Jana Krakowczyka przekład Artykułów Szmalkaldzkich
Władysław Chojnacki wymienił w swej cennej pracy "Bibliografia polskich druków ewangelickich" pozycję: "Schmalcaldici Articuli To iest Artykuły Krześciańskiej nauki (...) przez Jana Krakowczyka (...) na Polski Język przełożone. Roku Pańskiego 1566". Jest to pierwszy polski przekład Artykułów Szmalkaldzkich Marcina Lutra. Unikalny egzemplarz tego dziełka znajduje się w Bibliotece Miejskiej w Dreźnie. Będąc tam przed laty odszukałem ów druk i postarałem się o jego fotokopię, którą posiadam. Dzieło wydano w formacie ósemki i zawiera ono 94 strony.
Jak doszło do powstania tej księgi? Dnia 2.6.1536 zwołał papież Paweł III bullą Ad dominici gregis sobór powszechny do Mantui na Zielone Świątki następnego roku (23.5.1537). Celem obrad miało być "wytępienie herezji". Powstała więc kwestia jakie stanowisko mają zająć wobec soboru zwolennicy Reformacji. Nie było wiadomo czy będą nań wezwani, czy też sprawa ich będzie traktowana zaocznie. Wtedy elektor saski Jan Fryderyk zwrócił się do teologów wittenberskich, aby zajęli stanowisko w tej sprawie. Zażądał, by Luter przygotował odpowiedni memoriał. Sprawa przewlekała się. Wreszcie w grudniu 1536 Luter, mimo ciężkiej choroby nerek, opracował zestaw artykułów, które dnia 10.2.1537 przedstawiono na zjeździe w Szmalkalden. Są to Artykuły Szmalkaldzkie, stanowiące jedną z sześciu ksiąg symbolicznych naszego Kościoła. Zapowiedziany sobór odbył się dopiero w roku 1545 w Trydencie i protestanci tam swego stanowiska nie przedstawili.
Artykuły Szmalkaldzkie są najostrzejszym pismem polemicznym wśród luterańskich ksiąg symbolicznych i stały się po śmierci Lutra manifestem luterańskiej ortodoksji. Ortodoksja chce stać na straży czystości doktryny i podejmuje walkę o nią. W tym sensie jej postawa jest uzasadniona. Ortodoksja staje się jednak niesympatyczną, gdy popada w skostnienie lub zacietrzewienie i nie szanuje innych przekonań. Ortodoksja luterańska rozwinęła się szczególnie po klęsce protestantów w wojnie szmalkaldzkiej (1548). Tzw. interim lipskie, czyli tymczasowy układ między pokonanymi zwolennikami Reformacji i jej przeciwnikami był daleko idącym kompromisem. Ugodowy Melanchton uznał jako rzeczy obojętne (adiafora) - siedem sakramentów, święto Bożego Ciała, kult obrazów, znaczenie dobrych uczynków dla zbawienia i zmodyfikował naukę o Komunii Świętej. Ewangelicy usunęli tylko z liturgii kanon mszalny i zachowali Komunię pod dwiema postaciami. Tym tezom sprzeciwili się uczniowie i współpracownicy Lutra, a przede wszystkim Maciej Vlacich, Chorwat (Flacius Illyricus) oraz Mikołaj Amsdorf. Odtąd narasta prąd luterańskiej ortodoksji, która odcina się - w imię czystości doktryny - od wszystkich innych wyznań i wywiera wpływ na Kościół luterański przez sto lat. Artykuły Szmalkaldzkie ceniono wtedy szczególnie wysoko.
Kto był autorem pierwszego polskiego przekładu tej księgi? Jak wynika z karty tytułowej był nim ks. Jan Bucz albo Jan Krakowczyk, kaznodzieja zboru toruńskiego. Zbór w Toruniu powstał mniej więcej na dziesięć lat przed wydaniem przekładu. Sympatycy Reformacji byli w tym mieście na pewno wcześniej. Dnia 24.7.1520 wydał Zygmunt I edykt toruński zakazujący wwozu pism Lutra do Polski. Najprawdopodobniej już wtedy byli w Toruniu zwolennicy Reformacji. Ale zbór mógł powstać dopiero po przywileju Zygmunta Augusta dla miast pruskich (10.1.1557), zezwalającego na wyznawanie nauki reformacyjnej wg Konfesji Augsburskiej w Gdańsku, Elblągu i Toruniu.
Dziwne, że Henryk Merczyng w swej pracy "Zbory i senatorowie protestanccy w Dawnej Polsce" kwituje sprawę zboru w Toruniu jednym zdaniem: "W tutejszych kościołach protestanckich odbyło się do czasów Stanisława Augusta polskie helweckie i augsburskie nabożeństwo". A przecież w Toruniu działali Gliczner i Artomiusz, tu odbył się ostatni synod generalny trzech wyznań ewangelickich (1595), tu istniało od r. 1568 znane, dobrze postawione gimnazjum ewangelickie, w którym kształcili się Leszczyńscy, Lubienieccy i Węgierscy.
Wiadomo, że ks. Erazm Gliczner był polskim kaznodzieją ewangelickim przy kościele Marii Panny w Toruniu w latach 1567-15694. Wobec tego Jan Krakowczyk był jego poprzednikiem i działał zapewne od roku 1557, lecz nie dłużej niż do 1567.
O życiu tłumacza Artykułów Szmalkaldzkich nie mamy prawie żadnych danych. Jak wynika z przydomku - pochodził z Krakowa. Karol Estreicher w ogóle jego dzieła nie znał. Estreicher wymienia tylko dziewiętnastowieczne przekłady pism Lutra. Badacz ten wspomina dwu Janów z Krakowa: obydwaj jednak wydali swe dzieła w pierwszych latach XVI wieku. Nie znają naszego Krakowczyka ani "Polski Słownik Biograficzny" ani "Nowy Korbut".
Pozostają nam więc tylko dane wynikające z dedykacji omawianego dzieła .
Pracę swą poświęcił Krakowczyk "Slachetnemu a urodzonemu tudzież uczciwemu panu Wojciechowi Winieckiemu, podstarościemu innosławskiemu, panu a przyjacielowi memu osobliwemu tudzież też bratu w Panu Chrystusie". Wojciech Winiecki był oczywiście szlachcicem, lecz w "Herbarzu polskim" Niesieckiego ród taki nie figuruje. Piastował on skromny urząd podstarościego. Gdzież było starostwo "innosławskie"? Prawdopodobnie chodzi tu o starostwo inowrocławskie (Iunovladislavensis). Na terenie tego województwa istniał tylko jeden zbór ewangelicko-augsburski w Łabiszynie. Fundatorem jego był Stanisław Latalski, starosta człuchowski i inowrocławski. Może Wojciech Winiecki był w jakimś okresie patronem tego zboru? Krakowczyk był z nim zaprzyjaźniony i złączony węzłami wiary. Z dedykacji wynika, że żona Winieckiego miała na imię Regina i że Krakowczyk znał jego matkę "szlachetną matronę". Przedmowa ta zdradza również, że autor przekładu był już człowiekiem starszym, wspomina bowiem o swych wnukach. Zięciem Krakowczyka był duchowny ewangelicki ks. Mateusz Rakaw, pleban w Gostyniu.
