english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Odpowiedzialnie wobec konfliktu irackiego

W ostatnich tygodniach tematem numer jeden debaty międzynarodowej stał się problem możliwości podjęcia wojny prewencyjnej wobec Iraku. W ostatnich dniach styczniu i na początku lutego temat ten stał się też przedmiotem oświadczeń ważnych gremiów kościelnych. Dla Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego szczególne znaczenie ma oświadczenie Biskupów Ewangelickich - Zwierzchników Kościołów ewangelickich w Polsce z dnia 29 stycznia 2003, którego tekst zamieszczony został najpierw na stronie internetowej Kościoła, a następnie styczniowym wydaniu Zwiastuna. Na polu międzynarodowym na szczególne podkreślenie zasługuje oświadczenie przywódców Kościołów europejskich, z USA i Bliskiego Wschodu, sformułowane na Konferencji w Berlinie w dniu 5 lutego 2003 pt. Odpowiedzialność Kościołów przeciw wojnie w Iraku, w którym przywódcy kościelni wypowiedzieli się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu w Iraku. Test angielski i niemiecki tego oświadczenia dostępny jest na naszej stronie internetowej www.luteranie.pl. Autorzy tego oświadczenia, wśród których są między innymi przewodniczący Rady Kościołów Ewangelickich Niemiec, ks. prezes Manfred Kock, Sekretarz Generalny Światowej Rady Kościołów, ks. dr Konrad Raiser, ks. dr Keith Clements, Sekretarz Generalny Konferencji Kościołów Europy (KEK), zwierzchnicy Kościołów ewangelickich z Austrii, Finlandii i Szwecji, a także przedstawiciele Kościołów o tradycji metodystycznej, prezbiteriańskiej oraz prawosławny Biskup Berlina.


W oświadczeniu tym, autorzy odrzucają argumentację za możliwością zbrojnej ingerencji w Iraku i wzywają zarazem władze Iraku do zniszczenia broni masowego rażenia oraz rozpoczęcia współpracy z inspektorami ONZ. Sygnatariusze dokumentu, jako ludzie wierzący, których miłość bliźniego wzywa do pokojowego rozwiązywania problemów, modlą się o pokój, wolność, sprawiedliwość i bezpieczeństwo dla ludzi w Iraku i na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie wyrażają zaniepokojenie, że mocarstwa tego świata traktują wojnę jako aprobowany środek rozwiązywania konfliktów międzynarodowych. W punkcie trzecim Oświadczenia czytamy: Wojna prewencyjna jako środek do zmiany rządu suwerennego państwa jest niemoralna i stoi w sprzecznością z Kartą Narodów Zjednoczonych.


Wezwanie to, będące apelem z jednej strony do Stanów Zjednoczonych o zaprzestanie przygotowań do akcji militarnej w Iraku, a z drugiej strony apelem do władz tego drugiego państwa, jest wyrazem troski wielu chrześcijan, nie tylko w Europie, o pokojowe zakończenie konfliktu bliskowschodniego.


Także wielu ewangelików w naszym kraju dyskutuje, czy amerykanie mają rację, szykując się do konfliktu zbrojnego, czy zostały użyte wszystkie możliwe rozwiązania pokojowe, czy społeczność międzynarodowa ma prawo do interwencji w Iraku, czy Irak da się przekonać innymi metodami niż tylko użyciem siły? Dlaczego tylko Irak, skoro nie podejmowane są podobne kroki wobec Korei Północnej, która buduje arsenał broni jądrowej? Co da interwencja zbrojna w Iraku, czy będzie to drugi Wietnam, czy naród iracki stoi rzeczywiście po stronie swego przywódcy, czy jest to przywódca czy krwawy bezwzględny dyktator? Na ile nasza wiedza o całym konflikcie irackim jest pełna, a na ile jest produktem propagandy takich czy innych mediów?


Rodzi się wiele pytań natury moralnej, teologicznej i politycznej. To w końcu także my jesteśmy wyborcami, którzy w demokratycznym państwie prawa powierzają określonym osobom, wybieranym w wyborach, mandat sprawowania władzy i reprezentowania nas na forum międzynarodowym. W demokratycznym państwie sprawujący władzę czyni to z mandatu swoich wyborców, czyli z woli ludu, przestrzegając jednocześnie konstytucyjnego porządku i ratyfikowanych umów międzynarodowych.


Spróbujmy odpowiedzieć więc najpierw na pytanie: Czy my, ewangelicy w Polsce, mamy prawo wypowiadać się w kwestii konfliktu irackiego?


