprzedzając innych, przewidzieć, jaka powinna być decyzja i co należy czynić. Interesował się aktualnymi problemami ludzi, śledził bieżące poczynania władzy zwierzchniej i otaczał troskliwą opieką wszystkich, z którymi miał do czynienia".
Kiedy Ks. Biskup podczas pierwszego spotkania członków komitetu, powołanego do przygotowania jubileuszu 500-lecia urodzin Lutra w naszym Kościele, podkreślił we wstępnych rozważaniach uniwersalny i ekumeniczny wymiar duchowego dziedzictwa Reformatora Kościoła, wskazał obraz wiszący w sali obrad, przedstawiający Lutra na kazalnicy wskazującego palcem na Ukrzyżowanego Chrystusa. Taka jest rzeczywiście po dzień dzisiejszy zasadnicza i aktualna misja Lutra dla całego chrześcijaństwa. Na zakończenie omawianego tematu pragnę posłużyć się innym obrazem, zaczerpniętym z kazania, wygłoszonego przez Lutra w dniu 16 kwietnia 1530 roku w Koburgu do najbliższych współpracowników udających się na sejm w Augsburgu. W tym kazaniu Reformator porównał każdego chrześcijanina z legendarną postacią św. Krzysztofa (Christophorus). Powiedział: "Każdego chrześcijanina należy uważać za takiego Krzysztofa, tj. niosącego Chrystusa, ponieważ przyjął go przez wiarę do swego życia. Kto włożył na swoje ramiona Chrystusa, to drogie Dziecię, ten musi albo Go przenieść przez wody, albo z Nim utonąć! Innej alternatywy nie ma!" Ten obraz człowieka niosącego Chrystusa odzwierciedla główne zasady i kierunki duszpasterskiej służby naszego Reformatora. Akceptując Chrystusa jako swojego Pana i Zbawiciela, będąc przekonanym o Jego obecności w każdej sytuacji, ufając z głęboką wiarą Jego obietnicom, szedł Luter z Chrystusem do każdej służby. W Ewangelii i sakramentach nosił Chrystusa wszystkim, którzy daremnie gdzie indziej szukali pociechy dla swoich utrapionych serc. Na ostatnie pytanie, zadane mu na łożu śmierci przez Jonasa, czy pragnie umrzeć w Panu Jezusie Chrystusie i przyznać się do głoszonej w Jego imieniu nauki, umierający Reformator odpowiedział stanowczo: "Tak". Słowa zaś z ostatniej jego modlitwy, którymi pragnę zakończyć referat, są potwierdzeniem jego intymnej z Chrystusem społeczności i wyrazem stałej troski o zbawienie swojej duszy: "Dziękuję Ci Boże, który jesteś Ojcem mojego Pana Jezusa Chrystusa, iż objawiłeś mi Twojego umiłowanego Syna, w którego uwierzyłem, którego miłowałem, kazałem, wyznawałem, którego papież i inni bezbożnicy lżą i bluźnią. Panie Jezu Chryste - Tobie powierzam duszę moją!"