Polski zbór ewangelicki w Gostyniu ufundował w r. 1560 Rafał Leszczyński, znany ze swych wystąpień sejmowych w obronie Reformacji. Był on przez pewien czas opiekunem małoletnich Gostyńskich.
Tam, w Gostyniu, odbył się w r. 1565 pierwszy synod Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce. Reformacja więc rozwijała się u nas z wolna. Dopiero w 27 lat po przybyciu do Poznania Jana Seklucjana zaczął się organizować Kościół. W zgromadzeniu tym uczestniczył Jan Krakowczyk. W dedykacji wspomina: "gdym w przeszły świąteczny tydzień w Gostyniu na synodzie był". Tam też usłyszał wiele o "Kościelech miłej patriey". Zborem w Gostyniu opiekowała się zapewne wdowa Gostyńska, którą Krakowczyk nazywa "szlachetną a pobożną panią, prawie Ester drugą", "panią sydońską, która żywiła i broniła zboru". Lecz jeszcze w okresie synodu ("w bytności synodu") następca Gostyńskiego, (może drugi małżonek wdowy lub zięć), "swego okrucieństwa dokazał" i kaznodzieję ewangelickiego "precz wygnał".
Wydarzenie to oraz zasłyszane od zięcia wieści, że "tak wiele sekt a rot papistów, Szwenkfeldów, Sakramentarzów, Stankarystów, fałszywych i obłudnych samorodnych braciszków w to bardzo sławne a znamienite Królestwo Polskie mocą wielkiego złego ducha" się wdarło, doprowadziło Krakowczyka do pesymistycznej prognozy co do przyszłości Reformacji w Polsce - "tedym też wierzyć, anim co dobrego trzymać mógł o Kościelech mojej miłej Patriey". Sakramentarzami nazywano zwolenników Zwinglego i Kalwina; Szwenkfeld Kacpert, szlachcic śląski, zm. 1561, mistyk, nauczał, że Chrystus łączy się tylko duchowo z wierzącymi. Stankar Franciszek, Woch, głosił, że Chrystus pośredniczył tylko według swej ludzkiej natury.
Na synod w Gostyniu zaproszono Krakowczyka wraz z ks. Benedyktem Morgensternem, kaznodzieją zboru niemieckiego w Toruniu. I tu zarysowuje się dogmatyczna postawa tłumacza Artykułów Szmalkaldzkich. Nazywa bowiem Morgensterna swym "miłym bratem a kolegą". Widać się z nim przyjaźnił. Morgenstern zaś był jednym z rzeczników narastającej ortodoksji luterańskiej w Wielkopolsce i na Pomorzu. Później (od r. 1578) wodzem tego kierunku stał się luterański kaznodzieja w Poznaniu Paweł Gericius (Gericke), nieprzejednany przeciwnik Zgody sandomierskiej (1570), który w bardzo agresywny sposób wystąpił na synodzie generalnym w Toruniu w r. 1595. Sympatia Krakowczyka dla Morgensterna dowodzi, iż był on również zwolennikiem ortodoksji i właśnie dlatego przełożył Artykuły Szmalkaldzkie na język polski.
W Gostyniu przekonał się Krakowczyk, mimo niepokojących wieści, o dość dobrym stanie luteranizmu w Polsce. Z radością podaje, że "nasz miłościwy Pan (Chrystus) ma jeszcze swe 7000 (I Król. 19,18) w Wyznaniu Augspurskim w naszej miłej Patriey, a ci się nie kłaniają przed Baalem - rzymskim antychrystem". Krakowczyk jest swemu wyznaniu gorąco oddany i tylko w nim widzi prawych wyznawców Ewangelii. Pokrzepia się tym, że "jest Kościołów wiernych przez 30 (...) w Wielkiej Polsce, okrom tych, co mogą być w Małej Polsce". Istotnie było wtedy w Wielkopolsce 50 polskich zborów ewangelickich. Cieszy Krakowczyka "znamienite wiary wyznawanie i Słowa Bożemu hołdowanie". Taki stan rzeczy skłonił Krakowczyka do tego, aby "czymkolwiek te iste Kościoły mógł podeprzeć i ratować".
Skłoniły zaś go do tego dwie przyczyny: "Oto wszyscy kacyrze (...) a osobliwie sakramentarze Augspurską Konfesją łatają i zasłaniają". "Sakramentarzami" nazywano w XVI w. wyznawców Kościoła Reformowanego. Krakowczyk więc obawia się, iż Augustana jest zagrożona przez interpretację innych wyznań. Ubolewa nad tym, że "konfesja (...) już jest w wiele artykułach korumpowana, odmieniona a haniebnie sfałszowana". Zagrożenie widzi on w zniekształconej nauce o uczynkach, bo "antinomia i singergismus (...) już się prawie w nią wcisnęli". Jak wiadomo synergizm, czyli uznanie wartości uczynków dla zbawienia, pojawił się w tym okresie w kołach protestanckich.
Najbardziej zaś niepokoi Krakowczyka sprawa X artykułu Konfesji Augsburskiej. Gorszy go oświadczenie Kalwina w piśmie "Admordtio ultima ad Westphalum", że według wydania Augustany w Ratyzbonie, nie ma żadnej różnicy między naszymi doktrynami" (non extare doctrinae nostrae contrarium). Artykuł X Konfesji Augsburskiej brzmi w wydaniu z r. 1530 (Konfesja niezmieniona): "Prawdziwe ciało i krew Chrystusa są prawdziwie w Wieczerzy pod postacią chleba i wina obecne, w niej rozdzielane i przyjmowane". Natomiast w wydaniu z r. 1540 (konfesja zmieniona) Melanchton ujął artykuł X inaczej: "O Wieczerzy Pańskiej nauczamy, że z chlebem i winem podaje się pożywającym prawdziwe ciało i krew Chrystusa". Ta ostatnia wersja odpowiadała Kalwinowi, natomiast wywołała protest ortodoksji luterańskiej, a więc i Krakowczyka. Stwierdza on tedy, że "wszyscy znamienici, szczyrzy a prawdziwi nauczyciele Konfesją Augspurską tak rozumieją i rozumieć chcą (...) jako ją sam s(święty) mąż D.M. Luter rozumiał, a zwłaszcza tak jako ją w swych Smalcaldicis Articulis deklarował i objaśniał". Zdaniem Krakowczyka "jego (Lutra) nauki jeszcze za jegoź żywota jęto fałszować". Wydaje więc kaznodzieja toruński przekład Artykułów w obronie prawej nauki, "abyśmy się wszelakich kacerstw i korromptellów mądrze wystrzegali".