Jako ludzie wierzący w Chrystusa bierzemy na siebie odpowiedzialność za cały świat. Nie tylko za swoich najbliższych, rodzinę, miasto, czy kraj, ale czujemy się odpowiedzialni za to, co dzieje się na świecie, w myśl zasady: myśl globalnie, działaj lokalnie. Ów priorytet lokalnego działania nie zwalnia nas jednak z odpowiedzialności za cały świat, który jest Bożym dziełem, powierzonym jedynie człowiekowi. Zamykanie się, brak zainteresowania problemami ludzi z innych państw czy kontynentów, w myśl zasady "i tak nic nie mogę im pomóc", jest wyrazem egoizmu i niezrozumienia uniwersalnego przesłania Ewangelii Jezusa Chrystusa. Nie możemy jedynie modlić się za innych, nie będąc skłonnymi, czegokolwiek dla nich uczynić. Modlitwa i troska o cały świat jest więc naszym chrześcijańskim obowiązkiem.


My chrześcijanie, ewangelicy w Polsce, nie możemy zapominać, jak wiele w latach kryzysu doświadczyliśmy troski i pomocy ze strony innych kościołów ewangelickich na świecie. Nie możemy tak łatwo zapominać o paczkach w okresie stanu wojennego, o tak licznych ofiarach, dzięki którym udało się wyremontować, czy wręcz uratować nasze Kościoły. Nie możemy zapominać też o zabiegach politycznych przedstawicieli innych państw, dzięki którym w trudnych czasach stalinizmu udało się zachować wiele ewangelickiego mienia. Tym samym my, ewangelicy w Polsce, w sposób szczególny jesteśmy zobowiązani do globalnego myślenia. Nie możemy tylko myśleć o zachowania tego, co mamy, ale jesteśmy moralnie zobowiązani do niesienia pomocy tym, którzy są prześladowani, którzy żyją w skrajnej biedzie, tym, których prawa i wolności są łamane. Nasze historyczne dziedzictwo wręcz żąda od nas zaangażowanej postawy wobec spraw i konfliktów międzynarodowych.


Tym samym jeden z największych problemów politycznych, jeśli nie największy problem początku XXI wieku, jakim jest światowy terroryzm, nie może pozostać nam obojętny. Większość z nas w swojej codziennej egzystencji nawet nie zauważa jak bardzo "zmniejszył się świat". Staliśmy się mieszkańcami globalnej wioski. W ciągu sekund dopływają do nas wieści z najdalszych zakątków ziemi, na bieżąco możemy prowadzić rozmowę z ludźmi mieszkającymi po drugiej stronie ziemskiego globu, w ciągu milisekund otrzymujemy od nich poprzez Internet listy, czy zdjęcia. Pewne operacje finansowe, czy decyzje gospodarcze podjęte tysiące kilometrów od nas, po krótkim czasie mają wpływ na wyniki finansowe nawet małych firm, działających w naszym regionie. Dzięki telewizji młodzi ludzie zachowują się tak samo, słuchają tej samem muzyki, ubierają się tak samo, ulegają tym samym fascynacjom w Moskwie, Nowym Jorku, Warszawie czy Cieszynie. Te wszystkie wymienione powyżej zjawiska należą do kompleksu określanego popularnie mianem globalizacji. Stajemy się coraz bardziej mieszkańcami jednego świata, w którym coraz bardziej zacierają się różnice kulturowe, w którym coraz więcej rzeczy i zachowań ma charakter zunifikowany. Ma to swoje dobre i złe strony, jedni są tym zachwyceni, u innych wywołuje to skrajnie negatywne oceny i reakcje.


Musimy jednak zdać sobie sprawę, że żyjemy w zupełnie innym świecie, niż nasi przodkowie. Rewolucje: techniczna, telekomunikacyjna, genetyczna, zbrojeniowa, jakich jesteśmy świadkami, nie zostały jeszcze do końca zreflektowane, nasza ocena wielości zjawisk pozostaje daleko w tyle za postępem technologicznym. W swojej filozoficznej refleksji człowiek nie jest w stanie nadążyć za tymi zmianami, nowościami, stąd też główny nurt filozoficzny ostatnich dwóch dekad, jakim jest postmodernizm, jawi się bardziej jako ucieczka w prywatność lub sztukę niż jest próbą objęcia całości zjawisk, które są udziałem pokolenia. Uwaga ta dotyczy w dużej mierze także refleksji teologicznej. W ostatnich latach teologowie bronią się przed napisaniem nowych, wielkich dzieł dogmatycznych. Jak już przez trzydziestu laty zauważył prof. K. Karski w zakończeniu książki Teologia protestancka XX wieku, teologowie odchodzą od budowania wielkich sum teologicznych, koncentrują się raczej na realizacji zadań cząstkowych. Zaryzykować można więc tezę, że świat stał się zbyt skomplikowany, by objąć go całościową refleksją. Wielu ludzi woli więc ucieczkę w bezpieczną prywatność, dbanie o swój spokój, unikanie zaangażowania w myśl znanego i lubianego polskiego przysłowia "moja chata skraja". Tak było jeszcze 50 lat temu, dziś w epoce globalizacji żadna chata nie stoi już skraja. To wszystko wzywa nas niejako do podjęcia wysiłku zreflektowania największego problemu światowego obecnych czasów, jakim jest światowy terroryzm.