Poza tym panuje, zdaniem Krakowczyka powszechna nieznajomość nauki. "Tych jest bardzo mało, co o tym wiedzą, a zaś wiele tych, co nie wiedzą, ani nie wiedzą co są Articuli Smalcaldici albo co jest Augspurskiej Konfesjej Declaratio to jest Objaśnienie" (chodzi tu o Apologię). Z powyższych względów dawno proszono Krakowczyka, aby udostępnić zasady nauki ewangelickiej w języku polskim. Wymawiał się, bo chorował, liczył, że inni lepiej się z tego wywiążą. Ostatecznie jednak podjął się tego zadania "ku rozszyrzeniu Słowa Bożego (...) a także "mojej miłej Patriey ku dobremu".
W tej myśli ofiarowuje tę pracę swemu dobrodziejowi, tym bardziej, iż i on nalegał na jej wykonanie. Pragnie też, aby to pismo służyło szlachcie, poddanym i sąsiadom. Pracę ukończył Krakowczyk 17.2.1565 w Toruniu.
Artykuły Szmalkaldzkie istnieją w dwu wersjach oryginalnych: łacińskiej i niemieckiej. Powstaje pytanie, z której korzystał tłumacz? Ks. Rektor Wiktor Niemczyk przełożył niedawno księgę tę z łaciny. Wiele zaś szczegółów wskazuje na to, że Krakowczyk przyjął jako podstawę tekst niemiecki. Przede wszystkim świadczą o tym rażące nieraz germanizmy. Niemieckie "Handlung" przekłada jako "handel", czasownik "handein" - "działać" - przez handlować, "Kirchensachen" - "kościelne zachy", "Donneraxt" - oddaje zwrotem "gmiąca siekiera" zamiast "grom" lub ,,piorun", Na słowo "Urteił" nie znalazł polskiego odpowiednika ,,wyrok" i wprowadza niezdarnie "urtel", zwrot "spitzige Sophisterei", a więc "chytra sofistyka" - przekłada: "choć tak spiczasto sofistowie uczą". Germanizmy, nieudolny, dosłowny przekład obniżają oczywiście wartość pracy. Poza tym można uznać, że tłumaczenie jest wierne. Kilkakrotnie wprowadza autor własne uwagi w nawiasach. Należy się też zastanowić nad tym, czy Krakowczyk skorzystał z Nowego Testamentu w przekładzie Stanisława Murzynowskiego z r. 1553? Porównanie tekstów na to nie wskazuje. Raczej tłumaczył on teksty z niemieckiej wersji Artykułów Szmalkaldzkich. I tak I Kor. 4,4 u Krakowczyka brzmi: "Nie wim sam nic na się (nie czuję się niczym) alemci przedsię dlatego praw nie jest". Murzynowski zaś mówi: "Bo acz w niczym się nie czuję, wszakźem nie przeto usprawiedliwień jest".
Warto też zwrócić uwagę na terminologię kościelną. O sakramentach Krakowczyk mówi zawsze "świątości". Był to termin przyjęty w XVI wieku. Duchowny to "ksiądz" albo "pop", czasem "minister". Określenie "pop" dla duchownego chrześcijańskiego, nie tylko obrządku wschodniego, występowało w Polsce w średniowieczu a także w okresie Reformacji. Biblia Szaroszpatacka mówi o kapłanach starotestamentowych "popowie". Także Erazm Gliczner używa tego terminu.
Pozostaje zagadnienie pisowni. Stanisław Murzynowski ustalił zasady ortografii, których też przestrzegał. Krakowczyk musiał być niepewny sztuki pisarskiej, skoro w przedmowie przyznał się do "niedostatku swojej polszczyzny", choć radził sobie nie najgorzej. Ortografia jego jest oczywiście swoista, choć nie jest dowolna. Wprawdzie zdarzają się niekonsekwencje, na przykład na tej samej stronie znajdujemy "papiź" i "papież", ale na ogół Krakowczyk trzyma się pewnych zasad. Szczególne kłopoty ma z pisownią samogłosek nosowych. Pisze tedy "chcąnc" zamiast "chcąc", "więnc" zamiast "więc". Nie może opanować pisowni dźwięków sz, cz, dz. Pisze więc "nasse" zamiast "nasze", "pissemy" zamiast "piszemy". Dość często występuje zdwojenie: "wyssoki", "wessele". Tłumacz stosuje pisownię fonetyczną i to raczej wadliwą, a więc - "gniw" zamiast "gniew", "umirają" zamiast "umierają", "kacyrstwo" zamiast "kacerstwo", "poćwierdza" zamiast "potwierdza". Pragnąc oszczędzić Czytelnikom trudu podaję cytaty w transkrypcji.
Powstaje pytanie, gdzie Krakowczyk wydał swe dzieło? Druk nie zawiera danych co do wydawcy. Toruń był w owym czasie rozwijającym się ośrodkiem protestanckim. Wiadomo, że w r. 1568 założył tam drukarnię - z inicjatywy Erazma Glicznera oraz ławnika Jakuba Hubnera - Stanisław Worffschauffel (Reiss), a to w związku z powstającą w Toruniu szkołą ewangelicką. Przedsięwzięcie to jednak upadło już po roku z powodu niepowodzeń finansowych. Dziewiętnastowieczni badacze twierdzili, jakoby pierwsza drukarnia w Toruniu powstała już w r. 1561, ewentualnie w r. 1566. Alodia Kawecka-Gryczowa ma jednak wątpliwości co do słuszności tej tezy. Gdyby istotnie drukarni wtedy w Toruniu nie było Artykuły Szmalkaldzkie, wydanoby u Jana Daubmana w Królewcu. Daubman podał swój zakład drukarski w Konfesji Lutomirskiego (1556), natomiast nie ma danych co do drukarni w przekładach Konfesji Augsburskiej Radomskiego i Kwiatkowskiego z r. 1561. Możliwe jest, że Krakowczyk drukował swój przekład w Królewcu.
W końcu zwracam uwagę, że Krakowczyk opatrzył kartę tytułową przekładu Artykułów Szmalkaldzkich słowami Psalmu 119 wiersze 163 i 161. Wybór tekstu i jego ustawienie sugeruje, że dzieło chce bronić prawdy. Cytatu tego nie zawiera oryginał Artykułów Szmalkaldzkich.
ARTYKUŁY SZMALKALDZKIE W UJĘCIU JANA KRAKOWCZYKA
Artykuły Szmalkaldzkie to jedyna księga symboliczna autorstwa Lutra o charakterze dogmatycznym. Katechizmy mają raczej znaczenie duszpasterskie. Poniżej przedstawimy treść tej księgi wykorzystując marginesowe uwagi Krakowczyka.
W przedmowie Reformator omawia okoliczności w jakich powstało to pismo i akcentuje, że sformułował swe przekonania, by je przedstawić na wolnym soborze, tzn. na zgromadzeniu nie zdominowanym przez papieża. Ideę wolnego soboru głosił w Polsce w połowie XVI w. Andrzej Frycz Modrzewski. Krakowczyk skwapliwie podchwycił zasadę wolnego soboru i umieścił w przekładzie przymiotnik "wolny" nawet tam, gdzie go w oryginale Lutrowym nie ma. W przekonaniu Lutra papież nie chciał dopuścić do wolnego soboru. Krakowczyk notuje więc na marginesie: "Rzymski dwór bardzo się chroni przed wolnym chrześcijańskim Concilium".
Luter jest zdania, że Kościół dotąd zbyt wiele zajmował się sprawami drugorzędnymi, jak stroje duchownych (krój ornatów, rewerandy, infuły) a nie dbał o chrześcijańskie życie społeczeństwa (lichwa, "bujność w ubiorzech", jak mówi Krakowczyk). Te zaniedbania się mszczą. Nie było czasu na zastanowienie się nad nauką. Luter obawia się więc, że Bóg zwoła sobór anielski i osądzi ziemię niemiecką (tu Krakowczyk dodaje: "i polską").
Reformator sformułował swą naukę, aby ją przekazać potomnym. Tymczasem otaczają go nie tylko przeciwnicy, lecz i "fałszywi bracia", pragnący jego naukę wypaczyć. Trzeba powiedzieć, że opinia Lutra, iż uchwały w Szmalkalden były jednomyślne jest nieścisła. Już tam zarysowały się różnice zdań. Boleje nad tym Krakowczyk, mówiąc: "Ach toć ciężko skarży Marcin Luter na nieprzyjaciele i na przyjaciele, którzy mu jego pisania i naukę fałszywie wywracają".
Oto wprowadzenie do dokumentu. W dalszym ciągu omówimy treść Artykułów Szmalkaldzkich, uwzględniając uwagi Krakowczyka.
CZĘŚĆ I
Pierwsza część Artykułów Szmalkaldzkich jest wyznaniem wiary w Trójcy jedynego Boga. Rozdział ten ma stwierdzić, że rzecznicy Reformacji przyjmują podstawową naukę Kościoła powszechnego. "Te artykuły nie są w żadnej zwadzie ani niezgodzie, ponieważ je my z papieźniki z obu stron wyznawamy" - tłumaczy Krakowczyk słowa Lutra.
CZĘŚĆ II
Artykuł I - o usprawiedliwieniu
Luter formułuje naukę o usprawiedliwieniu z wiary, zestawiając stosowne wypowiedzi biblijne: Rzym. 4,25 - chrześcijanin znajduje usprawiedliwienie w śmierci Chrystusa; Jan 1,29; Izaj. 53,6 - treścią Dobrej Nowiny jest ofiara Chrystusowa; Rzym. 3,23-25 - Słowo Boże przypomina powszechność grzechu; Rzym. 3,26 - nadzieją jest usprawiedliwienie przez wiarę w Chrystusa. Dalej Reformator stwierdza, iż artykuł o usprawiedliwieniu z wiary stanowi o istnieniu i upadku Kościoła. Krakowczyk przekłada odnośne słowa oryginału w ten sposób: "Artykułu tego nic człek nima ustąpić (...) Niech raczej upadnie niebo i ziemia (...) musimy być pewnymi bardzo, a nic nie wątpić o tym artykule, bo gdyby było inaczej, tedy byśmy wszystko utracili".
Artykuł II - o mszy
Jest to najostrzejszy artykuł tej księgi. Luter odrzucił stanowczo mszę jako największą i najstraszliwszą "obrzydliwość". Krakowczyk tak przekłada uzasadnienie tego surowego sądu: "Msza w papiestwie musi być największa i straszliwsza brzydliwość jako to ta, która się (...) najmocniej przeciw głównemu artykułowi naszego usprawiedliwienia stawi i sprzeciwia". Godzi ona w naukę o usprawiedliwieniu, gdyż obok ofiary, którą Chrystus złożył na krzyżu, stawia konkurencyjną wartość, mającą rzekomo gładzić grzechy, a mianowicie ofiarę mszalną, składaną przez człowieka, a więc czyn ludzki (Krakowczyk mówi "uczynek mszy"), przy czym papiści nauczają, że ofiara ta jest pełnowartościowa, choćby ją składał "niecnotliwy pop". Msza pomaga "żywym na ziemi i umarłym w czyśćcu". Jest to błąd, gdyż zgładzenie grzechów przypada "samemu Synu a Barankowi Bożemu, ten to ma i musi sprawić a grzechy zgładzić".
Związany z nauką o transsubstancjacji (przemiana chleba i wina w Ciało i Krew Pańską) kult Bożego Ciała jest w oczach Lutra bałwochwalstwem przed wszystkimi inszymi bałwochwalstwy".
Msza jest zniekształceniem Sakramentu Komunii Świętej, który należy przyjmować "zbawiennie według Chrystusowej ustawy". Dlatego Luter domaga się uświadomienia ludu. "Niech będzie ludziom jawnie kazano Boże Słowo, a przy tym niech im powiedzą, żeć msza, jako wymysły ludzkie, może bez grzechu być poniechana i porzucona". Potępia też Luter związane z mszą nadużycia. W przekładzie Krakowczyka słowa te brzmią: "Ponieważ niezliczone złe używania po wszytkim świecie z zakupywanim i przedawanim mszej powstały, ma je człek słusznie opuszczać". Nauka o mszy pociąga za sobą inne błędy, jak: "Pielgrzymstwo, pątnictwo na odpusty, rozmaite bractwa, relikwie albo świątości".
Wszystko to jest sprzeczne z nauką o usprawiedliwieniu przez Chrystusa. Pobożność ta jest "przeciwna pierwszemu artykułowi (...) boć zasługa Chrystusa miłego nie przez pieniądze ani przez uczynki nasze, ale przez wiarę z szczyrej łaski Bożej otrzymana bywa". : .
O wzywaniu świętych
Wychodząc z nauki o usprawiedliwieniu z wiary odrzuca Luter kult świętych. Jak mówi Krakowczyk: "Kult ten walczy też bardzo przeciw czelnemu (naczelnemu) artykułowi, a wyniszcza prawdziwe poznanie Pana Jezusa Chrystusa". Dodaje też tłumacz uwagę marginesową: "Wzywania świętych toć nic inszego jedno wymysł antychrystusowy". Wprawdzie Luter przyjmuje, że "anieli w niebie za nami proszą (jako to i Chrystus sam czyni), tak też proszą tu na ziemi święci żywi, a może być, iż też w niebie", jednak z tego powodu "nie mamy im mszej najmować". Świętym też nie przysługuje chwała, jaka "przysłucha samemu miłemu Panu Bogu". Odrzucamy więc mszę i wszystko co jest z nią związane, "a to dlatego, abyśmy ten Sakrament, tę najchwalebniejszą świątość szczyrze i pewnie, według ustawy Chrystusa, najmilejszego Pana naszego zachować mogli".