Wskazane powyżej oświadczenia ważnych osobistości kościelnych są dla nas także świadectwem konieczności podjęcia takiego wysiłku. One jednak nie zwalniają nas, ewangelików od zajęcia osobistego stanowiska w omawianej kwestii, mogą i powinny być jednakże punktem odniesienia.


Nim przejdziemy do próby postawienia sądów o charakterze moralnym, zastanówmy się wpierw nad zagadnieniem o charakterze metodologicznym. Czy dysponujemy wystarczającą liczbą danych, by w ogóle zajmować się tą problematyką? Wbrew pozorom jest to pytanie natury fundamentalnej, bo jeśli zgodzimy się, że jesteśmy manipulowani przez media, czyli de facto ulegamy takiej czy innej propagandzie, to cała dyskusja jest bezprzedmiotowa. Co tak naprawdę wiemy o światowym terroryzmie, co wiemy o sytuacji w Iraku? Oczywiście tyle, ile pokaże nam telewizja, ile usłyszymy w radio, czy przeczytamy w prasie. Ci, którzy dysponują Internetem, tudzież telewizją satelitarną, mogą usłyszeć opinie na ten temat w innej optyce.


Co możemy więc uznać w tym wszystkich za bezsprzeczne fakty, tak by być wiarygodnymi w naszych rozstrzygnięciach o charakterze etycznym. Jedno jest pewne: miał miejsce atak terrorystyczny na wieże World Trade Center. Świat islamski w dużej mierze widzi w Ameryce i w procesie globalizacji dzieło szatańskie, z którym trzeba walczyć. Musimy też mieć świadomość, że użycie dzisiaj broni biologicznej, czy chemicznej może mieć poważne konsekwencje dla całego globu ziemskiego. Świat w latach 50-tych XX wieku żył w psychozie wojny atomowej. Zbudowano nieprawdopodobną ilość schronów atomowych, wyprodukowano setki bomb, rakiet i w kolejnych latach wpompowano miliardy dolarów w systemy wczesnego ostrzegania, w rakiety niszczące rakiety, w program tzw. gwiezdnych wojen.. Ilość potencjału nuklearnego, jaki jest na świecie kilkakrotnie, jeśli nie kilkudziesięciokrotnie może zniszczyć nie tylko życie na planecie ziemia, ale wręcz całą planetę. Ludzkość dysponuje bronią masowego rażenia - bronią o przerażających możliwościach. W wyniku opadnięcia żelaznej kurtyny, ociepleniu stosunków pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją, ludzkość zapomniała jakby o grożącym wszystkim nam niebezpieczeństwie, jakim jest broń jądrowa, bo od ostatniego jej bojowego użycia w Japonii minęło przeszło 50 lat. Ale musimy ciągle mieć w pamięci konflikt kubański, podczas którego użycie tego środka było bardzo bliskie. Dopóki jednak mieliśmy do czynienia z tzw. spiralą zbrojeń i równowagą w ilości i jakości broni jądrowej na Wschodzie i Zachodzie, dysponenci broni jądrowej mieli świadomość, że wszczęcie konfliktu o charakterze globalnym czyli trzeciej wojny światowej doprowadziło by do tego, że byłaby to ostatnia wojna światowa.


Sytuacja międzynarodowa zmieniła się jednak w ostatnich latach. Już nie tylko wielkie mocarstwa dysponują bronią masowego rażenia, ale z technicznego punktu widzenia, mogą ją posiadać także niewielkie państwa, na czele których stoją fanatyczni dyktatorzy, osoby nie tylko nie liczące się z opinią społeczności międzynarodowej, lecz także niszczące życie swoich społeczeństw. Czy państwa te już dysponują bronią jądrową, chemiczną i biologiczną, tudzież na jaką skalę odbywa się tam ich produkcja, mogą stwierdzić jedynie wywiady wojskowe i społeczność międzynarodowa poprzez swoich kontrolerów. Potencjalne niebezpieczeństwo użycia tych rodzajów broni przez dyktatorskie państwa, które od lat popierają i finansują światowy terroryzm, w obecnym układzie politycznym wydaje się być bardzo duże. Jeśli w pewnym uproszczeniu przyjmiemy, że ideologia polityczna dużej części świata arabskiego jest przez politologów porównywana do teologicznych koncepcji średniowiecza, stojących u podstaw wojen krzyżowych, to gotowość całych narodów w imię Allacha rozprawić się z każdym, kto jawi się jako jego wróg, jest bardzo duża.