Artykuł III - O kolegiach kanoników katedralnych i o klasztorach
Luter przyznaje, że klasztory założono przed wiekami w dobrej myśli "na wychowanie i ćwiczenie ludzi mądrych (...) i uczciwych białych głów". Niestety nie spełniają one już tej roli, uprawia się w nich "bałwochwalską służbę Bożą, od ludzi wymyśloną". Twierdzi się również jakoby stan zakonny "co lepszego i godniejszego (miał) być" i w ten sposób wspiera się naukę o zasługach człowieka. Dlatego należy klasztory usunąć, "boć to jest wszystko przeciw pirwszemu czelnemu artykułowi o wykupieniu naszym przez Pana Jezusa Chrystusa".
Artykuł IV - O papiestwie
Luter kwestionuje w Artykułach Szmalkaldzkich podstawy władzy papieskiej. Mówiąc słowami Krakowczyka: "Papież nie jest iure divino albo z Słowa Bożego głową wszystkiego chrześcijaństwa", lecz jest tylko biskupem Rzymu, inni zaś biskupi nie mają "pod nim jakoby jakim panem służyć, ale jako bracia i towarzysze". Dogmat o władzy papieża grozi zniszczeniem "pirwszego i czelnego artykułu o wykupieniu nas, którym nas wykupił Pan Jezus Chrystus". Dogmat ten bowiem uzależnia zbawienie od posłuszeństwa papieżowi. "Boć oto przed naszymi oczami (jako oto w tej Koronie Polskiej - dodaje Krakowczyk) stoją jego buły (bulle), w których on (głosi), iż żądny chrześcijanin zbawion być nie może, jeśli mu nie będzie poddan i posłuszen". Tymczasem oddawna istnieją Kościoły niezależne od papieża. "Grecki Kościół, inszych też języków Kościoły aż do tej godziny nie były ani są pod papiżem".
Luter dopuszcza możliwość żeby się papież zgodził, iż on non iure dvino albo nie z rozkazania Bożego byłby najwyższym, ale aby przez takową wirzchność jedność chrześcijaństwa przeciw rotom (sektom) i kacyrstwom tym lepiej mogła być zachowana". Lecz Krakowczyk nie zgadza się i z takim warunkowym uznaniem władzy papieża. Opinię tę podaje na marginesie: "A i tego cierpieć nikt nie ma, aby papiż był głową Kościoła iure kumano" (tj. wg ustawy ludzkiej). Skwapliwie natomiast przytacza tłumacz zdanie Lutra, iż "papież jest prawy antychryst albo przeciwnik Chrystusów, ten się oto nad Chrystusa i przeciw jemu usadził i podniósł".
CZĘŚĆ III
Dalsze artykuły miały być podstawą rozmów z "nauczonymi i mądrymi" ludźmi.
I. O grzechu
Punktem wyjścia rozważań jest nauka o grzechu pierworodnym, zgodnie ze zdaniem ap. Pawła z Listu do Rzymian 5,12, z którego wynika, że grzech "od Jadama, jedynego człowieka poszedł". Nieposłuszeństwo pierwszego człowieka sprawiło, iż "wszytcy ludzie stali się i są grzesznymi a tak śmierci i diabłu podrzuceni". Owocami tego grzechu są "wszytki złe uczynki w dziesięciorgu Bożym przykazaniu zakazane". Ten grzech dziedziczny jest bardzo głęboką "skazą" natury ludzkiej, tak że nie można jej pojąć rozumem "tylko z samego objawienia z Pisma świętego wierzona być musi" (Ps. 51,7; II Mojż. 33,3; I Mojż. 3,7). Ten pesymistyczny, ale biblijny obraz człowieka nie znalazł zrozumienia u średniowiecznych scholastyków, którzy głoszą, że po upadku Adama "siły człowiecze w nim nie są niepokażone". A więc "człowiek ma swą wolną wolę dobrze czynić, a złości opuścić". W tej sytuacji człowiek "może z sił przyrodzonych wszytki Boże przykazania czynić (...) Pana Boga miłować nade wszytko, a bliźniego swego jak sam siebie".
Gdy więc człowiek czyni, na co go stać, "pewnie dawa mu Pan Bóg łaskę swą". Na tym stanowisku stał Erazm z Rotterdamu w sporze z Lutrem o wolną wolę. Wyznawcy tych poglądów uważają, że nigdzie w Piśmie nie ma podstaw do tego, "aby Duch Święty z swymi dary był potrzebny ku dobrym uczynkom".
Wynika to zaś "z nieznania Pana naszego Jezusa Chrystusa". Są to pogańskie nauki, których my cierpieć nie możemy. Bo gdyby ta nauka była słuszna "tedy by Pan nasz Jezus próżno a niepotrzebnie umarł".
II. O zakonie
"Zakon od Pana Boga jest dań", aby zapobiegał grzechowi "groźbą a strachem karania", jak też obietnicą łaski. Lecz ludzie nie poddają się Zakonowi, "stali się Zakonowi Bożemu nieprzyjacieimi", działają wbrew niemu i "źle czynią gdzie i gdy mogą". Inni mniemają, że są w stanie przestrzegać Zakonuz "sił własnych", stąd zaś rodzą się obłudnicy, "ludzie przykryci a fałszywi święci".
Celem zaś zakonu jest ujawnienie grzechu. On to "objawia a człowieku ukazuje jako bardzo głęboko natura jego upadła". Zakon budzi przerażenie w obliczu Boga - "człowiek bywa przestraszon, upokorzeń, zwątpi, rozpacza (...) poczyna Bogu być nieprzyjacielem a mruczy". Tak należy rozumieć słowa Pawiowe, że zakon wzmaga grzech (Rzym. 4,15 i 5,20).
III. O pokucie
Luter wychodzi z założenia, że Zakon, zapowiadając gniew Boży, budzi świadomość grzechu. "Wszytek świat jest przed Bogiem winien" - tłumaczy Krakowczyk słowa Listu do Rzymian 3,12. Tak więc grom gniewu Bożego powali grzeszników i obłudników. (Tu właśnie znalazł się ów niezręczny przekład "grzmiąca siekiera"). Sąd Boży skłania człowieka do wejścia w siebie i to jest początek pokuty. Sąd ten obejmuje wszystkich, on "jawne grzesznik! i obłudne święte na gromadę tłucze i poraża (...) wszytki pospołu pędzi i żenię w strach i rozpacz". Chrześcijańska pokuta nie polega na zabiegach ludzkich, co scholastycy nazywali pokutą czynną (contritio activa), lecz na biernym poddaniu się osądowi Bożemu (contritio passiya). Pokuta według Lutra jest tam, gdzie człowiek uświadamia sobie wyrok Boży (tu znów potknięcie tłumacza: przekłada wyrok niezdarnym "urtel").
Nowy Testament przynosi pokutującym pociechę - "wielkie obietnice łaski przez Ewangelię, której to człowiek wierzyć ma" (Mar. 1,15; Łuk. 24,47). Zakon, działając bez Ewangelii pogrąża człowieka w zwątpieniu, otwiera się przed nim "szczyra śmierć i piekło". Natomiast Nowy Testament "czyni wielkie obietnice łaski (...) przez Słowo, przez Sakramenta i insze równe tym rzeczy".
O fałszywej pokucie papistów
Z błędnej nauki o grzechu pierworodnym, przyjmującej, że "siły przyrodzone człowieka (...) są w nim niepokażone (...) a rozum może uczyć dobrze" wynika fałszywa nauka o pokucie. Z tych bowiem założeń wynika, że pokuta ma charakter tylko uczynkowy, odnoszący się do konkretnych upadków. Na pokutę tę mają się składać trzy elementy: skrucha, spowiedź i "dosyć uczynienie". Jeśli więc "się człowiek prawie kaja, ma skruchę, wszytkich grzechów się wypowieda i dosyć czyni - tedy by sobie tym miał zasłużyć grzechów odpuszczenie, a tym by przed Bogiem grzechy zapłacił". Stąd wniosek, iż papiści ,,nadzieję pokładali w swych uczynkach". Błąd więc polega na tym, iż "tu ani na Pana Chrystusa, ani na wiarę wspomniano, jedno tylko człowiek się spodziwał własnymi uczynki grzechy przed Bogiem przezwyciężyć i pogładzić",
Taka spowiedź nie daje pokoju, scholastyka wskazywała więc coraz to nowe środki zastępcze, jak żałość (attritio). Są to zdaniem Lutra bezdroża racjonalizmu. "Tu każdy widzi jako człowieczy rozum jest ślepy a maca przed sobą w sprawach Bożych, a pociechy szuka we własnych uczynkach, według swego domniemania, a wspomnieć ani na Chrystusa, ani na wiarę nie może".
Dalej poddaje Luter krytyce spowiedź uszną, która utrzymywała człowieka w niepewności - "nigdy pewnie wiedzieć nie mógł, jeśli się już czyście wyspowiedał". Uczono jednak, że "taka pokora iście otrzyma łaskę od Boga", choć i tu nie było ani Chrystusa, ani wiary, "ani mu też powiedziano o sile absolucji".
I zadośćuczynienie spełnione przez człowieka nie daje pokoju, bo i tu "żądny człowiek nie wiedział, ani wiedzieć nie mógł, jakoby był wiele uczynić mógł albo miał za najmniejszy grzech". Dlatego ustanowiono pewną skalę, a więc: "pięć pacierzy, pięć Zdrowych Maryjej, jedno Kredo, dzień pościć ect". Ostatecznie zaś przenoszono pokutę do czyśćca. Lecz i to nie przynosiło pokoju, gdyż według starych kanonów za jeden grzech śmiertelny "całych siedm lat miał człek pokutować". A więc i tu ani "Pan Chrystus, ani wiara była pożyteczna". Ponieważ nie było wyjścia, a więc "święty stolec rzymski (...) wynalazł odpust", który znosił zadośćuczynienie "naprzód na rok, potym na siedm lat, potym sto lat odpustów dając". Metoda ta okazała się korzystna, "skoro to -.poczęło pieniądze a czesny (doczesny) pożytek przynosić i jarmark buli papieskich był dobry. Wnet wymyślił złote a miłościwe lato i założył je w Rzymie, a nazwał to być odpuszczenim wszystkich mąk i win". W końcu papież objął odpustami czyściec, co również nie dało pokoju duszy, a raczej zakorzeniła się obłuda. Nie można zagłuszyć sumienia "postami, czujnościami (czuwaniem), pacierzmi długimi, włosiennicami, biczowanim".
I tu zjawia się "ognisty anioł, święty Jan Chrzciciel, prawy kaznodzieja pokuty, a prawie piorunem trzaska (...), mówiąc: czyńcie pokutę". Brak wam świadomości grzechu, "a nic nie wiecie a rozumiecie o miłym Panu Bodze". Pokuta nowotestamentowa (Mat. 3,7; Rzym. 3,10-12; Dz. Ap. 17,30) ogarnia całą istotę człowieka. "Nie jest sztukowana ani żebracza jako papieska (...), ani nie jest to też pokuta niepewna". Również ,,dosyć uczynienie nie może być niepewne, bo to nie jest naszym niepewnym (...) uczynkiem, aleć jest męka i krew najniewinniejszego Baranka Bożego grzechy świata noszącego".
Pokuta ta, "o której S. Jan, Pan Chrystus, S. Paweł i my nauczamy, trwa u chrześcijanów aż do śmierci". Całe życie boryka się chrześcijanin z grzechem, jak mówi List do Rzymian r. 7. "A o tym nic nie wie ani papież, ani teologowie, ani jury stówie, ani żądny człowiek", gdyż jest to "nauka z nieba Ewangelią objawiona". Przeciwnicy nasi zwą ją niestety "kacerstwem".
W dalszym ciągu rozprawia się Luter z anabaptystami, którzy wystąpili "czasu zamieszki chłopskiej". Głosili, że którzy, "już raz Ducha Świętego i odpuszczenie wszech grzechów przyjęli", jeśli znów zgrzeszą, nie mogą utracić wiary i grzech im nie szkodzi. Luter zwalcza ten pogląd. Sąd jego w słowach Krakowczyka brzmi: "Takowych szalonych ludzi miałem już wiele przed sobą i boję się, iż jeszcze w niektórych taki diabeł" tkwi. Jeśli bowiem grzech zapanował nad chrześcijaninem i nim owładnął, to "już tam nimasz ani wiary, ani Ducha Świętego".
IV. O Ewangelii
Ewangelia służy chrześcijaninowi radą i pomocą w różny sposób, a mianowicie: "przez Słowo swe ustne", a więc przez zwiastowanie, "w którym powiedają w kazaniu odpuszczenie grzechów", powtóre "przez Krzest Święty", dalej przez "najświętszą świątość (Sakrament) ołtarza i przez moc kluczy Kościoła świętego Chrześcijańskiego", a wreszcie przez "społeczne colloquim mutuum" czyli przez rozmowy braterskie. Chodzi tu o rozmowy duszpasterskie - spowiedź prywatną.
V. Chrzest
Chrzest określa Luter jako ,,Słowo Boże w wodzie". Mówiąc zaś słowami ap. Pawła jest to "omycie w Słowie". A więc element Sakramentu - woda jest formą, obrazem, natomiast istotna treść darząca łaską jest w Słowie.
"A przetoż my nic nie dzierżemy z onym Tomaszem15 i z mnichy zakonu predicatorum" (dominikanie), którzy twierdzą, iż "Pan Bóg duchowną moc i siłę w wodę włożył".