Te teoretyczne rozważania powinny nas teraz prowadzić do próby odpowiedzialnego wyklarowania naszych pozycji z polskiej, ewangelickiej perspektywy. Co powinno być więc dla niej punktem wyjścia?


Po pierwsze wymienione powyżej fakty, które muszą obudzić nasz niepokój. Najwyższe, międzynarodowe gremia kościelne wcale nie dysponują szerszym dostępem do danych, niż to jest w naszym przypadku. Tak samo żyjemy w poczuciu odpowiedzialności za świat i za świadectwo, jakie składamy naszym słowem i działaniem. Czy jednak możemy pozostać w pełni zgodni z zapisami konferencji w Berlinie? Czy nie ma ona zbyt "marzycielskiego" charakteru. Czy odpowiedzialnie wolno nam całkowicie wykluczyć możliwość zbrojnej ingerencji wobec państwa, które stanowi globalne zagrożenie, czy rzeczywiście wojna prewencyjna w każdym przypadku jest niemoralna, czy wreszcie Irak może być traktowany i postrzegany jako suwerenne państwo?


Nikt, kto jest uczniem Chrystusa, nie może być zwolennikiem wojny. Ale musimy pamiętać, że protestantyzm zaakceptował państwo jako sferę działalności człowieka, w której powinien odpowiedzialnie działać także człowiek wierzący, chrześcijanin. Państwo i polityka, w dużej mierze dzięki dziełu Reformacji, uległy desakralizacji, stając się obszarem świeckiej, racjonalnej działalności człowieka. Jak zauważa wybitny niemiecki teolog, specjalista w zakresie etyki politycznej, Martin Honecker: Z perspektywy ewangelickiej to pokój jest sensem i celem wszelkiej aktywności politycznej. Owo stwierdzenie określa pewien idealny model sprawowania mandatu politycznego, jest jednak ideałem, który nie był zrealizowany w dziejach i wciąż nie jest. Jednakże państwa, które świadomie dążą do zniszczenia, do wojny, same wykluczają się ze społeczności międzynarodowej. Dla ludzi antyku, ale także dla większości polityków i myślicieli nowożytnych, wojna była normalnym narzędziem stosowanym w służbie polityki. Dzisiaj cywilizowany świat postrzega wojnę jako ostateczność, podobnie jak nasi Reformatorzy, uznając wojnę obronną za jedyny rodzaj wojny usprawiedliwionej. Jest ona zawsze ultima ratio, racją ostateczną, możliwą tylko wtedy, gdy wyczerpane zostały wszelkie inne środki i gdy jej mierzalne konsekwencje zminimalizują zło, które ona przyniesie.


Postawmy więc pytanie: Czy berlińskie oświadczenie nie jest swoistym unikiem części chrześcijan zachodniego świata? Niniejszy głos nie ma na celu w najmniejszym stopniu budzenia nastroju psychozy zagrożenia. Nie chce być także zachętą do poparcia takiego, czy innego stanowiska. Powinniśmy jednak pamiętać, że ewangelicka etyka, która w XX wieku jako swój punkt odniesienia przyjęła chrześcijańską odpowiedzialność za świat, jako punkt orientacyjny dla naszego działania w świecie, z gruntu opowiada się za aktywną postawą i przeciwna jest marzycielstwu. W obecnej chwili wszyscy czujemy się zobowiązani do modlitwy o pokój na świecie, w żadnej naszej modlitwie nie możemy zapominać o uciśnionych, o tych, co się źle mają, ale musimy być zarazem gotowi do poniesienia wyrzeczeń, jeśli czas będzie tego wymagać.


Zwierzchnicy Kościołów ewangelickich w Polsce zakończyli swoje oświadczenie potępieniem zła wyrządzanego przez szaleńczych przywódców wobec własnych społeczeństw i odwołaniem do cytatu z listu do Rzymian apostoła Pawła: ...zło dobrem zwyciężaj (Rz 12,21). Etyka apostoła Pawła jest wezwaniem do czynnego uczestnictwa w świecie, do brania na siebie odpowiedzialności w chwilach trudnych, w momentach, które mogą się nam jawić jako ostateczne. D. Bonhoeffer, ewangelicki męczennik, podjął się uczestnictwa w spisku przeciw władcy swego kraju, biorąc na swoje sumienie wszelkie konsekwencje tego działania, bo przywódca jego kraju jawił mu się jako apokaliptyczny tyran, jako morderczy szaleniec. Bonhoeffer swoje świadectwo przypłacił życiem. Są chwile, w których w imię miłości bliźniego trzeba szaleńczego, opętanego przywódcę pozbawić władzy - na tym też może polegać chrześcijańska odpowiedzialność za świat.