"O chrzcie dziatek tak trzymamy, że dziatki mają być chrzczone (...) a Kościół im ma tego nie odmawiać, ale im dać".
VI. O Sakramencie Ołtarza
"Tak trzymamy o Sakramencie Ołtarza, iż chleb i wino w Wieczerzy jest prawdziwym Ciałem i Krwią Chrystusa miłego. A nie tylko bywa dawane i przyjmowane od dobrych, ale też i od złych chrześcijanów".
Reformacja domaga się udzielania Komunii Świętej pod dwiema postaciami. "Nikt nie ma pod jedną osobą dawać i przyjmować". Luter odrzuca filozoficzne wywody jakoby pod jedną postacią otrzymywało się to samo, co pod dwiema. "Toź nam tu nic nie potrzeba onego kunsztu wysokiego, któryby nas miał uczyć, jakoby w jednej osobie miało być tak wiele jako w obu. Jako to sofistowie [tak nazywano w XVI wieku scholastyków średniowiecznych] i concilium Konstanckie [sobór w Konstancji 1414-1418] nauczają". Takie stanowisko nie zgadza się "z postanowieniem ani ustawą przez Jezusa Pana fundowaną i rozkazaną". Protestuje też Luter przeciw potępieniu tych, którzy przyjmują Komunię pod dwiema postaciami, a "nie chcą, aby tak podawano (Wieczerzę Świętą) jako Syn Boży ustawić raczył", co więcej - "z wielką pompą a tukiem zakazują, potępiają, mówiąc - kacyrstwo to i podwyższają się sami tym przeciw Panu Jezusowi i Bogu samemu". Luter odrzuca średniowieczną naukę o przeistoczeniu chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa (transsubstancjacja), Krakowczyk więc mówi: "0 transsubstancjację nic nie dbamy, chociaż tak spiczasto (chytrze - niezręczny przekład) sofistowie uczą, że chleb i wino tracą swą przyrodzoną istność, tak iż tam jedno osoba (postać, forma) a farba chleba i wina ostawa".
Ostateczny wniosek zamyka Krakowczyk w zdaniu: "Boć to się czyście, co my dzierżymy, (...) rymuje z Pismem Świętym. I Kor. 11,28".
VII. O kluczach
Krakowczyk tu przekłada słowa Lutra: "Kluczeć są moc (władza) i urząd kościelny od Pana Jezusa dany - wiązać i rozwiązywać grzechy. Nie tylko wielkie, grube i dobrze wiadome grzechy, ale też subtilne i tajemne, któreź to sam Bóg zna". Następują cytaty: Ps. 19,13; Rzym. 7,25; Ps. 143,2; I Kor. 4,4.
VIII. O spowiedzi
Władza kluczy i związana z tym absolucja jest ustanowiona przez Chrystusa i stanowi pomoc i pociechę dla obciążonego sumienia. Dlatego niech Bóg broni, aby miała "spowiedź albo absolucja zginąć (...) w Kościele". Są one potrzebne "zwłaszcza dla bojaźliwego sumnienia ludzkiego i dla młodzieży surowej a swawolnej". Reformacja odrzuca jednak obowiązek spowiedzi usznej. "Ale grzechów wyliczania wolne mają być". Natomiast "absolutio primata, osobliwe rozgrzeszenie - przychodzi od urzędu kluczów, tedy jej nikt nie ma gardzić, ale ją w wielkiej uczciwości i powadze mieć".
Tu Luter kładzie nacisk na poszanowanie urzędu kościelnego, który zwiastuje łaskę. Mówi więc, że Bóg nikomu nie udziela Ducha ani łaski inaczej, jak tylko przez Słowo Boże. Krakowczyk pozwolił sobie tu na określenie urzędu kościelnego słowem "minister", którego nie ma w oryginale. Mówi więc: "a tak w tych partiach, które się Słowa Bożego z ust ministra wiernego dotykają, mamy (...) mocnie stać, że Pan Bóg nikomu Ducha Swego albo łaski nie daje, jedno (...) z uprzedzonym zwirzchnim Słowem". Jest to zastrzeżenie podniesione przeciw anabaptystom, "którzy się chełpią, jakoby okrom Słowa mieli Ducha". Takim posiadaniem Ducha chełpił się Tomasz Mtintzer, jak Krakowczyk mówi - Minczarz).
Również papieżowi zarzuca Luter postawę "entuzjastyczną", głosi on bowiem, iż "wszytki prawa są in scrinio pectoris" (w skrzyni serca, tego łacińskiego terminu nie ma w tekście niemieckim; entuzjastami nazywano w okresie Reformacji anabaptystów, którzy chrzcili dorosłych i głosili, że poznają prawdę w natchnieniu Ducha Świętegi). Papież głosi swe nauki, chociaż są one "przeciw Pismu".
Artykuły Szmalkaldzkie podkreślają więc mocno, iż "Pan Bóg z nami (...) żadnej sprawy nie chce mieć, jedno przez swe zwirzchowne a święte Słowo i Sakramenty". Jeśli więc ludzie szczycą się natchnieniem Ducha lub objawieniem, to jest to "szczyry diabeł i anathema". Tu następują liczne przykłady, że Bóg działa przez Słowo (II Mojż. 3,2; Łuk. l,14; II Piotr 1,21; Dz.Ap. 28,26).
IX. O klątwie
Luter rozróżnia dwojaką ekskomunikę. Jest to "wielka klątwa", która zdaniem reformatora jest karą świecką, oraz ekskomunikę mniejszą, która jest "prawa chrześcijańska klątwa, gdzie jawny grzesznik swawolny, krnąbrny, surowy, niepokutujący, nie ma do Sakramentu być przypuszczeń, ani obcowanie Kościoła przyjść ma", dopóki się nie zmieni.
X. O święceniu i wokacji
W artykule tym Luter czyni ustępstwo wobec Rzymu. Godzi się mianowicie dla miłości i jedności na dokonywanie ordynacji przez biskupów rzymskich, o ile będą dbali o Ewangelię, i zaniechają przesadnego ceremoniału. "Gdyby (więc) biskupy chcieli być prawymi biskupy (...) mogło (by) być dopuszczono, aby oni i nasze kaznodzieje ordynowali i potwierdzali". Niestety jest to niemożliwe, gdyż biskupi "chcą być pany a książęty świeckimi" i prześladują Kościół Boży. Z tego powodu "chcemy i mamy sami ordynować, a więc godne persony ku takiemu najwyższemu urzędowi mamy obierać". Tego Kościół rzymski nie może zakazać, gdyż według jego praw "ci, którzy od kacerzów są ordynowani (...) mają zostać święconymi".
XI. O małżeństwie księżym
Zdaniem Lutra papiści wprowadzają celibat "żadnej słusznej przyczyny i prawa godnego nie mieli. Postanowili to "jako antychrystowie i tyranowie". Tak jak Bóg nie dał mocy "z mężczyzny białą płeć albo z białej płci mężczyznę uczynić", tak nie godzi się niszczyć naturalnego współżycia i zakazywać "uczciwie w małżeństwie świętym mieszkać". Dlatego na "plugawą czystość przyzwolić nie chcemy", ale "małżeństwo chcemy mieć wolne, tak jako je sam Pan Bóg zrządził i ustalił".
XII. O Kościele
Krakowczyk podaje własną marginesową uwagę: "Kościół Boży nie stoi ani na papieżu, ani na roju jego". Przytacza też protest Lutra przeciw mniemaniu, "aby oni mieli być Kościołem". Dziecko bowiem dziś wie, że Kościołem są "wszytcy wierni chrześcijanie, one owce, które głosu pasterza swego Pana Jezusa najmilejszego słuchają". Świętość Kościoła "nie stoi ani się nie zamyka na komży (...) albo w rewerendzie, sukni długiej, albo w inszych ceremoniach popowskich (...), aleć ta świętość stoi w Słowie Bożym a w prawej Wierze".
Znamienne, że Luter mówiąc o cechach Kościoła nie wspomina tu sakramentów.
XIII. Artykuł: "jako człowiek bywa przed Bogiem usprawiedliwień, takoż i o dobrych uczynkach"
Tu Luter jeszcze raz powtarza swą podstawową tezę, ale kładzie nacisk na to, jak rozumieć uczynki. Głosi więc, że przez wiarę otrzymuje chrześcijanin nowe, czyste serce. "Bóg Ojciec dla Pana Jezusa Chrystusa, naszego miłego pośrednika, nas prawie i zupełnie za sprawiedliwe i święte Pana i trzyma, chociaż w nas grzech jeszcze doskonale (...) nie umarł". W ślad za taką wiarą "wnet uczynki dobre się ukazują", a ich niedostatek "nie ma być za grzech poczytany". Człowiek zaś "ma sprawiedliwym być i świętym zostać, a to z szczyrej łaski i miłosierdzia Bożego w Jezusie miłym na nas wylanego i rozszerzonego". Ponieważ dzieje się to wskutek łaski Bożej, a więc człowiek nie ma prawa do chluby. Natomiast "gdzie nie masz dobrych uczynków (...) tedyć tam nie jest prawa ale fałszywa wiara".
XIV. O ślubach klasztornych
"Ponieważ przysięgi i śluby klasztorne mnichów i mniszek (...) przeciw pirwszemu artykułowi walczą, tedy zgoła już mają zaginąć". Kto bowiem ślubuje żyć w klasztorze "ten ci już wierzy, iż lepszy żywot wiedzie, niźli inszy pospolici chrześcijanie" i chce sobie sam zasłużyć na niebo. To zaś "nic inszego nie jest jedno się zaprzeć Pana Jezusa Chrystusa. "Nadto bucą się (chełpią się) ze swego świętego Tomasza, iż ślub klasztorny jest rówien chrztowi świętemu, co więc jest wielkie bluźnierstwo.
XV. O ustawach ludzkich
Tu Luter odrzuca tezę, jakoby przyjęte w Kościele tradycje "miały służyć ku odpuszczeniu grzechów albo miały zasłużyć zbawienie". Pod koniec dokumentu podkreśla Luter mocno, iż przytoczył artykuły, których nigdy nie odwoła. Są to nauki "na których stać muszę i stać mam do mojej śmierci". Jeszcze raz odrzuca Luter ceremonie stosowane przy święceniu Kościołów, dzwonów, co jest "jedno pośmiech i hańba chrztowi świętemu". Dalej potępia święcenie świec, gałązek, palm, kołaczy, ziół, domów, popiołów, wody i ognia. Mówiąc słowami Krakowczyka "to wszytko śmich jest i szalba". Ostatnie zdanie przekładu brzmi: "Boć my z tymi rzeczami chcemy mieć pokój, a nie chcemy się tym wszystkim pętać".
W oryginale następują tu podpisy uczestników narady w Szmalkalden. Krakowczyk podaje wszystkie podpisy, jednak po podpisie Melanchtona, który zastrzegł, że gotów jest uznać władzę papieską, gdyby papież "chciał dopuścić Ewangelię, uznałby ją, wszakże tylko jako władzę ustanowioną przez ludzi (iure humano). Krakowczyk wydaje jednak swój przekład Artykułów Szmalkaldzkich po ogłoszeniu interimu, kiedy to Melanchton zgodził się na daleko idące ustępstwa wobec Rzymu. Ortodoksja luterańska sprzeciwiła się temu i odgłosy tego stanowiska znajdujemy w pracy Krakowczyka. Przerywa on ciąg podpisów sygnatariuszy dokumentu i zamieszcza własną uwagę, iż pierwotnie uznanoby papieski "prymat nad biskupy" iure humano, obecnie zaś "dają papieżowi primatum nie tylko nad biskupy, które ma, ale też nad naszymi i owszem nad Kościołem Chrystusowym, który pierwej antychrysta klął". Jest to bardzo ostre powiedzenie, ale takie padały w owych czasach. Krakowczyk nie precyzuje, na jakie ustępstwa poszli zwolennicy interimu, lecz mówi ogólnie: "Nadto już zaś dają jego biskupom regiment i moc nad Kościołem Chrystusowym". I papież, korzystając z tego, "teraz daleko więcej niż pierwej co najszkaradniej klnie, bluźni (...) przeciw Kościołowi Bożemu i przeciw nam ubogim chrześcijanom (...) jako prawy niedźwiedź, wilk albo lew (...)" Tak się mści ugodowość. "Toć to tedy jest, co zowiemy pospolicie według nowych chrześcijanów (zwolenników ugody) zgadzać się".
Dopiero po tych uwagach podaje Krakowczyk dalsze podpisy.
Krakowczyk wywiązał się ze swego zadania - przyswojenia polskim luteranom Artykułów Szmalkaldzkich - na miarę swych sił. Bardzo wyraźnie zaznaczył jako tłumacz własne ortodoksyjne stanowisko. Dziś, w dobie ekumenii, ortodoksja nie jest popularna. Wprawdzie warto pamiętać opinię ks. biskupa Szerudy, że ekumenizm można uprawiać tylko wtedy, gdy się ma skrystalizowane przekonania konfesyjne i wie się, co można oferować innym, czego bronić, a w czym się zgodzić. Ekumenizm niewątpliwie uczy szacunku dla partnera przy zachowaniu własnej tożsamości. W tej sytuacji rażą nas ostre, bezkompromisowe wystąpienia naszych poprzedników z XVI wieku. Lecz wtedy rozdarcie Kościoła było bardzo świeże, rozdrażnienie nie dziwiło, było rzeczą zwykłą. Czytamy dziś stare pisma i druki z pewną goryczą, ale pamiętajmy, że w tej surowej, nieraz gwałtownej formie ukryta była również gorąca miłość dla Kościoła i Ewangelii.